Przy cesarskim cięciu towarzyszyła jej fotografka. Efekt okazał się magiczny

2024-02-27 12:32

Na reportaż z porodu siłami natury decyduje się niewiele kobiet. Myśl, że przy tak intymnej chwili będzie obecny fotograf, zawstydza niejedną przyszłą mamę. Niekiedy zgody na robienie zdjęć nie dostaje nawet mąż. Jeszcze mniej osób chce mieć zdjęcia z cesarki. Ale historia Marty pokazuje, że te niezwykłe zdjęcia pomogły jej zupełnie inaczej spojrzeć na poród przez cesarskie cięcie. „Mogłam zobaczyć te momenty, przy których mnie nie było” – mówi.

Reportaż z porodu

i

Autor: Foto: Ania Wibig/@obiektywnie_najpiekniejsze Cesarskie cięcie to tylko operacja? Dzięki zdjęciom z porodu Marta poczuła coś więcej

Reportaże z porodu nie są popularną pamiątką. Dużo więcej przyszłych mam decyduje się na sesje ciążowe i zdjęcia, na których widać zaokrąglony brzuszek. Są też piękne ujęcia z partnerem, przytulanie, całowanie ciążowego brzucha.

Marta też chciała mieć wyjątkową pamiątkę z okresu ciąży, dlatego już około 20 tygodnia ciąży zaczęła przeglądać różnorodne sesje ciążowe. Jednak: – Totalnie nie poczułam klimatu sesji ciążowej. Nawet patrząc na zdjęcia, które odpowiadały mojej estetyce, nie wyobrażałam sobie siebie pozującej przed fotografem w studio czy w plenerze, trzymającej się za brzuch. Nie do końca wiedziałam, co mają wyrażać takie zdjęcia. Co będę wspominać, patrząc na nie? Pomyślałam, że to nie jest dla mnie – mówi Marta.

Jednocześnie szukała szpitala, w którym chciałaby urodzić swoje pierwsze dziecko. Tak trafiła na stronę Szpitala Południowego w Warszawie i dotarła do Ani Wibig, fotografki porodowej. Poczuła, że to jest właśnie to.

– Uznałam, że reportaż z porodu to jest ta pamiątka, którą chciałabym mieć z tego okresu. Sama końcówka, wielki finał. Wiedziałam, że oglądając te zdjęcia po czasie, faktycznie będę czuła i przeżywała emocje, które temu towarzyszyły. Wielkie emocje - te piękne, ale także te trudne. Wydawało mi się, że sesja ciążowa jest takich emocji pozbawiona – przyznaje.

Nie uważa jednak, że zdjęcia ciążowe są mało warte. Jak wyznała, potrafią być bardzo piękne, ale ona po prostu kompletnie tego nie czuła. Reportaż z porodu, choć z samego finału, niósł ze sobą zupełnie coś innego.

Zobacz także: Piękne, ale szokujące. Tak wygląda poród naturalny na prawdziwych zdjęciach z instagrama

Spis treści

  1. Marta chciała urodzić siłami natury
  2. „Było to dla mnie bardzo trudne”
  3. Bezpieczeństwo dziecka na pierwszym miejscu
  4. Poczuła, że to może się udać
  5. „Gdyby nie te zdjęcia...”
Na czym polega poród przez cesarskie cięcie?

Marta chciała urodzić siłami natury

Od samego początku ciąży Marta była przekonana, że urodzi naturalnie. Chodziła do fizjoterapeutki, na zajęcia z oddychania i przygotowujące do porodu, a także do szkoły rodzenia. 

Jej córka miała jednak inny plan. Już od połowy ciąży widoczne było upodobanie dziecka do jednej określonej pozycji w brzuchu — lekarka zauważyła, że płód układa się głową pod przeponą w okolicach serca matki.

— Malina siedziała sobie, słuchając mojego głosu i bicia serca bez planu na zmianę pozycji. Była mocno przytulona twarzą do tylnej ściany macicy. Od połowy ciąży nie udawało się lekarzom podczas badania USG uchwycić jej buzi. Na początku było to zabawne, tłumaczyliśmy, że jest upartym bobasem i że w poważaniu ma próby uchwycenia swojej twarzy. — przyznaje Marta.

Z upływem czasu dziecko powinno się obrócić, by możliwy był poród siłami natury. Tak się jednak nie stało. 

— Około 32-34 tygodnia ciąży zrobiłam USG, na którym wyszło, że niestety dziecko przez cały czas jest obrócone głową do góry — żali się Marta.

Lekarze dawali jej jednak jeszcze szanse na poród naturalny. Zaproponowali wykonanie obrotu zewnętrznego.

— Z USG wynikało, że jest duża szansa powodzenia, bo miejsca było dość sporo. Dziecko nie było duże i było w odpowiednim wieku płodowym. Zdecydowałam się na to, bo bardzo mi zależało na tym, żeby urodzić siłami natury — mówi Marta.

