Artykuł powstał w ramach akcji MAMA MA BIZNES
Jest Pani właścicielką sklepu internetowego z pomocami dydaktycznymi i terapeutycznymi dla dzieci Juniora.pl. W naszym plebiscycie zajęła Pani trzecie miejsce. Gratulujemy! Proszę nam opowiedzieć, jak doszło do powstania sklepu?
– Dziękuję. Wszystko zaczęło się 4 lata temu, wtedy wpadłam na pomysł otworzenia tego sklepu internetowego. Miałam wtedy za sobą bardzo trudny okres. Przez długi czas walczyłam o zdrowie mojego synka. Gdy Adaś miał 2 lata i 8 miesięcy, okazało się, że cierpi na autyzm dziecięcy.
Przez tę diagnozę zawalił mi się wtedy świat. Czułam się tak, jakbym straciła syna. Nie mogłam i nie chciałam się z tym pogodzić. Dlatego szukałam metod leczenia i terapii, które dałyby nadzieję na normalne życie dla Adasia. Marzyłam o tym, by kiedyś móc z nim normalnie porozmawiać.
Synek przeszedł jakąś terapię?
– Tak. Szukając w internecie tylko pozytywnych historii, znalazłam artykuł o znaczeniu diety, o leczeniu biomedycznym i o terapii metodą krakowską. I tą drogą postanowiliśmy pójść. Nie było łatwo, wymagało to od nas bardzo wielu wyrzeczeń. To był czas permanentnego zmęczenia, przygniatającego poczucia odpowiedzialności i ogromnego stresu. Jednak ten trudny czas bardzo scalił naszą rodzinę.
Nawet moja córcia, starsza o dwa lata Karolinka, miała duży wkład w terapię Adasia. Była dla niego wzorem, kompanem do zabaw, a nawet terapeutą. Widzieliśmy, że nasze starania przynoszą rezultaty i to pomagało nam w tym, aby się nie poddać. Poza tym widzieliśmy, że z dnia na dzień, maleńkimi kroczkami posuwamy się do przodu, a Adaś się zmienia.
To skłoniło Panią do założenia własnego biznesu?
– Tak. Kiedy z Adasiem było już lepiej, zaczęłam myśleć o powrocie do pracy. Ale nie było to takie proste. Przerażało mnie to, bo spędziłam w domu siedem lat, a w głowie ciągle miałam tylko temat dzieci, terapii i leczenia. Po takim czasie i takich przeżyciach zastanawiałam się, czy odnajdę się w innym świecie.
Poza tym nie wyobrażałam sobie, że nie będzie mnie w domu przez osiem godzin dziennie. Adaś przebywał w przedszkolu tylko do godziny 14, a Karolinka miała właśnie zacząć naukę w szkole. Wtedy mój mąż podsunął mi pomysł, żebym otworzyła sklep internetowy. Co prawda zaproponował mi zupełnie inną branżę, ale to natchnęło mnie do założenia sklepu Juniora.pl z pomocami do terapii metodą krakowską.
Nie było takiego sklepu?
– Niestety, nie. Kiedy pracowałam z synkiem, pomocy terapeutycznych do codziennej pracy z Adasiem musiałam szukać w różnych miejscach. Wymagało to ode mnie poświęcenia czasu i sił, których stale mi brakowało. Nieraz kupiłam coś, co w ogóle nie nadawało się do terapii według tych zasad. Skoro ja sama potrzebowałam takiego sklepu, to założyłam, że i inne mamy chętnie by z niego skorzystały.
Najbardziej podobało mi się to, że ten sklep dawał mi szansę pozostania w środowisku, które dobrze znałam i w którym dobrze się czułam – wśród rodziców dzieci z zaburzeniami. W czasie kiedy prowadziłam terapię z synkiem, mój tata namówił mnie na pisanie bloga adasia.juniora.pl. Dzięki temu odezwało się do mnie wielu rodziców, mogliśmy się dzielić doświadczeniem i czerpać od siebie nawzajem siły.
To byli ludzie, którzy mnie dobrze rozumieli i cieszyłam się, że ten sklep będzie służył i im. Dzięki blogowi zresztą poznałam też Ewę, z którą teraz prowadzę sklep. Tak jak ja nie chciała wracać do pracy na etat i chciała robić w życiu coś, co będzie sprawiało jej przyjemność, a zarazem pomagało innym. I tak powstała nasza spółka.
