Rozmawiając o edukacji seksualnej, najczęściej sprowadza się ją do seksu, antykoncepcji i masturbacji. Czy warto to tak upraszać, czy lepiej spojrzeć, co leży u jej podstaw?
Te uproszczenia sprawiają, że umyka nam rdzeń edukacji seksualnej, a jej rolą jest wyposażenie w wiedzę.
Podczas spotkań z edukatorami seksualnymi młodzi ludzie dowiadują się nie tylko o samej antykoncepcji, a masturbacja wspominana jest tylko jako jedno z możliwych zachowań, zaliczanych do aktywności seksualnej na pewnym etapie rozwoju. I podobnie jak przekazuje się wiedzę o granicach, o tzw. dobrym i złym dotyku, tak też porusza się zagadnienie samej masturbacji, bo nie rodzimy z wiedzą, gdzie jest granica zachowania w normie i jej pograniczu.
Należy jednak podkreślić, że o rozmowy te powinny być prowadzone w sposób dostosowany do wieku dziecka czy też młodego człowieka, z człowiekiem dorosłym włącznie.
Edukacja seksualna to nie tylko seks, antykoncepcja i masturbacja. To profilaktyka zachowań i aktywności seksualnej, wiedza na temat infekcji przenoszonych drogą płciową, o tym, jak funkcjonuje ludzkie ciało, czym jest miesiączka i polucje.
Edukacja seksualna to tłumaczenie jak ciało młodego człowieka się zmienia. I, mimo że mamy XXI wiek i dostęp do internetu, to nadal seksualność jest tematem tabu. Bo czy wytłumaczenie dziecku, skąd się biorą dzieci, jest takie trudne? A przecież wielu rodziców nadal ma z tym problem. Wszystkie powyższe tematy, to jednak zaledwie kropla w morzu tego, jakie zagadnienia porusza edukacja seksualna.
Czy takie podejście może wynikać z tego, że seksualność nadal jest tematem tabu i że dorośli wstydzą się rozmawiać z dziećmi o seksualności, bo sprowadzają ją tylko do seksu?
To, w jaki sposób dorośli mówią o seksie i seksualności, niewątpliwie odzwierciedla ich podejście, nastawienie i przeszłe doświadczenia. Nie muszą one determinować reszty życia, ale patrzenie dziecka na seksualność jest zupełnie inne, od postrzegania seksualności przez dorosłe osoby.
Czasem jest też tak, że brak elementarnej wiedzy i nieumiejętność przyznania się do braków w tym zakresie sprawia, że młodych ludzi albo zostawia się samych sobie, albo wyposaża w wątpliwe „fakty”, które nie tylko z prawdziwością mają niewiele wspólnego, ale jeszcze potęgują strach i fałszywe przekonania.
Trzeba mieć na uwadze, że dzieci pytają przez ciekawość poznawczą, a osoba dorosła patrzy już przez pryzmat własnych doświadczeń i przeżyć. Dlatego też nie każdy dorosły będzie umiał rozmawiać o seksualności i to też jest w porządku, jeżeli znajdzie rzetelne źródła wiedzy czy specjalistki/specjalistów, którzy porozmawiają z dzieckiem.
Warto wiedzieć, że obecnie istnieje wiele organizacji, które chętnie pomagają w takich sytuacjach.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy rodzic nie ma w sobie gotowości na udzielenie czy poszukiwanie odpowiedzi, a jeszcze kilkukrotnie powtórzy: „Spróbuj tylko przyjść z brzuchem”, „Mężczyźni myślą tylko o jednym”, „Prawdziwy facet ma ochotę na seks” itd. Wtedy trzeba jasno podkreślić, że nie jest to edukacja seksualna, a seksualizacja, czyli patrzenie na człowieka przez pryzmat jego seksualności, tego, co potrafi, może, ale nie przez pryzmat tego, czego faktycznie chce. Bo niestety nadal wielu rodziców wychowuje dzieci w myśl powiedzenia, że „dzieci i ryby głosu nie mają”.
Czytaj: Pierwsza wizyta z córką u ginekologa – co warto wiedzieć?
W takim razie, od kiedy zacząć edukację seksualną dziecka? WHO opublikowało raport „Standardy edukacji seksualnej w Europie”, gdzie zaleca, by zrobić to już w przedszkolu. Spotkało się to z oburzeniem wśród wielu rodziców, którzy uważają, że jest to za wcześnie.
Jak wspomniałam, podstawowym założeniem edukacji seksualnej jest przekazywanie rzetelnej wiedzy. Rodzimy się jako istoty seksualne i jako istoty seksualne umieramy. Nie ma tu znaczenia, czy podejmujemy aktywność seksualną, czy też nie, z kim i z jaką częstotliwością. Co natomiast ma znaczenie to rozwój psychoseksualny, gotowość na zachodzące w ciele zmiany.