Jeszcze przed przeprowadzeniem obrotu zewnętrznego robiła wszystko, aby zrobić dziecku więcej miejsca. Wykonywała zalecane przez specjalistów ćwiczenia, konsultowała się z położną. Robiła wszystko, aby wspomóc malucha.

Zabieg wykonano około 36 tygodnia ciąży. Niestety, obrót się nie powiódł.

— Położnik powiedział, że dziecko się strasznie uparło i ani myśli zmieniać swoją pozycję. Przy wypisie ze szpitala po tym zabiegu od razu dostałam skierowanie na planowane cesarskie cięcie. Miałam już wyznaczony termin — wspomina.

Statystycznie między 50 a 70 % obrotów kończy się powodzeniem podczas manewru i znaczna część dzieci pozostaje w ułożeniu główkowym aż do porodu. W tym przypadku jednak było inaczej.

Czytaj także: Beata uczy, jak dobrze urodzić. „Kiedy zaczynamy walczyć, zaciskamy ciało. To nie daje nic dobrego”

Reportaż z porodu

i

Autor: Foto: Ania Wibig/@obiektywnie_najpiekniejsze • Zdjęcia z porodu pomogły Marcie oswoić się z cesarką. „Nastawiły mnie zupełnie inaczej”

„Było to dla mnie bardzo trudne”

Marta mocno to przeżyła. — Po pierwsze było to trudne, bo przez całą ciążę przygotowywałam się na poród naturalny, zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Po drugie ułożyłam sobie już plan porodu. Wiedziałam, co należy zrobić, czego nie. Gdzieś tam jakaś obawa oczywiście była, bo to pierwszy poród, nikt tak na pewniaka nie podchodzi. Oswajałam się jednak przez cały okres ciąży z wizją porodu naturalnego, a nie przez cesarskie cięcie — przyznaje, nie kryjąc rozczarowania.

Uważała, że poród naturalny podbudowuje kobietę. Wzmacnia poczucie własnej siły.

— Oczywiście wszystko zależy, jak przebiega poród. Ale wyobrażam sobie, że fakt urodzenia dziecka siłami natury, a właściwie własnymi siłami to musi być niesamowite. To udowodnienie sobie samej siły, którą się posiada — mówi.

Obawiała się, że nie uda jej się spojrzeć na poród poprzez cesarskie cięcie w podobny sposób. Trudny był również sam fakt, że będzie to operacja, a jak sama wyznała, nigdy nie przeszła żadnego zabiegu w szpitalu.

— To też generowało dodatkowy stres. Zdawałam sobie sprawę, że nie jest to prosty zabieg,  lecz poważna operacja. Bardziej bałam się cesarki niż porodu naturalnego. Nie myślałam w ogóle o bólu, o skurczach tylko bardziej o tym, że straszniejsze jest dla mnie położyć się na stole, dostać znieczulenie i wówczas wszystko będzie już poza moją kontrolą  — tłumaczy.

Kolejnym rozczarowaniem była chwila, gdy uświadomiła sobie, że nie czuje już tego przekazu reportażu z porodu.

— Wiedząc, że będzie to cesarskie cięcie, czułam bardzo duży zawód ze względu na reportaż porodowy, na który się umówiłam. Myślałam, że to się już nie wydarzy, nie czułam już tego przekazu. Chciałam zrezygnować — przyznaje Marta.

Bezpieczeństwo dziecka na pierwszym miejscu

Do zmiany podejścia do cesarskiego cięcia przekonały ją dwie osoby. Pierwszą była Izabela Dembińska, która prowadzi zajęcia z przygotowania do porodu. To ona jeszcze przed planowanym obrotem zewnętrznym podkreślała, że niezależnie od tego, co się wydarzy, powinna pamiętać, że poród jest sytuacją, w której tak naprawdę kobieta nie ma wbrew pozorom decydującego wpływu na to, co się dzieje.

Marta usłyszała wówczas:

„To dziecko decyduje. Jeżeli wybierze taki sposób narodzin i nasza współczesna medycyna daje nam możliwość, że urodzi się zdrowe jakąś inną drogą, to też jest w porządku. Możesz coś planować, ale plan porodu jest tylko planem, a do tego, co dzieje się w międzyczasie, trzeba się po prostu dostosować. Najważniejsze, by zobaczyć i poznać tego małego człowieka, żeby bezpiecznie przyszedł na świat, a sposób porodu jest drugorzędny”.

— Powiedziała, żebym sobie odpuściła. Rozumiała, że to będzie dla mnie trudne, ale muszę zaakceptować sposób, w jaki dziecko chce przyjść na świat — wspomina Marta.

Poczuła, że to może się udać

Drugą osobą, która pozwoliła Marcie spojrzeć na cesarskie cięcie zupełnie inaczej, była Ania — fotografka.