Od czego Panie zaczęły?
– Zaczęłyśmy od planowania. Miałyśmy szczęście, że znałyśmy terapeutów oraz inne mamy i korzystałyśmy również z ich doświadczenia, by stworzyć nasz sklep. Założenie było takie, że sklep ma być praktyczny. Miało być dużo zdjęć produktów, miały być do nich dodane przykłady ćwiczeń. Podział działów w sklepie również miał pomagać w znalezieniu pomocy do określonych terapii.
Zanim otworzyłyśmy stronę, poświęciłyśmy cztery miesiące na wyszukanie odpowiednich towarów, fotografowanie i opisywanie pomocy. Miał to być typowy sklep dla osób, które pracują metodą krakowską. Chciałyśmy też, by zachęcał innych do spróbowania pracy tą metodą, ponieważ same dużo jej zawdzięczaliśmy.
Osiągnęłyście sukces?
– Nie liczyłyśmy na to, w końcu zdawałyśmy sobie sprawę, że celujemy w wąski segment rynku. Jednak już pierwszy miesiąc bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Codziennie przychodziły nowe zamówienia. Co ciekawe, nie tylko rodzice robili u nas zakupy, lecz także terapeuci i logopedzi.
Obecnie z naszego sklepu korzystają szkoły, przedszkola, żłobki, poradnie psychologiczno-pedagogiczne, logopedzi, terapeuci i oczywiście rodzice – nie tylko ci, którzy mają dzieci z problemami, ale również ci, którzy już od najmłodszych lat chcą wspierać rozwój maluchów.
Skąd bierzecie produkty do sklepu?
– Wyszukujemy fajne, praktyczne pomoce logopedyczne i terapeutyczne z bardzo różnych źródeł, zarówno z dużych wydawnictw, jak i małych firm zajmujących się rękodziełem. Okazują się one pomocne również dla specjalistów, którzy nie pracują ściśle metodą krakowską.
Był nawet taki krótki okres, kiedy zastanawiałyśmy się nad rozszerzeniem asortymentu, by nie skupiać się tylko na jednej metodzie, ale szybko nam to przeszło. To, że postawiłyśmy na wąską specjalizację, sprawiło, że ludzie lubią nasz sklep i nie chcemy tego zmieniać. Środowisko terapeutów i logopedów pracujących z dziećmi jest bardzo przyjazne.
Mamy najlepszych klientów na świecie! Naprawdę współpraca z nimi to czysta przyjemność. Wspierają nas, podpowiadają, co jeszcze można dorzucić do naszego sklepu. Bardzo to sobie cenimy. Dlatego też nigdy nie marzyłyśmy o wielkiej firmie, gdzie my tylko będziemy szefować, a inni za nas pracować. Nie miałybyśmy wtedy kontaktu z klientem i to już nie byłaby frajda, ale czysta praca i zarabianie pieniędzy.
Ale żeby nie było, że jesteśmy takie samodzielne, to muszę powiedzieć, że mamy niezastąpioną załogę, która pomaga nam w pracy. Możemy też liczyć na naszych mężów, którzy zawsze służą pomocą. Jesteśmy im bardzo wdzięczne za wyrozumiałość i wsparcie, które nam okazywali szczególnie na początku, kiedy byłyśmy pochłonięte tworzeniem sklepu.
Opowiada Pani ciągle o metodzie krakowskiej. Na czym polega?
– Metoda krakowska skierowana jest do dzieci z różnymi zaburzeniami rozwoju, takimi jak autyzm, zespół Aspergera, alalia, afazja czy z wadami genetycznymi jak np. zespół Downa. Pomaga też dzieciakom, które są zagrożone dysleksją. Jest to zbiór ćwiczeń, które stymulują wszystkie funkcje poznawcze, w tej samej kolejności jak w przypadku zdrowego rozwoju dziecka.
To znaczy poprzez wykonywanie całego programu, składającego się z 17 elementów, dziecko wraca na prawidłową ścieżkę rozwoju i ma szansę dogonić zdrowych rówieśników. Dużo ćwiczeń jest zlecanych na poruszenie lewej półkuli mózgu, która jest odpowiedzialna za rozumienie i mowę.
