Spis treści
- Porządki w plecaku
- Coś mi tu śmierdzi
- Pytanie bez odpowiedzi
- Zabawa w chowanego
- Moja wina!
- Na to na koniec wypadałoby posprzątać!
Wracasz zmęczony z pracy i chcesz tylko schować płaszcz, a tu proszę, musisz jeszcze wciskać pomiędzy kurtki, sukienki i garnitury czyjeś ciężkie zwłoki. Do tego dochodzi sprawa zapachu. Z czasem może do niego przywykniesz, ale jak np. wytłumaczysz gościom panujący zaduch? (Kochanie, zauważyłeś, że u Kowalskich panuje kwaśna, ciężka atmosfera? Nie, bo trzymali mnie cały czas na balkonie.)
Porządki w plecaku
Ale nie obawiaj się, nie mam zamiaru publicznie porządkować naszych szaf. Dziś będziemy wietrzyć tylko szkolny plecak i może zajrzymy jeszcze za tapczan. Po co? - zapytasz. - Przecież dzieciaki noszą w teczkach jedynie podręczniki, zeszyty i pyszne śniadanie: aromatyczne rogaliki albo chrupiące kanapki ze świeżym liściem sałaty, z plasterkiem pomidora, żółtego sera i soczystej wędliny.
No właśnie... zawinięte w papier kanapki. Uprzedzam, jeśli n i e z a g l ą d a s z do tornistra albo za łóżko dziecka dość regularnie – bądź ostrożny: gumowe rękawice i maseczka chirurgiczna będą wskazane.
Czytaj: Damskie sprawy okiem starego. Ubieranie, czesanie czy wybór publicznej toalety
Coś mi tu śmierdzi
Podobnie jak miliony innych dzieci na świecie nie jadałeś przyniesionych do szkoły posiłków. Z jakiego powodu? Prawdopodobnie w ferworze zabawy zapominałeś o głodzie. Ale może także zamiast maminych bomb witaminowych (bułeczki naszpikowane zielskiem) wolałeś bomby kaloryczne: batoniki, hamburgery lub jakieś chrupki.
Niezależnie od tego, co stanowiło źródło twojej niechęci do przystrojonej kromki chleba, efekt zawsze był ten sam: zapomniana, wciśnięta pomiędzy przybory szkolne kanapka. Wkrótce dołączała do niej kolejna, a potem jeszcze jedna, i jeszcze jedna... Z czasem papierowe zawiniątka traciły swój pierwotny kształt, pokrywały je zielonkawo-szare plamy, a plecak wypełniał duszący odór.
No cóż, problem w tym, że nikt jak dotąd nie wymyślił plecaka wyposażonego w agregat chłodniczy. Co za zaniedbanie! Czyżby szanowne mamy producentów toreb nie robiły swoim przyszłym wynalazcom kanapek do szkoły? Najwidoczniej nie, skoro żaden z nich do dziś nie stworzył plecako-lodówek. A szkoda, rodzice kupowaliby je jak świeże bułeczki!
Czytaj: Przygotowany jak ojciec - czyli co mieć zawsze przy sobie w plecaku, kieszeni i w głowie
Pytanie bez odpowiedzi
Pozwól zatem, że pochylę się, tym razem w myślach, nad twoim tornistrem i odurzony wspomnieniem zapachu zjełczałego masła zapytam nieco spokojniejszym niż przed laty tonem: synu, czemu magazynowałeś kanapki, zamiast pozbyć się ich w taki czy inny sposób? Ja na przykład rozdawałem je kolegom.
Mówię to ze skruchą, gdyż w czasach mojego dzieciństwa żywność była reglamentowana i bułeczka z plasterkiem polędwicy uchodziła za rarytas. Mam nadzieję, że śp. babcia, która przygotowywała mi te pożywne kanapki, a teraz zapewne spogląda na mnie z wysokości, przyjmie to wyznanie z ciepłym uśmiechem na twarzy.
Kolejne rzecz, która mnie interesuje: co czuje dziecko, które zamiast tornistra nosi na plecach kompostownik. Przecież nie wmówisz mi synu, że w podstawówce miałeś jeszcze niewykształcone receptory węchu i twojemu powonieniu umykał zapach świadczący o jednym: w plecaku rozpoczął się niekontrolowany proces hodowli nowych szczepów bakterii.