— Uważałam, że reportaż z porodu przez cesarskie cięcie będzie reportażem z operacji. Zaproponowałam, aby Ania przyszła już po zabiegu, żeby fotografować mnie, dziecko i mojego partnera — mówi Marta.

Ania zaproponowała coś innego. Za zgodą rodzin przesłała Marcie zdjęcia z innych porodów przez cesarskie cięcie. Marta zobaczyła na nich piękne emocje, które są warte zapamiętania. To właśnie ten moment zmienił całkowicie jej nastawienie.

Już po fakcie — gdy maleńka Malinka pojawiła się na świecie — okazało się też, że reportaż z cesarskiego cięcia dał Marcie zupełnie inne spojrzenie na własny poród.

Czytaj także: Jak wygląda cięcie przy cesarce? Lekarz pokazał, przez ile warstw musi się przedrzeć

Reportaż z porodu

i

Autor: Foto: Ania Wibig/@obiektywnie_najpiekniejsze Reportaż z cesarskiego cięcia dał Marcie zupełnie inne spojrzenie na własny poród

„Gdyby nie te zdjęcia...”

Marta dokładnie pamięta chwilę, gdy leżała już na sali. Na twarzy miała maseczkę, a pozycja z rozłożonymi rękami była bardzo niewygodna. Czuła wkucia, pompujący mankiet od pomiaru ciśnienia. Przed sobą widziała zielony materiał zasłaniający pole operacyjne i czubki głów lekarzy.

Te dyskomfortowe szczegóły, takie zwyczajne z operacji, najbardziej wbiły się Marcie w głowę.

Inna była tylko chwila, gdy podali jej córeczkę. Przed porodem nie znała płci dziecka, więc wzruszenie, gdy lekarz powiedział, że urodziła się dziewczynka, zapamięta na zawsze.

— Gdyby nie zdjęcia Ani pewnie pamiętałabym tylko te "techniczne" szczegóły i ogromny stres. Fotografie pozwoliły mi spojrzeć na ten dzień z zupełnie innej perspektywy. Dzięki nim wspominam ten poród dużo lepiej. Nie tylko jako trudne chwile, ale jako masa pozytywnych momentów i dobrych emocji. To spojrzenie na poród z perspektywy, z której nigdy nie miałabym okazji spojrzeć — wspomina Marta.

Marta nie chce nikogo przekonywać do reportaży porodowych. Podkreśla, że to bardzo indywidualna sprawa i trzeba to przede wszystkim samemu poczuć. Na sali porodowej jest przecież obca osoba, która robi zdjęcia i fotografuje różne części ciała kobiety. Zdaje sobie sprawę, że dla niektórych może to być trudne i mogą nie chcieć czegoś takiego.

Wyznała jednak, że jej koleżanka, która sama również miała cesarskie cięcie, po obejrzeniu reportażu z jej porodu popatrzyła na własny poród zupełnie inaczej.

— Powiedziała, że dzięki moim zdjęciom z cesarskiego cięcia uzmysłowiła sobie, jak dużo pozytywnych emocji towarzyszy tej procedurze. Przypomniała sobie euforię, gdy zobaczyła swoje dziecko na sali operacyjnej. To wzruszenie przy oglądaniu reportażu pozwoliło jej przysłonić przykre wspomnienia własnej cesarki — opowiada Marta.

Ania była dla Marty jednak nie tylko fotografką, która przyszła zrobić wyjątkowe zdjęcia podczas porodu – mówiąc pięknie o cesarskim cięciu, jako rodzeniu brzuszkowym. Była również dla Marty mentalnym wsparciem.

— Znajoma twarz na tej sali operacyjnej to było dla mnie bardzo dużo. To spojrzenie tych znajomych oczu było niezwykle wspierające. Robienie przez Anię zdjęć było bardzo naturalne. Nie było żadnego spięcia. Chciałam zresztą, żeby fotografowała te prawdziwe emocje. Czy to będzie stres – niech to będzie stres. Jak będą pozytywne emocje – niech będą pozytywne. Niech to będzie faktyczne oddanie tej sytuacji, która się dzieje. Mam takie poczucie, że tak było — cieszy się Marta.

Marta opowiedziała nam również, dlaczego nie chciała znać płci dziecka przed porodem.

Czytaj także: Marta nie znała płci dziecka aż do porodu. Dla córki wybrała piękne owocowe imię

Reportaż z porodu

i

Autor: Foto: Ania Wibig/@obiektywnie_najpiekniejsze "Chciałam zresztą, żeby fotografowała te prawdziwe emocje"
Reportaż z porodu

i

Autor: Foto: Ania Wibig/@obiektywnie_najpiekniejsze "Niech to będzie faktyczne oddanie tej sytuacji, która się dzieje"