Beata uczy, jak dobrze urodzić. „Kiedy zaczynamy walczyć, zaciskamy ciało. To nie daje nic dobrego”

2024-01-18 13:54

Miało być tak pięknie, bo przecież wszystko przewidziałaś. Kiedy jednak skurcze są coraz bardziej bolesne, twoje ciało się zaciska. Pada decyzja o cesarskim cięciu, którego nigdy nie chciałaś. Nie potrafisz się przestawić i rozluźnić. Wszystko w tobie krzyczy, że takiego porodu nie chcesz. Słowa położnej do ciebie nie docierają. Lekarz coś mówi. Pragnęłaś rodzić naturalnie. Tylko naturalnie. Jak zatem masz teraz się przestawić na zupełnie inną wizję porodu?

Zdjęcie z porodu

i

Autor: Foto Ania Wibig/ Instagram/@obiektywnie_najpiekniejsze Beata uczy, jak dobrze urodzić. „Kiedy zaczynamy walczyć, zaciskamy ciało. To nie daje nic dobrego”

Strach, nad którym nie potrafimy zapanować. Lęk mieszający się z bólem, który jest poza wszelką kontrolą. Kontrolą, której tak pragniemy na co dzień. Tym razem wymyka się i wyślizguje.

Jest gorycz, rozpacz, krzyk, łzy, wściekłość i to bolesne rozczarowanie. Kiedy skurcze są coraz bardziej bolesne, ciało się zaciska. Nie może urodzić i w tej jednej krótkiej chwili, chce cofnąć czas i nigdy nie znaleźć się w tej sytuacji.

Pada decyzja o cesarskim cięciu, którego nigdy nie chciała. Od razu przed oczami widzi, że karmienie piersią i dochodzenie do własnego zdrowia będzie znacznie trudniejsze. Nie potrafi się przestawić i rozluźnić. Wszystko w niej krzyczy, że takiego porodu nie chce. Słowa położnej do niej nie docierają. Lekarz coś mówi, ale też nie wie, co konkretnie.

Planując poród, każda kobieta w ciąży ma wizję tego, jak miałby on wyglądać. Rzeczywistość bywa jednak okrutna i zdarza się, że nasze oczekiwania są brutalnie przez nią weryfikowane. Zmiana planu porodu może być niezwykle trudna, gdy skupiamy się tylko na jednej opcji.

Edukatorka porodowa Beata Jedlińska, która prowadzi wyjątkową szkołę ciąży i rodzenia @Błękitny poród, mówi wprost, że do porodu nie da się przygotować na sali porodowej. Należy o to zadbać znacznie wcześniej.

Zobacz także: O tym nie możesz zapomnieć! 7 spraw, które powinnaś załatwić przed porodem

Spis treści

  1. „Może to wszystko zaczyna się we mnie”
  2. Jak zmierzyć się z inną wizją porodu?
  3. „Boję się komplikacji. Nie chcę o nich nic słyszeć”
  4. Plan porodu to tylko pozorna kontrola?
  5. Co zrobić, gdy nie czuje się sprawczości?
  6. Zmiana wizji porodu a przygotowanie personelu szpitala
  7. „Nie dojadę do szpitala, w którym chciałam urodzić”
Jak przygotować plan porodu?

Każda kobieta, która poród ma już za sobą, wie, że to czas, gdy emocje wymykają się spod kontroli. Jeżeli nie mamy odpowiednich narzędzi, które nas przez to przeprowadzą, to te uczucia nas pochłoną. Mierząc się z inną wizją porodu, niż ta, której tak chciałyśmy, kontrolę przejmuje coraz silniejsze rozczarowanie.

Do rozmowy z edukatorką porodową Beatą Jedlińską zainspirowała nas jej rozmowa z psycholog Aleksandrą Fabjańską. Obie specjalistki poruszyły temat przygotowania do porodu, biorąc pod uwagę różne scenariusze. Zdarza się bowiem, że poród nie przebiega tak, jak sobie to zaplanowałyśmy lub wymarzyłyśmy.

Czy zmiana wizji porodu jest w ogóle możliwa w chwili, gdy bolesne skurcze odbierają dech? Jak warto się na to przygotować?

„Może to wszystko zaczyna się we mnie”

Czy do porodu można się w ogóle przygotować, aby finalnie czuć spełnienie i móc sobie ze spokojem powiedzieć „Dałam radę”?

