Zdjęcia porodowe w niektórych krajach to nic niezwykłego. Na przykład w Stanach Zjednoczonych ten typ fotografii jest tam praktykowany od dawna.
Jednak w Polsce to względna nowość, dlatego wiele osób nie wie, co myśleć na temat takich zdjęć z porodu, a jeszcze więcej ma zupełnie mylne wyobrażenie o tym, jak pracuje fotograf porodowy.
Ania Wibig zna tę pracę od kuchni. Jej zdjęcia są nagradzane w konkursach w Polsce i na świecie, ale chyba najlepszą nagrodą jest dla niej wzruszenie i zadowolenie fotografowanych rodziców.
Jak powstają sesje i zdjęcia porodowe?
- Sesje ciążowe czy niemowlęce są dziś bardzo popularne, ale zdjęcia z porodu to u nas wciąż nisza. Jak wpadłaś na pomysł, by zająć się właśnie tym?
– Kiedyś w internecie natrafiłam na wyniki zagranicznego konkursu fotografii porodowej. To było jak porażenie piorunem. Pierwsza myśl: wow! To tak można? Mieć profesjonalnego fotografa na sali porodowej?
Popłakałam się, oglądając te zdjęcia i jednocześnie poczułam ukłucie żalu w sercu, że ja takiej pamiątki nie mam z własnych porodów. Od tego wszystko się zaczęło, a po pierwszym wykonanym reportażu z narodzin już zupełnie przepadłam w miłości do zdjęć porodowych. Czułam, że to mój żywioł.
- Sama przyznałaś, że fotografia porodowa budzi wiele emocji. Jednak nie zawsze są to emocje pozytywne. Niektórzy uważają, że to zbyt intymna sytuacja, by uwieczniać ją na zdjęciach...
– Wiem, że takie zdjęcia nie są czymś, co każdy chciałby mieć. To zależy od tego, jakie ktoś ma podejście do samego porodu – czy traktuje to jak coś związanego wyłącznie z bólem, o czym trzeba szybko zapomnieć, czy jak cud i najpiękniejsze doświadczenie w życiu.
Myślę też, że każdy ma w innym miejscu granicę intymności, za którą po prostu nikogo nie wpuszcza. Rozumiem to, szanuję i nie chcę nikogo przekonywać. Tylko pamiętajmy, że fotografia porodowa to nie zdjęcia do dokumentacji medycznej.
Tym, co ja chcę zatrzymać w kadrach, są relacje między rodzicami i emocje, jakie im towarzyszą, a sama fizjologia porodu jest tutaj zdecydowanie wtórna.
- Nie wystarczą wspomnienia?
– Podczas porodu kobieta skupiona jest na tym, co się dzieje, ale w sposób zadaniowy. Towarzyszą temu adrenalina i bardzo silne emocje, później też zmęczenie. To sprawia, że nasz mózg nie zapamiętuje wszystkich szczegółów, choć poród to przecież tak ważne wydarzenie.
Bardzo często mamy mi mówią, że dopiero na moich zdjęciach zobaczyły rzeczy, które w tych przeżyciach po prostu gdzieś im umknęły. Czasem się śmieję, że to tak, jak oglądasz zdjęcia po ślubie i dopiero na tych zdjęciach widzisz, w jakiej sukience była twoja świadkowa.
Dzięki zdjęciom z porodu kobiety widzą też, jakie były dzielne, i to daje im ogromną siłę na te trudne początki macierzyństwa, ale też na całe życie.
- No dobrze, przekonałam się do fotografii porodowej, chcę mieć taką pamiątkę. Może po prostu poproszę partnera, żeby zrobił kilka zdjęć?
– Często słyszę to od kobiet. Tymczasem do mnie zgłaszają się mężczyźni, którzy proszą mnie o zdjęcia przy drugim, trzecim porodzie, bo podczas pierwszego presja, że muszą zrobić ładne zdjęcia, tak bardzo ich stresowała, że nie mogli skupić się na tym, co najważniejsze.
Bo co to za frajda patrzeć na najpiękniejsze wydarzenie w życiu przez wizjer aparatu? Lepiej widzieć to na żywo, przeżywać, uczestniczyć w tym.
Inna sprawa – jak tata robi zdjęcia z porodu, to później taty na tych zdjęciach nie ma i nie widać, jak on się cieszył, jak się wzruszał, jak witał dziecko na świecie. Panowie to prawdziwi bohaterowie drugiego planu na porodówkach.