Czy dziecko przedszkolne nie widzi różnic w ciele ludzi? Czy jednak jest istotą społeczną i lepiej by to z wiarygodnych, niekrzywdzących źródeł dowiedziało się, która z osób i w jaki sposób może go dotykać?
Dodatkowo myślę, że najczęstszym błędem jest traktowanie seksualności jako dodatku do ludzkiej egzystencji. Tymczasem, co powtarza się nieustannie – seksualność to nieodłączny element ludzkiego życia, bo jak wspomniałam wcześniej, tu nie chodzi tylko o aktywność seksualną. Przecież to też już słynny gender, czyli płeć społeczno-kulturowa, czyli to, czy wychowujemy dzieci w duchu równości, czy przekonań, co jest kobiece, a co męskie.
Rodzice często obawiają się, że edukacja seksualna prowadzona w szkole może prowadzić do seksualizacji i demoralizacji. Czy faktycznie może tak być?
Mylenie edukacji i seksualizacji jest dość powszechne, szczególnie patrząc na scenę polityczną w naszym kraju. Trzeba podkreślić wyraźnie, że jedno nijak ma się jedno do drugiego.
Myślę, że pomocne w zrozumieniu tego będą przykłady. Seksualizacja jest wtedy, gdy mówi się: „Jesteś seksowna”, „Jesteś facetem, jak to nie staje ci? Faceci zawsze mogą”, „Ta to cnotka niewydymka” itd.
Warto wiedzieć, że w tych komunikatach przekazujemy ludziom, że ich wartość określa się po ich atrybutach związanych z seksualnością. Edukacja natomiast uczy, jak reagować w takich sytuacjach. Bo czy bycie seksowną to moja jedyna wartość? Czy naprawdę to z kim i z iloma osobami podejmuję kontakt seksualny stanowi o mnie jako osobie?
To kwestia wartości, świadomej zgody, podejmowania bezpiecznych zachowań. Edukacja seksualna daje narzędzia, seksualizacja zabiera podmiotowość. Mówiąc jaśniej, edukacja seksualna uczy młodych ludzi szacunku do siebie i innych, uczy wyznaczania granic indywidualnych, seksualizacja natomiast pokazuje jaki/jaka masz być, żeby spełniać społeczne standardy bez względu na to, czy ci się to podoba, czy nie.
Kiedy edukujesz ludzi, mówisz: „To ok, że nie chcesz uprawiać seksu, wszystko jest ok i masz do tego pełne prawo”. Kiedy seksualizujesz mówisz: „Twoje <<nie>> to zapewne <<tak>>, bo ja wiem lepiej, czego ci potrzeba”.
O czym zatem pamiętać rozmawiając z dzieckiem o seksualności? Jakimi zasadami się kierować?
Według mnie jedną z podstawowych zasad jest to, by dostosować przekazywaną wiedzę do poziomu dziecka. Zadawanie pytań i ciekawość to równie naturalny element dojrzewania i habituacji w społeczeństwie, jak rozwój seksualny.
Często zachęcam rodziców, opiekunów do szczerości, co oznacza, że jeżeli nie znają odpowiedzi na jakieś pytanie, to nie boją się tego przyznać i poszukać na nie odpowiedzi wspólnie. Każde pytanie jest wyrazem ciekawości. Kiedy nie odpowie na nie osoba dorosła, dziecko dostaje komunikat: „Poszukaj sobie sam”. I rzeczywiście będzie szukać samo i też nie będzie już tak chętnie wracać z pytaniami, bo i po co, skoro albo zostanie potraktowane protekcjonalnie, albo dostanie umoralniającą przemowę.
Czytaj: Sexting - twoje nastoletnie dziecko też może wysyłać nagie zdjęcia
Podczas rozmowy o seksualności istotne jest to, by rozmawiać otwarcie, z zachowaniem własnych granic intymności. I tu świetnym przykładem jest pytanie o doświadczenia seksualne rodzica – wtedy lepiej wyznaczyć swoje granice i właśnie w taki sposób uczyć młodego człowieka, że jest to obszar intymny, ale także jak najbardziej taki, o którym się rozmawia.
A co, jeśli dziecko nie pyta o swoją seksualność bądź o seksualność w ogóle, a ma np. 10-12 lat? Czy rodzice sami powinni zacząć ten temat?
Kiedy dziecko nie zadaje pytań, trudno jest ot tak zacząć rozmowę. Bo właściwie jak to zrobić? Co będzie najbardziej odpowiednie? Od czego zacząć? To częste pytania, z którymi się spotykam. Jeżeli jednak do tej pory nie rozmawiało się o tym w domu, to takie momenty jak – ok, to teraz siadamy i rozmawiamy – są niezwykle stresujące dla każdej ze stron.