Edukatorka porodowa Beata Jedlińska miała zupełnie inną wizję wsparcia dla kobiet w ciąży, niż tradycyjne szkoły rodzenia. Szkoła Błękitny Poród powstała na bazie technik relaksacyjnych, a jej celem jest świadome przygotowanie kobiet do porodu i macierzyństwa. Jest przede wszystkim narzędziem, które buduje poczucie bezpieczeństwa, sprawczości i zaufania do własnej siły, gdy kobieta zaczyna rodzić.

Ekspertka w rozmowie z mjakmama24.pl zdradziła, że priorytetem w jej pracy jest wspieranie kobiet w nieprzewidywalnych i niezaplanowanych sytuacjach. Można śmiało powiedzieć, że „Błękitny poród” jest rozwiązaniem na te wszystkie wątpliwości i opanowanie lęków, które towarzyszą tak wielu kobietom spodziewających się dziecka.

Otwarcie podkreśla, że historie kobiet, które nastawiają się na jeden konkretny rodzaj porodu i nie chcą poznać innych opcji, bardzo często niezwykle boleśnie doświadczają zderzenia własnych oczekiwań z rzeczywistością.

— Jak czytam różne opinie i historie kobiet w ciąży lub przed pierwszymi porodami, to zawsze jest we mnie taki smutek, że te, które nie dopuszczają nawet perspektywy, że może być inaczej w tym porodzie, to są później te, które wylewają w tych komentarzach ten swój żal, złość i wszystko. „Nie da się”, „Przecież i tak cię pokroją”, „Po co się męczyć?” i na lekarzy i na placówki i wszystko dookoła. Bez tej refleksji, że może to wszystko zaczyna się we mnie. To jest smutne, ale każdy decyduje o sobie — zwraca uwagę Jedlińska.

Jak zmierzyć się z inną wizją porodu?

Czy trudno jest się zmierzyć z zupełnie inną wizją porodu, gdy ta wymarzona okazuje się niemożliwa?

— Bardzo, bardzo różnie, bardzo indywidualnie. Podzieliłabym na takie dwie grupy – kobiety, które w trakcie kursu ze mną bardzo się przykładały do tej pracy, ale tutaj nie chodzi o to, że wykują wszystko na pamięć. Ta nauka szkolna do porodu, bo ona przeważnie mało co nam da, działa na logikę, a w porodzie nie posługujemy się tą logiką. Jeżeli więc one się przykładały do weryfikowania swoich przekonań, oczekiwań na temat porodu, lęków, tego co one niosą z przekonań swoich mam, babć, to te kobiety miały niesamowitą otwartość na zmiany — zaznacza edukatorka.

Jak wspomina, otrzymywała wiele wiadomości, w których taka zmiana była szokiem i była niezwykle trudna, ale kobiety były w stanie się z tego otrząsnąć i działać dalej.

— Ważne jest, żeby to przyjąć i zrozumieć, że to nie było tak, jak ja chciałam, jakby moje marzenie, które gdzieś tam sobie założyłam, miało się nie spełnić. To naturalne, że czujemy żal, jakąś stratę, więc one pozwalały sobie na czucie tego, ale później mówiły sobie „Ok, to widocznie coś jest innego, co jest bezpieczniejsze dla mnie i dla dziecka w tym akurat przypadku” — mówi.

Ekspertka przytoczyła również historię Justyny. Jednej ze swoich kursantek, w której przypadku takie emocjonalne przygotowanie na poród pięknie i niesamowicie zadziałało.

— Miała wywoływany poród przez parę dni i posypało się wszystko, co mogło się posypać. Finalnie Justyna urodziła naturalnie, natomiast to, w jaki sposób ona to przyjęła, jak te zmiany planów następowały po sobie i jak sobie pięknie z tego wyszła, to faktycznie pokazuje, jak ta praca mentalna owocuje w porodzie. Jakie ma znaczenie. Oczywiście tam wiele elementów zagrało, to jej wsparcie. My nie możemy funkcjonować w pustce i w porodzie też tak nie jest. To wsparcie jest niezwykle ważne. Dzięki tej pracy wypłakała to, że będzie indukcja, zgodziła się na znieczulenie, którego też kompletnie nie chciała, ale po prostu poczuła - jest ok, to jest ten czas, aby zmienić plan. I poszła za tym. Szybko to zaakceptowała. Nie walczyła z tym. Kiedy zaczynamy walczyć w czasie porodu, to wtedy przynosi to nam odwrotny skutek. Czy to psychicznie, czy fizycznie zaciskamy ciało, ale to nigdy nie daje nam nic dobrego. Uczymy się wychodzić z tego trybu walki.