- No i zdjęcie z telefonu nigdy nie wyjdzie tak dobrze...
– Od strony technicznej to jest naprawdę średni pomysł. Na sali porodowej bardzo często są przygaszone światła i panują trudne warunki do wykonania zdjęć. Profesjonalny aparat pozwala fotografować bez użycia flesza czy dodatkowego oświetlenia, przez co jestem niezauważalna.
Położne mi mówią, że bywa nawet tak, że gdy tata wyciąga aparat, zaczyna błyskać fleszem i mówić kobiecie, żeby się jakoś ustawiła, to akcja porodowa zwalnia, bo kobieta się blokuje, rozprasza.
W sytuacji kiedy na sali jest profesjonalista, po chwili nikt nie zwraca uwagi na niego, bo fotograf nie ustawia – sam szuka dobrej perspektywy, żeby zdjęcie było piękne.
Czytaj: Sesja ciążowa: co zrobić, by wyszła idealnie?
PAMIĄTKI Z DZIECIŃSTWA. Co warto zachować dla dziecka? 5 pomysłów
Poród krok po kroku: zobacz, co cię czeka w kolejnych etapach porodu
- Fotografie z porodu są często czarno-białe. Z czego to wynika? W naturalnych barwach wygląda to wszystko zbyt drastycznie?
– Fotografując porody, skupiam się przede wszystkim na emocjach i relacji między rodzicami. Kiedyś ktoś powiedział, że w kolorze fotografuje się ubrania, a nie wydarzenia. I tak jest faktycznie – dużo zdjęć reportażowych, dokumentalnych jest właśnie w czerni i bieli, żeby skupić uwagę widza na tym, co się dzieje na zdjęciu, a nie na tym, że ktoś ma zielone spodnie.
Stąd moje zdjęcia są w dużej mierze czarno-białe. Są jednak takie kadry, gdzie kolor ma znaczenie i jest ważny – żeby pokazać na przykład, jak dziecko wyglądało zaraz po porodzie, jaki kolor miała skóra, pępowina, czy było w mazi.
To, jak ostatecznie wygląda oddany materiał, jest też wynikiem preferencji rodziców. Jeśli podczas rozmowy przed porodem mówią mi, że zdecydowanie lubią zdjęcia w kolorze – podczas postprodukcji biorę to pod uwagę, bo chcę, żeby to były zdjęcia, do których będą chętnie wracać.
- Jak przebiega twoja współpraca z przyszłymi rodzicami?
– Zawsze przed porodem spotykamy się i rozmawiamy o tym, jak pracuję, o ich wyobrażeniach i oczekiwaniach, o tym, jakie ujęcia są dla nich akceptowalne, a jakie są za mocne. To są pewne ramy, które staramy się wspólnie wypracować, ale trzeba pamiętać, że poród jest nieprzewidywalny.
Podczas samego porodu wykonuję reportaż, czyli fotografuję to, co się dzieje, bez ingerencji w wydarzenia, mając w pamięci to, na co się umówiliśmy.
- Czy personel medyczny zawsze zgadza się na to, byś była przy porodzie? Nie mają nic przeciwko?
– Obecność fotografa przy porodzie szpitalnym najczęściej wymaga specjalnej zgody na dodatkową osobę towarzyszącą, ale jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby szpital takiej zgody nie udzielił. Zawsze pracuję tak, żeby nie przeszkadzać ani położnej, ani lekarzom. Trzymam się z boku i staram się być niezauważalna.
- Za każdym razem udzielają ci się emocje panujące na sali porodowej?
– Zawsze mam łzy w oczach, gdy mama tuli dziecko. Bardzo rozczulają mnie też mężczyźni, którzy są totalnie wzruszeni narodzinami potomka. Sama rodziłam trzy razy, jestem kobietą i to, co się wtedy dzieje, bardzo na mnie działa. Myślę, że w tej pracy nie da się popaść w rutynę.
- Po porodzie kontakt z rodzicami urywa się czy wracają do ciebie na kolejne sesje?
– Często rodzice mi mówią, że już nie wyobrażają sobie innego fotografa na chrzcie czy na urodzinach dziecka. To bardzo miłe i jeśli tylko mogę, jestem wtedy z nimi. Dla mnie to również wielka radość i satysfakcja móc patrzeć, jak dzieciaki rosną.