Spis treści
- Pozytywne reakcje rodziny i znajomych
- Coraz bliżej porodu...
- Mama wraca na studia
- Zmiany, zmiany, zmiany...
O tym, że jestem w ciąży, dowiedziałam się podczas wakacji w Wielkiej Brytanii. Byłam wtedy między drugim a trzecim rokiem studiów. Pojechałam tam razem z moim chłopakiem Dominikiem i znajomymi, żeby trochę podszkolić język i zwiedzić ciekawe miejsca.
Od pewnego czasu źle się czułam, ale byłam przekonana, że to przez zmianę otoczenia i śmieciowe jedzenie, które wtedy kupowaliśmy. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że mogę spodziewać się dziecka. Obawy potwierdził pozytywny test ciążowy, najpierw jeden, później drugi, a stuprocentowej pewności nabrałam, kiedy po powrocie do Polski ciążę jednoznacznie stwierdził mój ginekolog.
Po etapie wyparcia przyszedł czas na strach. Bałam się o to, czy uda mi się skończyć studia, jak poradzimy sobie z moim chłopakiem w tej sytuacji, z czegobędziemy żyć, skoro oboje jesteśmy studentami. Dominik mieszkał i studiował w innym mieście, więc tym bardziej nie było łatwo. Ale jedyne, czego byłam wtedy pewna, to tego, że mogę na niego liczyć – mimo że bał się tak samo jak ja, od samego początku bardzo mnie wspierał.
Czytaj także: Dwie kreski na teście ciążowym. I co dalej?
Pozytywne reakcje rodziny i znajomych
Gdy pierwsze emocje opadły, postanowiliśmy porozmawiać z rodzicami. Mama na informację o ciąży zareagowała płaczem, tata przyjął ją ze spokojem. Na początku martwili się, czy sobie poradzimy, byli zaskoczeni nową sytuacją, ale z czasem przywykli do myśli, że po raz pierwszy zostaną dziadkami.
Znajomi ze studiów o ciąży dowiedzieli się podczas zajęć z retoryki. Każdy z nas miał za zadanie przygotować krótkie przemówienie o tym, co najważniejszego otrzymał w życiu – pomyślałam, że to idealny moment. Kiedy przyszła moja kolej i najspokojniej na świecie powiedziałam, że najważniejsze jest teraz dla mnie dziecko, którego się spodziewam, w pierwszej chwili chyba nikt mi nie uwierzył. W końcu koleżanki zaczęły płakać, przytulały mnie, gratulowały. Bardzo miło wspominam ten dzień.
Wykładowcy, z małymi wyjątkami, byli mi raczej przychylni i pomocni, uśmiechali się, składali gratulacje. Zresztą brzucha przez długi czas nie było prawie widać, część z nich pewnie do dziś nie wie, że po zajęciach wracam szybko do domu, żeby nakarmić niemowlaka.
Czytaj także: Jak rośnie brzuch w ciąży? W którym miesiącu widać brzuszek?
Coraz bliżej porodu...
W 20. tygodniu ciąży trafiłam do szpitala z powodu przedwczesnych skurczów. To był najgorszy moment podczas całej ciąży. Lekarz powiedział, że to wina stresu. Na szczęście po kilku dniach w szpitalu sytuację udało się opanować. Dostałam trochę leków i receptę na więcej spokoju. Nie było wyjścia, musiałam zwolnić tempo, a zmartwienia odłożyć na bok, Julka była dla mnie najważniejsza. Poza tym jednym incydentem mój organizm zniósł ciążę dość dobrze – to zdecydowana zaleta macierzyństwa w młodym wieku.
Miałam, oczywiście, różne typowe zachcianki, np. chciałam jeść lody z wędliną i kiszonymi ogórkami, a kiedy tego nie dostawałam, byłam wściekła.
Do samego końca chodziłam na uczelnię, nie chciałam wykorzystywać mojego stanu jako wymówki do opuszczania zajęć. W czasie sesji śmiałyśmy się nawet z koleżankami, że moja córcia może urodzić się podczas egzaminu i będzie się jej wtedy należał złoty indeks.