Edukatorka porodowa zwróciła również uwagę na drugą grupę kobiet, które reagują na zmianę wizji porodu wielkim rozczarowaniem i nie potrafią z niego wyjść.

— Rozczarowaniem, które ciągnie się później tygodniami, albo miesiącami po porodzie, które może wynikać znowu z wielu rzeczy, które nadal  tkwią w nich, gdzieś z przeszłości – dzieciństwo, traumy. Na szczęście zauważam, że bardzo dużo kobiet pracuje z tym już później. W różnej formie — podkreśla.

„Boję się komplikacji. Nie chcę o nich nic słyszeć”

Wiele kobiet nie chce dowiadywać się niczego o komplikacjach, które mogą pojawić się w trakcie ciąży, a także podczas porodu. Wypierają tę wiedzę, skupiając się na wizji porodu, o której marzą.

Edukatorka zaznacza, że każda kobieta sama musi podjąć decyzję, czy chce wiedzieć więcej, czy mniej. Jeżeli nie chce wiedzieć, bo ją to przeraża, to nie naciskamy. Zdarza się bowiem, jak podkreśla ekspertka, że takie kobiety bardziej się stresują i podejmują decyzje z pozycji lęku, które nigdy nie są trafne.

— Zaczyna się poród, a ona jest już cała spięta. Ona już jest w trybie walki i zamrożenia. Ciało nie będzie tak rodzić — mówi Jedlińska.

Tłumaczy jednak, że inne kobiety powiedzą, że im więcej wiedzą, tym są spokojniejsze. Wiedzą bowiem, co może je czekać.

— W edukacji przedporodowej też się dużo zmienia. Jeszcze nie wszędzie, ale zaczyna być powoli standardem, że nie mówi się tylko o tym, jak przebiega poród, co jest dobre, a co złe. Mówi się coraz więcej o tych emocjach i działaniu głowy i to jest bardzo, bardzo ważne. Ciało nie będzie rodzić bez takiego luzu i spokoju w głowie, że to, co się dzieje, jest normalne. Dowiadywanie się o komplikacjach, jakie mogą pojawić się przy porodzie też pojawia się coraz częściej. Nie jednak pod kątem tego, co może dziać się złego przy porodzie, ale dlaczego to si pojawia – wyjaśnia.

Dodaje, że nie każda komplikacja przy porodzie jest "z kosmosu", bo ciało jest wadliwe.

— Komplikacje wynikają z prowadzenia porodu i z tego, czy ja jestem cała zaciśnięta i moje mięśnie nie wypuszczają dziecka niżej, czy rzeczywiście jest jakieś coś w budowie kobiety, co przeszkadza i utrudnia poród. Coraz częściej się mówi, co możemy zrobić przed porodem, jak aktywność fizyczna jest ważna, jak ważne są emocje, żeby te komplikacje zminimalizować. Bo to jak rodzisz, z kim rodzisz, w jakiej pozycji ma wpływ, czy te komplikacje wystąpią, czy nie. Zaczynamy patrzeć na człowieka, jak na całość — podkreśla.

Plan porodu to tylko pozorna kontrola?

Plan porodu. Wydaje się kluczowy, gdy kobieta tworzy swoje wyobrażenie porodu. Każda z nas chciałaby, aby przebiegł bez komplikacji i w jak najlepszej atmosferze. Czy jednak nie jest narzędziem do pozornej kontroli nad tym, jak w rzeczywistości wygląda poród?

Edukatorka tłumaczy, że wciąż wiele kobiet jeszcze nie do końca rozumie, czym tak naprawdę jest plan porodu.

— „Czy jak ja to wypełnię, to czy lekarze wezmą to w ogóle pod uwagę? Taka lista życzeń, a jak to będzie, to nie zależy już ode mnie”. Cała nazwa już nam robi pod górkę, bo planu porodu się nie zrobi. Zawsze mówię, że plan porodu jest po to, żeby poznać swoje opcje, a nie żeby zaplanować poród — wyjaśnia Jedlińska.