Bardzo pomocna dzieciom w nabyciu komunikacji i mowy jest też unikatowa symultaniczno-sekwencyjna nauka czytania, która jest jednym z elementów całej metody. Rodzajów ćwiczeń jest bardzo dużo i dobierane są one oczywiście przez terapeutę indywidualnie do potrzeb dziecka.
Ogromną rolę w terapii odgrywa rodzic, ponieważ ćwiczenia muszą być wykonywane codziennie (bez wyjątków) w domu, a z terapeutą rodzina spotyka się zwykle raz w tygodniu. Na spotkaniu z terapeutą rodzic uczy się wykonywania ćwiczeń i dostaje program na kolejne dni. Jest to metoda wymagająca zarówno od rodziców, jak i od dziecka, ale potrafi zdziałać cuda. Tak samo było w przypadku naszych chłopaków.
Proszę opowiedzieć coś o nich... Jakie efekty dała terapia?
– Synek z chłopczyka, który nic nie mówił, nie rozumiał najprostszych słów, miał liczne autostymulacje i lęki, nie wchodził w żadne relacje z innymi osobami, przerodził się w dziecko otwarte, rozmowne i wesołe. Adaś chodzi teraz do trzeciej klasy ze zdrowymi dzieciakami i proszę mi wierzyć: nie odstaje od grupy. Ma kolegów, swoją pasję – piłkę nożną, jest wesołym, zdrowym 9-latkiem.
Byliśmy na rediagnozie w dwóch miejscach i za każdym razem usłyszeliśmy, że Adaś nie ma już żadnych cech autystycznych i rozwija się świetnie. Żaden ze specjalistów nie powiedział, że może się pomylił w diagnozie te parę lat temu, kiedy stwierdzał autyzm. Wiem, że udało nam się to zdziałać ciężką pracą, samozaparciem, żelazną konsekwencją oraz błogosławieństwem, że podejmowaliśmy trafne decyzje i trafialiśmy na ludzi, którzy nam pomagali.
Kornel, synek Ewy, też zapomniał o wszystkich swoich problemach i zaczyna w tym roku naukę w pierwszej klasie. Mamy kontakt z wieloma rodzicami, którzy wprowadzili dietę, leczenie biomedyczne i pilnie przykładają się do codziennej terapii, i dzięki temu cieszą się z tego, że ich dzieciaki się zmieniają.
Macie jakieś plany rozwoju sklepu?
– Przede wszystkim często sobie przypominamy, żeby nigdy nie usiąść na laurach i wciąż z zaangażowaniem podchodzić do pracy. Zawdzięczamy temu sklepowi bardzo dużo. Mamy nienormowany czas pracy, nie mamy problemu z dniem wolnym. Możemy w każdej chwili wyjść z pracy, załatwić coś, zawieźć lub odebrać dziecko ze szkoły, przygotować coś do jedzenia, zanim przyjdą.
Gdy nam dziecko zachoruje, nie martwimy się szefem, który będzie zły, że znowu bierzemy urlop. W dodatku mamy w pracy świetną atmosferę i naprawdę z miłą chęcią do niej chodzimy. Dlatego wciąż się staramy i wkładamy serce w to, co robimy. Bardzo byśmy chciały, żeby nasz sklep był jeszcze bardziej przydatny dla rodziców i terapeutów.
Wielu z nich przychodzi do nas, zaczynając dopiero przygodę z metodą krakowską, i choć zawsze chętnie służymy radą, chciałybyśmy, by sami mogli znaleźć jeszcze więcej wskazówek na stronie sklepu czy na blogu, który prowadzimy. Chciałybyśmy też organizować spotkania dla rodziców dzieci z zaburzeniami rozwoju, by mogli się wspierać nawzajem i korzystać z rad specjalistów.
Marzymy też o zatrudnieniu osoby z problemami neurologicznymi lub genetycznymi, np. osoby z zespołem Downa. Przyda nam się jeszcze jedna osoba do naszej ekipy, a takie osoby są niezwykłe, potrafią bardzo dużo, ale często są niedoceniane. Mamy nadzieję, że nasze plany uda się zrealizować i że zawsze będziemy mieć przyjemność z naszej pracy, bo nie zamieniłybyśmy jej na żadną inną!