Spis treści
Gdyby za każdą dobrą radę mojej teściowej, odnoście zajmowania się dzieckiem, płacili złotówkę, już byłabym milionerką... Dosłownie w każdej kwestii ma swoje zdanie i nie omieszka go wyrazić. Mam wrażenie, że od początku wszystko robię źle.
Na początku teściowa mi pomagała
Najpierw ceniłam jej pomoc, gdy po powrocie ze szpitala ciągle byłam niewyspana. W szpitalu zostałyśmy trochę dłużej, bo Julka miała żółtaczkę fizjologiczną. Kiedy teściowa usłyszała o tym od mojego męża, powtarzała, że wszystkie jej dzieci ją przechodziły i żebym się nie martwiła. To dodawało mi otuchy i czułam, że może być dla mnie wsparciem po powrocie do domu.
Adam nie mógł wziąć urlopu, bo w pracy miał gorący okres, dlatego ucieszyłam się, że mama chętnie przyjedzie i zostanie kilka dni. Ostatecznie zabawiła u nas 2 tygodnie, ale chętnie zostałaby dłużej gdyby nie fakt, że teść się rozchorował.
Niestety, poza wychodzeniem z małą na spacer (teściowa już pierwszego dnia pojechała z małą na pierwszy spacer po osiedlu, w ogóle nie słuchając, kiedy mówiłam, że na szkole rodzenia zalecali najpierw werandowanie), niewiele mi pomagała.
Cokolwiek robiłam, jej zdaniem robiłam nie tak. Niepotrzebnie kładłam małą na specjalnie wyprofilowanej gąbce w wanience - ona polecała podścielić tetrową pieluchę, niepotrzebnie usypiałam ją na rękach. A ja po prostu wiedziałam, że kiedy tylko ją odłożę, zamiast spać zacznie płakać. Poza tym nie byłam pewna, czy odbiła po karmieniu, więc dla bezpieczeństwa wolałam dłużej mieć ją na rękach.
Czuję się najgorszą matką na świecie
Na początku, gdy nie byłam pewna, jak coś zrobić przy małej, prosiłam ją o radę. Ale szybko przestałam. Raz obcięła Julce paznokcie, potem nie dała mi tego robić bo uważała, że na pewno zrobię małej krzywdę, a ona ma już wprawę. Więc szybko zeszłam na drugi plan.
Ja byłam tylko od karmienia, ona chciała robić wszystko. Bo ja źle przewijam i mogłabym zwichnąć małej nóżkę, niepewnie trzymam ją w kąpieli, używam za dużo kosmetyków dla niemowląt - jej zdaniem wystarczyłyby oliwka i mąka ziemniaczana.
Chociaż wyprowadziła się kilka miesięcy temu, wciąż wpada "pomóc" przy małej. Wtedy czuje się jak intruz we własnym domu i wciąż słyszę "że to nie tak". Oczywiście teściowa jest miła, niby z troską w głosie wygłasza swoje mądrości, ale to sprawia, że tym bardziej mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję.
Co gorsza, mój mąż a jej syn wcale nie trzyma mojej strony. Twierdzi, że mama tylko chce pomóc i wszystko co robi, robi w dobrej wierze. Tylko że ja chciałabym wreszcie zacząć uczyć się na swoich błędach i zajmować się Julcią po swojemu... czy to naprawdę tak trudno zrozumieć?