Czy plan porodu jest pozorną kontrolą? W końcu nikt nie lubi tracić kontroli i rzeczy, które nas niemiło zaskakują.

— Wszystko zależy, jak się do tego podejdzie. Widzę bowiem, jak kobiety czasami pytają: „Czy któraś może mi przesłać swój plan porodu?" Jak w podstawówce. Wówczas tak, to jest pozorne poczucie kontroli. To już mogę sobie odhaczyć. „Mam, to teraz jestem przygotowana”.

Ekspertka dostrzega również, że wiele kobiet zapomina o własnych prawach. Przywołuje tu jako przykład post pewnej szkoły rodzenia, która pytała kobiety, czego im jeszcze u nich brakuje, co mogą zrobić lepiej? W odpowiedziach posypały się same propozycje o „pierwszą pomoc noworodkowi”, „kosmetyki dla noworodka” – wszystko o noworodku.

— To jest właśnie pozorne poczucie kontroli. Przez to pojawia się odczucie, że kobieta jest obok, ma tylko urodzić. Ale kto nam to robi? Mamy przecież swoje prawa. To jest tylko nasz wybór. Boję się czasem wypowiadać, jak jest na porodówkach, bo lubimy wchodzić w to z perspektywy: „Nikt nas nie słucha”, „Nikt nie czyta planu porodu”. Zacznijmy jednak od tego, czy my siebie słuchamy?

— Zakładamy coś z góry i to później tak właśnie jest – w rodzinie, w relacjach, w społeczeństwie, w pracy. Jak mogę widzieć świat inaczej, skoro to wszystko bez przerwy sobie wmawiam. Warto tu zadać sobie pytanie, dlaczego chcemy w ten sposób widzieć świat, przed czym nas to broni? Jakkolwiek się dzieje, to bierzemy to jako kolejną lekcję, a nie kolejną karę, która nam się przydarza w życiu — mówi.

Co zrobić, gdy nie czuje się sprawczości?

Poczucie sprawczości - że to ode mnie zależy, jak sobie poradzę - może zostać brutalnie zweryfikowane podczas porodu. Kobieta może mieć wrażenie, że pomimo jej wizji porodu, wszystko dzieje się inaczej i poza nią, ale to odpowiednie przygotowanie jest kluczem, aby zapanować nad narastającym lękiem.

Ekspertka wyjaśnia jednak, że poczucie sprawczości mogą nam dać w porodzie różne rzeczy, jeśli wiemy, o co pytać.

— Chociażby to, że jestem informowana, co się będzie działo i co teraz się dzieje. Czego mogę się za chwilę spodziewać. To są przykłady od kobiet, które pisały mi, co im dawało poczucie sprawczości. Mogły zapytać o metody i skutki proponowanych procedur. Wiedziały, że trzeba pytać o korzyści, o ryzyko, o to co będzie jeżeli poczekamy, jeżeli nic się nie będzie działo. To im dawała sprawczość. Miały takie narzędzie w rękach, które mogą wykorzystać – mówi edukatorka porodowa.

Niezwykle ważne jest również odrobienie swojej mentalnej lekcji i wchodzenia w proces rodzenia, gdzie – jak podkreśla ekspertka – logika nie działa. Działa za to cały mechanizm fizjologiczny porodu.

— Tam nie ma za bardzo już miejsca na rozważanie, czy ja czuję sprawczość, czy nie czuję. Takie kobiety wyłączają myślenie i dają ciału rodzić. Jeżeli wtedy coś się zadzieje, co zmienia plan, to one raczej działają na instynktach. Czasem to będzie złość, smutek, wypłakanie się, przejdą tę burzę niefajną i rodzą dalej, lub jadą na stół operacyjny.

Niestety kobiety, które z różnych powodów przed porodem się nie przygotowały, mogą nie być w stanie odzyskać swojej sprawczości.

— To są porody bardziej lękowe. Jest ból, dziwne odczucia, obce środowisko. Bez wcześniejszego przygotowania ciężko poczuć się bezpiecznie. Jest to kompletnie nowa sytuacja. Nikt tego nie ćwiczy wcześniej. Jest zbyt dziko, żeby wtedy to opanować. Jeżeli to nas przeraża, to przeraża. Ciężko tu już mówić o jakimkolwiek poczuciu sprawczości. Będzie tylko walka — wyjaśnia Jedlińska. 

