Chciałabym opowiedzieć moją historię, by inne kobiety nie poddawały się, mimo, że życie pisze różne scenariusze i nie zawsze układa się tak, jakbyśmy tego chcieli, a okazuje się, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Po raz pierwszy zostałam mamą w młodym wieku. Mając 21 lat urodziłam córeczkę pomiędzy jednym, a drugim rokiem studiów. Założyliśmy z chłopakiem rodzinę, skończyłam studia. Wszystko układało się pięknie i zgodnie z planem. Po ukończeniu studiów dostałam pracę. Gdzieś w głowie były plany o drugim dziecku, ale "jeszcze nie teraz". Chciałam mieć dobrą, stabilną pracę. Kilka lat trwało, aż dostałam pełny etat. Ciągle nie było odpowiedniego czasu na kolejne dziecko. Córka rosła i pragnęła mieć rodzeństwo. My również w końcu zdecydowaliśmy się rozpocząć starania. Po kilku miesiącach udało się - zaszłam w ciążę.
Jednak nasze szczęście nie trwało zbyt długo. W 10 tygodniu ciąży poroniłam. Był to dla nas trudny czas. Aby przetrwać jakoś te chwile zaczęłam zajmować się innymi sprawami. Udałam się do lekarza ze zgrubieniem na skórze, które kilka lat wcześniej inny lekarz uznał jako bliznę po ukąszeniu komara. Chciałam tę bliznę usunąć. Od tego momentu wszystko potoczyło się błyskawicznie... pobyt w szpitalu, biopsja, diagnoza: nowotwór złośliwy tkanki miękkiej. Szok, niedowierzanie. Taka choroba, w młodym wieku, niedająca innych objawów oprócz guzka na skórze, który miałam od kilku ładnych lat.
- Życie Cię nie oszczędzało. Poronienie, ciężka choroba. Jak to, jeśli w ogóle, wpłynęło na twoje macierzyństwo? Masz przecież córeczkę...
Wszystko, co mnie spotkało miało ogromny wpływ na na moje macierzyństwo. Po poronieniu zaczęłam bardziej doceniać to, co mam, poświęcać więcej czasu córce. Kiedy dowiedziałam się o chorobie, targały mną różne emocje. Żyłam w stresie, jakby nieobecna, byłam kłębkiem nerwów, co niestety odbijało się na mojej rodzinie, a przede wszystkim córce, która potrzebowała mnie i mojego zainteresowania. Na szczęście rodzina pomogła mi przejść jakoś ten czas. Teraz staram się żyć chwilą, nie planować niczego, poświęcać rodzinie jak najwięcej czasu, spełniać marzenia. Przewartościowałam pewne rzeczy w życiu. Teraz wykorzystuję szansę, jaką dostałam najlepiej jak tylko mogę.
- Jaka jest ciąża po poronieniu, porównując ją do Twojej pierwszej?
Ciąża po poronieniu, porównując z pierwszą ciążą jest pełna obaw. Pierwsza ciąża rozwijała się bardzo dobrze, bez żadnych komplikacji. Teraz, kiedy tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży od razu umówiłam się na wizytę lekarską. Brałam leki podtrzymujące ciążę. Obecna ciąża nie jest pozbawiona komplikacji. Każdą niepokojącą dolegliwość zgłaszam lekarzowi. Bardzo dbam o siebie, unikam zagrożeń, sporo odpoczywam. Przez pierwsze miesiące ciąży żyłam w ciągłym stresie, czy aby poronienie się nie powtórzy. Na szczęście zbliżam się już do rozwiązania i mogę spokojnie cieszyć się ciążą. Pierwsze, najbardziej niepewne miesiące mam za sobą.
Poddałam się operacji radykalnego usunięcia guza z zachowaniem szerokich marginesów oraz późniejszej radioterapii. Na szczęście mimo, iż guz pojawił kilka lat wcześniej, nie dał żadnych przerzutów. W międzyczasie moją rodzinę spotkał kolejny dramat - ciężka choroba członka rodziny. Mimo ciężkiego stanu zdrowia i zagrożenia życia udało się go uratować i pomóc odzyskać częściową sprawność. Po tym trudnym dla nas czasie wszystko zaczęło się poprawiać.
Moje wyniki badań wskazują, że nie ma wznowy miejscowej, co jest głównym problemem w moim przypadku, a bliska mi osoba, którą też spotkała choroba nieźle daje sobie radę. Po czasie dotarło do mnie, że gdyby nie utracona ciąża to nie poszłabym do innego lekarza z guzem ciągle myśląc, że to blizna po ukąszeniu komara. Nie było mi dane urodzić wtedy dziecka, jednak dzięki temu zaczęłam leczenie poważnej choroby. W tej chwili minął rok po ukończeniu przeze mnie leczenia, jednak jestem pod kontrolą lekarską. Gdy otrzymałam dobre wyniki ostatnich badań postanowiłam znowu zajść w ciążę.
W tej chwili jestem w 6 miesiącu ciąży. Wierzę, że to co złe jest już za mną. Życie nauczyło mnie, że nie zawsze układa się tak, jak sobie zaplanujemy. Wiem też, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko ma jakiś sens, z czego zdajemy sobie sprawę dopiero po czasie. Najważniejsze, to spełniać swoje marzenia, mimo przeciwności losu. Teraz z radością oczekujemy naszego drugiego dziecka, które przyjdzie już niebawem na świat.
- Co chciałabyś radzić innym młodym kobietom, matkom, które usłyszały tak okropną diagnozę jak "nowotwór"?
Przede wszystkim chciałabym przekonać wszystkie kobiety do regularnych badań. Wczesne wykrycie choroby zwiększa szanse na wyleczenie. Konsultujmy też nasze obawy i wątpliwości z różnymi lekarzami. Kobietom, które usłyszały diagnozę "nowotwór" radzę, by nie załamywały się, nie poddawały, tylko walczyły o siebie i swoje zdrowie. Ja nie dopuszczałam do siebie myśli, że moje leczenie może się nie udać... no nie ma takiej opcji! Mimo, że nie do końca znałam przeciwnika, z jakim przyszło mi się zmierzyć, to uważałam, że mam młody, silny organizm, który sobie poradzi. W pewnym momencie poczułam się tak silna psychicznie, że byłam przekonana, że to tylko chwilowe problemy zdrowotne. Wiem, że to nie koniec tej niemiłej przygody, że czekają mnie przez wiele lat regularne badania. Strach i niepewność zostaną na zawsze. Jednak wierzę, że to, co złe jest już za mną. Pozytywne nastawienie działa jak najlepsze lekarstwo.
- Czego życzyć Ci na kolejne lata?
Czego życzyć mi na kolejne lata...? Tylko zdrowia, dla mnie i dla moich bliskich, Życie nauczyło mnie, że zdrowie jest najważniejsze. Będąc zdrowym, człowiek zawsze sobie poradzi i znajdzie wyjście z każdej sytuacji. W tej chwili to, co kiedyś było dla mnie sporym problemem, co spędzało mi sen z powiek, jest dla mnie jedynie niedogodnością. Przecież jutro będzie lepiej, znowu wyjdzie słońce. Najważniejsze to się nie poddawać!
Zobacz historie nagrodzone w akcji #mamtaksamo.