Rządowa inicjatywa, której celem było wsparcie dzieci i młodzieży w rozwoju kompetencji cyfrowych i walka z wykluczeniem cyfrowym, może wkrótce przejść do historii. Eksperci wypowiedzieli się na temat wpływu konkretnego programu skierowanego do uczniów IV klas szkół podstawowych.
Z działania rządowego programu cieszyło się wielu rodziców, choć nie brakowało kontrowersji, o których rozpisywały się media.
Czytaj też: Tym rodzicom ulga na dzieci za 2023 rok przysługuje bez limitu dochodów. Kto może dostać 1100 zł?
Spis treści
Koniec programu "Laptop dla ucznia"?
Pierwsze laptopy dla uczniów IV klas szkół podstawowych rozdano już na początku września ubiegłego roku. W sumie było to blisko 400 tysięcy komputerów. Każdy z uczniów otrzymał jeden z sześciu modeli laptopów. Sprzęt był zupełnie darmowy, nie trzeba było także płacić podatku. Dystrybucją laptopów wśród uczniów zajmowały się organy prowadzące szkoły.
Szybko okazało się, że przekazane w ramach programu laptopy są sprzedawane. Lądowały w lombardach, były wymieniane na gotówkę. Ponieważ sprzęt był oznaczony, co "sprytniejsi" szukali sposobów na to, by takiego oznaczenia się pozbyć.
Tymczasem okazuje się, że kwestia tego, czy uczniowie z kolejnych roczników będą mogli liczyć na darmowy sprzęt stanęła pod znakiem zapytania. Nie chodzi jednak i ich odsprzedawanie, ale wpływ, jaki mają na dzieci. Eksperci twierdzą, że im szkodzą.
Czytaj też: Co dalej z religią w szkołach? Ksiądz z Wrocławia mówi, że katecheta jest kozłem ofiarnym
Eksperci o negatywnym wpływie na zdrowie uczniów
Wśród 20 rekomendacji dla rządu dotyczących polityki cyfryzacji znalazł się postulat dotyczący zakończenia programu "Laptop dla ucznia". Zdaniem ekspertów państwo nie powinno zwiększać ekspozycji dzieci na świat cyfrowy. Powołują się oni na negatywny wpływ smartfonów i laptopów na zdrowie dzieci. Twierdzą, że źle wpływają również na ich wyniki w nauce.
Wkrótce może się więc okazać, że program dobiegnie końca.
Źródło: Money.pl
Czytaj też: Rodzice odrabiają prace domowe i startują w konkursach. "To sytuacja absurdalna" - alarmują eksperci