W końcu, w 40. tygodniu ciąży, Julka przyszła na świat. Choć od tego czasu minęło dopiero kilka miesięcy, pamiętam to wydarzenie trochę jak przez mgłę, bo bardzo się wtedy stresowałam. Na szczęście w szpitalu zostałam otoczona dobrą opieką, położne wszystko spokojnie tłumaczyły, a pani doktor, która odbierała poród, bardzo mi pomogła. Na sali był też ze mną Dominik i uważam to za słuszną decyzję – jego obecność była dla mnie ogromnym wsparciem. Dziwiłam się, jak może być tak opanowany, kiedy ja tu właśnie rodzę!
Czytaj: Z kim powinnaś rodzić? Zrób TEST i sprawdź
Mama wraca na studia
Po urodzeniu dziecka rodzina namawiała mnie, żebym wzięła urlop dziekański na uczelni i spokojnie zajęła się córeczką. Ale ja od razu wiedziałam, że chcę jak najszybciej wrócić na studia, aby nie stracić ostatniego semestru i w terminie obronić licencjat.
Trochę bałam się, jak to będzie, gdy zostaniemy z Julką same – Dominik przyjeżdżał, kiedy tylko mógł, ale ze względu na studia większość czasu i tak musiał spędzać w Krakowie. Rodzice i rodzina mieszkają poza Warszawą, na początku bardzo pomagała mi mama, ale na dłuższą metę to też nie było możliwe. Wiedziałam jednak, że muszę dać sobie radę, a Julka była moją najlepszą motywacją.
Już trzy tygodnie po porodzie wróciłam na zajęcia. Pogodzenie studiów i opieki nad małą wymagało trochę gimnastyki, ale nie było tak strasznie, jak mogłoby się wydawać. Zajęć na ostatnim roku jest niewiele, a w kryzysowych sytuacjach bardzo pomogli mi znajomi, którzy czasem zostawali z Julcią. Szczęśliwie zdałam wszystkie egzaminy i obroniłam licencjat, jednak nie zamierzałam spocząć na laurach – skoro tyle już się w tym roku wydarzyło, dlaczego nie miałabym iść za ciosem? Przeprowadziłam się więc do Dominika, żebyśmy mogli razem zajmować się naszą córeczką, i zaczęłam studia magisterskie.
Czytaj także: Prawa studiującej mamy - jak pogodzić dziecko ze studiami?
Zmiany, zmiany, zmiany...
Dziecko było w naszym życiu prawdziwą rewolucją. Nie uważam jednak, że w takiej sytuacji trzeba rezygnować ze swoich planów i marzeń, ale na pewno wymaga to ich zmodyfikowania. Dla nas był to koniec typowego studenckiego życia, imprezy do rana nie wchodzą już w grę, ale nie zrezygnowaliśmy zupełnie z kontaktów ze znajomymi i rozwijania naszych zainteresowań.
Julka na szczęście nie jest chorowitym dzieckiem i szczególnie teraz, gdy już trochę podrosła, możemy pozwolić sobie z Dominikiem na jakieś wieczorne wyjście, gdy mamy ją z kim zostawić. Paradoksalnie z Julką też więcej podróżujemy – mała zwiedziła już sporą część Polski, Majorkę i Niemcy. Nie chcemy odcinać się od świata, dziecko nie jest przecież kulą u nogi.
Wiem, że panuje teraz moda na późne macierzyństwo, a zajście w ciążę podczas studiów może wydawać się szaleństwem, ale wcale nie żałuję, że moje życie właśnie tak się potoczyło. Mam to szczęście, że mogłam liczyć na wsparcie ze strony bliskich. Rodzice od pierwszego wejrzenia zakochali się w Julce i cały czas ją rozpieszczają, a Dominik, choć widać, że do tej pory oswaja się z nową sytuacją, bardzo się stara. Można powiedzieć, że dojrzewa razem z małą. Są momenty, w których jest ciężko, ale później Julia się uśmiecha i zapominamy o wszystkim, co nas złości czy smuci.