Poza tym, jak tłumaczyłeś sobie pojawianie się na kartkach zeszytów tłustych, prześwitujących plam? Czy ich również nie kojarzyłeś z pleśniejącym w teczce śniadaniem? Trudno mi w to uwierzyć. Ale odłóżmy już plecak na bok i zajrzyjmy za łóżko.
Polecany artykuł:
Zabawa w chowanego
To niestety ulubiona gra Tadków Niejadków. Polega ona na ukrywaniu przed rodzicami niezjedzonego posiłku w różnych zakamarkach domu. W tym miejscu pragnę ci podziękować, że nie poszedłeś za przykładem swojego najlepszego kolegi i nie wrzucałeś kanapek za łóżko.
Siedlisko larw, jakie matka tego spryciarza odkryła pewnego dnia za tapczanem, musiało ją co najmniej zaszokować. Znam jednak kogoś, kto zapewne uważa, że kobiecie tej powinno się nie tyle współczuć, co zazdrościć! Mowa tu o dzielnym ojcu, któremu przyszło przez tydzień opiekować się samemu (!) trójką dzieci.
Chcąc sprostać licznym obowiązkom, mężczyzna postawił na szybką, prostą i smaczną kuchnię. W związku z tym codziennie w porze obiadów i kolacji podawał na stół gar truskawkowego kisielu. W ramach urozmaicenia menu na deser serwował kisiel o smaku cytrynowym. Nikt się nie skarżył, a w zlewie po każdym posiłku zalegały dokładnie opróżnione talerze.
Wyobrażasz sobie, co biedak przeżywał, kiedy żona po pewnym czasie odkryła wystający zza łóżka wierzchołek góry kisielowej? Zapewne to samo, co kapitan tonącego Titanica.
Czytaj: Dziecko gwarantem bałaganu - czyli dlaczego nie ma szans na to, żeby panować nad wszystkim
Sport młodego ojca — czyli w czym rodzicom pomoże dbanie o formę
Moja wina!
Nie zapytam, co czuli mali bohaterowie tej historii, którzy codziennie musieli siedzieć na t y m tapczanie w towarzystwie ojca. Odpowiedź znam z autopsji. W wieku dziewięciu trafiłem do szpitala, gdzie przez tydzień leżałem w pustej sali. Jako dziecko nienawidziłem jeść. Jak się domyślasz, szpitalny prowiant również nie przypadł mi do gustu.
Na szczęście brak innych pacjentów pozwalał mi ukrywać kanapki z mortadelą za firankami na parapecie okiennym. Na sterylnym (?) oddziale zakaźnym pod okiem personelu udało mi się wyhodować pokaźną ilość penicyliny (czyt. pleśni). Moja laboratoryjna działalność była jednak okupiona strasznym stresem, zwłaszcza w chwilach, kiedy na sali pojawiała się pani sprzątająca.
Do końca życia nie zapomnę emocji, jakie mną targały, gdy opuszczałem szpital. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Korytarz, którym szedłem z mamą wczepiony w jej rękę, zdawał się rozciągać, a szklane drzwi na jego końcu – oddalać.
Byłem pewny, że zaraz z mojej sali wybiegnie pielęgniarka i wtedy usłyszę: łapać go! Wstrzymywane w płucach powietrze wypuściłem dopiero w samochodzie na parkingu...
Na to na koniec wypadałoby posprzątać!
A skoro już jesteśmy przy sprzątaniu starych kanapek, to pozwól że zadam tym razem sobie ważne pytanie: z czym kojarzy mi się widok wciśniętych za łóżko kanapek? Czy aby nie z tak często praktykowanym przez nas, dorosłych zamiataniem śmieci pod dywan (łagodniejszą wersją wciskania trupa do i tak przeładowanej szafy)?
Czyż buchający z tornistra odór nie jest dowodem na to, że poukładanych, rozsądnych rodziców i ich niegrzeczne pociechy poza więzami krwi łączy coś jeszcze? Równie silna, co naiwna wiara w to, że problemy znikną same, gdy będziemy udawać, że ich nie ma?
Pozdrawiam,Twój stary
Więcej artykułów Pawła i innych odjechanych Ojców znajdziesz na stronie jestemtwoimstarym.pl