Spis treści
Nasze pierwsze rozstanie z dzieckiem wypadło, gdy mała miała nieco ponad 1,5 roku. I choć nie była już bezbronnym oseskiem, a raczej terroryzującym cały dom dzieckiem, mocno przeżyłam to rozstanie. Kilka nocy wcześniej nie spałam z przejęcia. Ciuszki przygotowywałam niczym wyprawkę do szpitala, z zapasem przewidującym kilka zalań zupą oraz przypadkowych obsikań. Leki zebrane w miniapteczce przygotowane były na każdą dolegliwość, z wyjątkiem wymagającej antybiotyku (bo zakładałam, że zanim choroba na dobre się rozwinie, to ja, supermama, wrócę i, zupełnie niczym Superman, uratuję moje dziecko przed katastrofą). Listę wskazówek dla teściowej, która miała sprawować pieczę nad małą, ograniczyłam do zaledwie dwóch stron. W świadomości kołatał mi fakt, że w końcu posiada całkiem udane odchowane potomstwo. W efekcie na niespełna czterodniowy pobyt u babci mała miała spakowaną walizę niczym rodzina na dwutygodniowe wczasy w górach.
Waliza zawierała...
ulubione jedzenie, zabawki i książeczki. A nuż któryś z gadżetów pozwoli uspokoić dziecięcy napad histerii spowodowany tęsknotą za mamą.W czasie przygotowań oddanej sprawie mamie zupełnie miesza się, kto tu wyjeżdża, zapomina o sobie i... rozchorowuje się! W porze obiadu przypomina sobie o niezjedzonym śniadaniu. Nie zauważa, że kiepskie samopoczucie zapowiada chorobę.I gdy romantyczny urlop we dwoje trwa już w najlepsze, ona, zamiast oddawać się jego urokom, zasmarkana spędza czas w pokoju hotelowym. I co robi? Przegląda zdjęcia swojej małej i pochlipuje. W tym czasie małej źle się nie dzieje. Przejmuje rządy w domostwie babci, zgodnie z którymi: od śniadania do kolacji trwa nieprzerwany seans kanałów dziecięcych, wszyscy angażują się w zabawy zainicjowane przez małą, a drzemki są w porach ustalonych przez nią. Głosem nieznoszącym sprzeciwu odmawia przyjmowania pokarmu, w drodze wyjątku decyduje się na butelkę mleka. Gdy głód przyciska, rezygnuje z wcześniejszej rezygnacji. Stwierdza zapewne, że aby dobrze się bawić, trzeba jednak coś jeść. Mama? Powiedziano jej, że wyszła kupić mandarynki. Nie zauważa zatem, że zakupy nieco się przeciągają. Tak dobrze się bawi, że całkiem zapomina o istnieniu rodzicielki.
Tymczasem mama...
wypuszcza się w końcu na miasto z tatą, który zarzucił chwilowo swą ojcowską funkcję. Jednak zabytki, urokliwe uliczki nie przykuwają na dłużej uwagi zbolałej mamy. Co innego dzieci. Może to choroba zawodowa, że każda mama widzi wszędzie dzieci? Ja zauważyłam, że wszędzie pełno jest dzieci podskakujących w spacerówkach. Duża grupka dzieciaków leciała też z nami samolotem. Nie przeszkadzał mi fakt, że siedzący za mną niemowlak całą drogę wył wniebogłosy. Oblicza innych współpodróżujących wskazywały, że nie byli aż tak tolerancyjni.Zupełnie roztkliwił mnie obrazek, który dobrze znałam. Ubrana w różowe ciuszki mała niunia jedną rączką pchała wózek z pluszowym królikiem, w drugiej trzymała plastikowy telefon. Wypisz wymaluj – moja mała!
Z urlopu wróciłam...
z zakatarzonym nosem oraz stertą zdjęć, na których mam minę wskazującą na średnio udaną zabawę. Chętnie zaplanowałabym cały ten wyjazd inaczej… Mamo, która jeszcze przez to nie przeszłaś, unikaj podobnych błędów! Znajdź czas na wyjazd tylko we dwoje. Świat się nie zawali, jeśli czasem zapomnisz o tym, że jesteś mamą, a przypomnisz sobie, że jesteś też kobietą!