Zmiana wizji porodu a przygotowanie personelu szpitala

Zmiana wizji porodu może być łatwiejsza, gdy personel szpitala jest w stanie okazać niezbędne wsparcie. Czy jednak taka pomoc i wyjaśnienie jest oferowane kobiecie na porodówce?

— Na pewno bardzo dużo się zmienia, chociaż nie tak dużo i nie tak szybko, jak byśmy chcieli. O tym, że się zmienia, świadczy po pierwsze fakt, że coraz więcej porodówek podnosi standardy w zakresie opieki okołoporodowej. Przechodzą kompletną odmianę i nagle stają się porodówkami, które są najwyżej oceniane w skali Polski. Dlaczego? Bo kobiety w końcu zaczęły mówić, że to powinno być normą. Oczekują tej godnej opieki. Nie chodzi tu przy tym tylko o remont porodówki i ładne łóżka. Tylko o zmianę mentalności, zmianę podejścia. I to się dzieje – tłumaczy ekspertka.

Coraz więcej porodówek chce się też doszkalać.

— Teraz skontaktowała się ze mną jedna z porodówek, że przechodzą taką zmianę pod wpływem działania Fundacji Rodzić po Ludzku. W tym roku będą zapraszać różne osoby do przeprowadzania szkoleń dla nich wewnętrznie. Mam być jedną z tych, które będą szkolić tam personel z Błękitnego Porodu. To już będzie kolejna taka inicjatywa. To się jeszcze nie działo 5, 10 lat temu. Przez te 5 lat było też nie do pomyślenia, że wchodzą szkolenia dla personelu i specjalistów opieki okołoporodowej, którzy też nie są medykami. Szkolenia, które też łączą położnictwo z osteopatią. Dla wielu Polaków osteopatia to wciąż jakaś magia i znachorstwo. A przecież to część medycyny.

„Nie dojadę do szpitala, w którym chciałam urodzić”

Pod kątem tej dobrej opieki, wybór szpitala wydaje się kluczowy. Podczas przygotowań do porodu czytamy opinie innych kobiet, rozmawiamy z przyjaciółkami i podejmujemy decyzję, gdzie będziemy rodzić. Co jednak, gdy ten wybrany, ten najlepszy jest nieco dalej od naszego miejsca zamieszkania, a poród zaczął się nagle i już wiemy, że do niego nie dojedziemy? Czy to nie jest już pierwsza wielka zmiana, na którą wiele rodzących powinno się przygotować?

— Jeżeli dana kobieta wybiera szpital, który jest bardziej oddalony, a mam takich przypadków bardzo dużo, to znaczy, że ona już przygotowała się bardziej świadomie, niż średnia krajowa. I to, że poród ją zaskoczył, to nie będzie to dla niej już takim dużym szokiem. Jest gotowa do zmiany planów. Tak wynika z moich obserwacji – odpowiada edukatorka porodowa.

Jak wyznaje, najlepszym przykładem jest historia pary spod Zakopanego, którą przygotowywała do porodu. Chcieli urodzić w Krakowie, ale nad ranem okazało się, że skurcze są bardzo silne i pojawiają się, co 4-5 minut. Padła wówczas propozycja, że może lepiej skręcić do najbliższego szpitala, bo jak nie, to urodzi w korku.

— Co ona zrobiła, to do tej pory pamiętam. Weszłam na tę porodówkę zaraz po nich. Siedziała już na wózku, żeby zostać przewieziona na salę. Z początku jej nie widziałam, bo ona sobie siedziała, całkowicie rozluźniona. Personel był pewny, że jeszcze nie rodzi, a ona wtedy stosowała ćwiczenia, których ją uczyłam. Relaksowała się i jak przyjechała na porodówkę do badania, to już było 10 cm rozwarcia i główka w kroczu — wspomina specjalistka i dodaje — Jeżeli kobieta jest przygotowana, to zmiana planów jej nie ruszy.

Ania Wibig jest fotografką porodową. Pod marką @obiektywnie_najpiekniejsze zatrzymuje w kadrach przepiękne historie narodzin. Dziękujemy za możliwość udostępnienia tych niesamowitych zdjęć.