Artykuł powstał w ramach akcji MAMA MA BIZNES
Gratulujemy zajęcia drugiego miejsca w naszym plebiscycie! Proszę powiedzieć, jak Pani do nas trafiła i co skłoniło Panią do wzięcia udziału w konkursie?
– Kiedy byłam w ciąży, kupowałam magazyn „M jak Mama”, mam do dziś polubione wasze strony na portalach społecznościowych, zaglądam do serwisu... I tak dotarła do mnie wiadomość, że szukacie mam, które po urodzeniu dziecka zmieniły swoje życie zawodowe, zakładając własną firmę. Mój biznes był całkowicie zainspirowany macierzyństwem, dlatego postanowiłam wziąć udział w konkursie.
No właśnie, jest Pani właścicielką firmy odzieżowej dla dzieci Mia Rock. Jaka jest historia jej powstania?
– Z wykształcenia jestem radcą prawnym i wcześniej przez kilka lat pracowałam jako prawnik w spółce budowlanej. Już w okresie ciąży, ale też po narodzinach córeczki, gdy szukałam dla niej ubranek, bardzo brakowało mi ciuszków z pazurem. Ja zawsze ubierałam się w stylu rockowym, słucham muzyki rockowej i takich ubrań szukałam dla swojego dziecka. Chciałam, żeby moja córeczka miała czarne body, skórzaną kurtkę itd. Tymczasem wszędzie były pastelowe misie, różowe sukieneczki i kotki.
Nie było ich w sklepach, więc postanowiła je Pani uszyć?
– Trochę tak właśnie było. Nie chciałam wracać na etat, więc pomyślałam, że mogłabym stworzyć własną markę odzieżową, produkującą ubranka rockowe dla dzieci. Córeczka była mała, miała niecały rok, to była dobra okazja, żeby zacząć robić coś swojego. Zaczęłam więc zbierać informacje, jak założyć firmę szyjącą ubrania.
Miała Pani jakieś doświadczenie w tej branży?
– Żadnego! Miałam pojęcie, jak zakłada się firmę, ale nie wiedziałam, co wiąże się z zakładaniem marki odzieżowej. To był dla mnie skok na głęboką wodę, zupełnie nowy temat. Zaczęłam chodzić na targi tekstylne, żeby się zapoznać z materiałami, szukałam szwalni, uczyłam się, na czym polega projektowanie i szycie ubranek. I małymi kroczkami założyłam firmę Mia Rock – od imienia mojej córeczki Mii – oraz sklep internetowy miarock.pl, w którym sprzedaję ubranka, kurtki.
Ile to trwało, nim wzięła Pani w ręce pierwsze ubranko?
– Od pomysłu do otwarcia firmy minął rok. Długo, ale to dlatego, że wszystko robiłam sama. Do tej pory prowadzę swój biznes samodzielnie. Wszystkie projekty i grafiki, które pojawiają się na ubrankach, są moimi pomysłami. Oczywiście sama nie rysuję, tylko zlecam to grafikowi, jednak omawiam wszystko z nimi, mówię, o co mi chodzi, na czym mi zależy. Ja wymyślam, jak ma wyglądać ubranko, a oni przelewają moje pomysły na konkrety. Współpracuję oczywiście ze szwalnią, bo żadna krawcowa nie dałaby rady uszyć tylu ubrań. Długo jej szukałam, bo w Polsce jest mało dobrych szwalni, a ja nie chciałam zlecać szycia moich ubranek za granicą. Byłyby tańsze, ale mnie zależy na jakości, a nie cenie. Dlatego wszystko, co sprzedaję, jest wykonane w Polsce i w większości z polskich materiałów.
Czyli to ubranka z górnej półki?
– Tak. Zależało mi, aby moje ubranka były produktem premium. Świadomość ludzi wzrasta: rodzice nie chcą już kupować dzieciom chińszczyzny, ubranek produkowanych w Azji przez nieletnich za przysłowiową miskę ryżu. Dbam o jakość materiałów i nadruków – nie zawierają formaldehydu ani metali ciężkich, są więc nie tylko ładne, lecz także bezpieczne dla dzieci.
Czy Mia Rock produkuje ubranka dla niemowląt, czy dla starszych dzieci?
– I takich, i takich. Pierwsze moje kolekcje przeznaczone były dla niemowląt i dzieci do rozmiaru 122. Teraz mamy ubrania do rozmiaru 146. Wiele kurtek z ekoskóry z haftem na plecach podoba się też rodzicom, ale na razie nie planuję szycia ubrań dla dorosłych.
Czy da się pogodzić wychowanie dziecka z prowadzeniem własnej firmy?
– Tak, ale jest to trudne. Potrzeba ogromnej samodyscypliny. W ciągu dnia trzeba zająć się dzieckiem, ugotować, posprzątać, a jednocześnie prowadzić firmę, robić zamówienia, sprzedawać... Wiadomo, że jeśli ja czegoś nie dopilnuję, to nikt tego za mnie nie zrobi. Praca we własnej firmie daje jednak ogromną satysfakcję. Pracuję wyłącznie dla siebie, dla swojej firmy, na swój rachunek. Każdego dnia, gdy patrzę na swoje produkty, jestem szczęśliwa, że udało mi się stworzyć coś, co od początku do końca jest moje: moja metka, moja marka, mój pomysł... Czasem siedzę po nocach, tak było zwłaszcza na początku, ale bardzo dużo się już nauczyłam, coraz więcej już wiem i teraz jest mi łatwiej. Mia nie chodzi do przedszkola, więc cały czas jest ze mną. Czasami pomaga mi moja mama, ale ona pracuje, więc to są wyjątkowe sytuacje, gdy naprawdę muszę gdzieś wyjść czy wyjechać.
Sklepów internetowych z ubrankami jest cała masa. Jak udało się Pani wejść na rynek?
– Och, nie było to łatwe. Właściwie dopiero teraz widzę pierwsze efekty pozycjonowania sklepu. Mam platformę sklepową, która ułatwia promocję, prowadzę media społecznościowe, na których się reklamuję, udział w plebiscycie „M jak Mama” też był dla mnie fajną reklamą.
Ma Pani dużo klientów?
– To niesamowite, ale mój pomysł spotkał się z bardzo dobrym odzewem. Czarne body z nadrukiem pajęczyny może nie każdemu się podobać, ale mam bardzo dużo pozytywnych komentarzy od ludzi, którzy też mieli już dość różów i błękitów w odzieży dziecięcej. Jak się okazuje, jest mnóstwo rodziców, którzy mają alternatywny styl ubierania się, chcą się wyróżniać i chcą, aby ich dzieci też się wyróżniały. Niejednokrotnie zdarzało mi się, że ludzie mnie zaczepiali na ulicy, pytając, gdzie kupiłam takie fajne ubrania dla dziecka, i brali ode mnie wizytówki. To miłe widzieć potem inne dzieci w moich strojach.
Udało się Pani odnieść sukces. Co Pani radzi innym mamom, które myślą o własnej firmie?
– Żeby się nie poddawały. Na początku bałam się, że mi się nie uda, że stracę pieniądze, że to, co wymyśliłam, jest tak abstrakcyjne, że nie może się udać. Byłam przerażona tym, że nie mogę znaleźć szwalni, że muszę myśleć nie tylko o szyciu, lecz także o metkach, pudełkach, o stronie internetowej, o księgowości... Do dziś nie wiem, jak mi się to udało zrobić, ale cieszę się, że nie odpuściłam sobie. Jeśli ktoś robi coś, co mu się podoba, to powinien w tym trwać.