Lepiej i łatwiej jest, gdy ten temat z jakichś przyczyn pojawia się w domu, naturalnie na przykład przy jakiejś okazji, bo wtedy nie wnosi napięcia pomiędzy ludźmi. Należy pamiętać, że młodzi ludzie nie żyją w próżni, dlatego można zapytać ich o zdanie przy okazji jakiegoś medialnego tematu.
Dodatkowo uważam, że w kontekście dzieci wręcz obowiązkiem jest, by rozmawiać o bezpieczeństwie. Ostatnio na przykład podczas spaceru z psem mijałam pewną dziewczynkę, która bawiła się w przydomowym ogródku. Zagadała, bo była dumna z posadzonych przez siebie roślin. Chwilę pogadałyśmy, po czym ona, na oko 7-letnia dziewczynka dodała, że mama mówi jej, żeby nie rozmawiała z nieznajomymi i żeby nie brała żadnych cukierków od obcych ludzi. I to jest właśnie domowa edukacja seksualna. Ta dziewczynka dostała w domu wiedzę, rzetelną i na temat – szalenie piękna sytuacja.
Wspomniałaś, że rozmowy o seksualności dopasowujemy zawsze do wieku dziecka. W jakim momencie można rozmawiać z dzieckiem w taki sposób, jak to faktycznie wygląda, czyli bez dziecięcych ozdobników, upraszczania itd.?
Tu bardzo ważne jest, by rozmawiać o stanie faktycznym. Używać prawidłowych nazw, bez zdrabniania czy upraszczania, bo dziecko i tak musi podjąć trud zapamiętania nazwy, a to od dorosłego zależy, co to będzie. Czy stosujemy jakieś inne określenia na rękę, czy nogę? Niekoniecznie. A nagle taka trudność ma miejsce, gdy chodzi o nazywanie narządów płciowych.
Wiem, że z jednej strony język polski nie jest w tym względzie specjalnie przyjazny, ale nie oszukujmy się, jeżeli dorosłe osoby mają takie podejście, to jak mają przekazać tę wiedzę dzieciom?
Chociaż faktycznie niektóre określenia budzą pewne konotacje, to jednak warto być ponad nimi i bez zbędnych emocji po prostu mówić, jaki jest stan faktyczny. Bo przecież jak boli nas ząb, to mówimy, że to ból zęba doskwiera, a nie na przykład groteskowo, że boli mnie ptasie mleczko czy co tam sobie wymyślimy…
Cóż, niewątpliwie mamy trudności w rozmowach z dziećmi o seksie. Co w przypadku rodziców, którzy chcieliby, ale jakoś nie potrafią przez nie przebrnąć?
Jak wspomniałam, jest coraz więcej osób, które zajmują się tym tematem i są w stanie odpowiednio przedstawić wiedzę, wyposażyć w nią dzieci i młodzież.
Kolejnym pozytywem jest też to, że dzięki rozmowie ze specjalistą/specjalistką również sami rodzice nabywają wiedzę i dowiadują się, dlaczego ten temat jest dla nich taki trudny. Myślę, że kluczowa jest tutaj otwartość, zarówno na samą wiedzę merytoryczną, jak i na wiedzę o sobie, o tym, co mi ten temat robi, co sprawia, że jest mi trudno o „tych sprawach” rozmawiać.
seksuolożka, terapeutka, edukatorka seksualna, wykładowczyni na Akademii Ekonomiczno-Humanistycznej. Posiada uprawnienia konsultantki w punkcie testowania HIV. Nominowana przez redakcję Wysokich Obcasów do grona Entuzjastek - grona kobiet wyróżnionych za zaangażowanie w budowanie świadomości społecznej, entuzjazm i skuteczność. Członki Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego oraz Polskiego Towarzystwa Naukowego AIDS. Swoją pracę poświęca profilaktyce zaburzeń psychoseksualnych, szeroko rozumianej edukacji seksualnej i propagowaniu zdrowia seksualnego. Jako edukatorka seksualna zajmuje się poradnictwem w zakresie seksualności w różnych fazach życia: dzieci, młodzieży i osób dorosłych. Poradnictwo i terapia obejmują zarówno udzielanie informacji, jak i szukanie możliwych rozwiązań dotyczących trudności w obszarze seksualności. Udziela konsultacji indywidualnych oraz dla par. Prowadzi warsztaty oraz grupy rozwojowe w zakresie seksualności. Współpracuje z organizacjami pozarządowymi, które działają na rzecz edukacji seksualnej oraz profilaktyki zdrowotnej HIV/AIDS. „W pracy nadrzędną wartością jest dla mnie otwartość oraz pozytywne podejście do seksualności. W bezpieczny i niezagrażający sposób wspieram rozwój osobisty."