Niepłodność mężczyzn i problemy kobiece nie muszą zabierać nadziei na dziecko - wszystko jest możliwe

2011-10-14 12:11

Niepłodność mężczyzn - to problem wstydliwy i niemalże wyrok mający kluczowy wpływ na  dalsze życie. Jak wielu młodych ludzi, Kasia i Piotr planowali przez kilka lat po ślubie nacieszyć się słodkim życiem małżeńskim, a potem wzbogacić rodzinę o jej największy skarb – dziecko. Niestety, pojawiły się problemy z zajściem w ciążę. Pomimo niepomyślnych rokowań ze strony lekarzy, małżeństwo ze stolicy Wielkopolski podjęło walkę, by zostać rodzicami.

Niepłodność mężczyzn i problemy kobiece nie oznaczają braku potomstwa

i

Autor: photos.com

Spis treści

  1. Daremne starania - kiedy u obojga rodziców stwierdza się nieprawidłowości jeszcze trudniej o dziecko
  2. Inseminacja, in vitro? Gdzie szukać pomocy i jakie są szanse na upragnione dziecko
  3. Do sześciu razy… - najważniejsza jest psychika i odpowiednia opieka
  4. Będziemy rodzicami - uwierzyliśmy w to dopiero po trzech miesiącach ciąży
  5. Wytrzymam wszystko - mimo powikłań w czasie porodu urodziłam córkę
  6. Życie we trójkę - wzajemne zrozumienie i wsparcie jest najważniejsze

Początek naszego związku to wspólne wykłady na poznańskiej uczelni i liczne wieczory przy kawie. Na trzecim roku zaproponowałem przyszłej żonie wspólne zamieszkanie, a kilka miesięcy po studiach wzięliśmy ślub – rozpoczyna opowieść Piotr.– Gdy zaczęliśmy starać się o dziecko, nie przewidywaliśmy problemów – włącza się Kasia. – Byliśmy zdrowymi, młodymi ludźmi o ugruntowanej pozycji zawodowej, żyjącymi w udanym małżeństwie. Po pół roku nieudanych prób zajścia w ciążę postanowiłam wykonać pierwsze badania. Wyszły pewne „uszczerbki”, ale szansa na posiadanie dziecka zdaniem lekarza była spora, przynajmniej jeśli chodzi o mój organizm.– Przyszła kolej i na mnie – Piotr podejmuje wątek – ale długo z tym zwlekałem. Powód był prozaiczny – strach. Bo dla psychiki mężczyzny niepłodność jest jak wyrok mający kluczowy wpływ na jego dalsze życie. Przynajmniej tak wtedy myślałem. Pragnienie posiadania dziecka przełamało jednak opory. Niestety, okazało się, że moje plemniki nie ruszają się i właściwie nie mam szans na potomstwo. Co wtedy czułem? Byłem totalnie załamany. Tym bardziej że powtórzenie badań dało ten sam wynik. Mimo wszystko Kasia i Piotr zdecydowali się zmienić poradnię – z prywatnej na państwową – i ponownie zasięgnąć opinii specjalistów.

Daremne starania - kiedy u obojga rodziców stwierdza się nieprawidłowości jeszcze trudniej o dziecko

– Szukałem szansy. Bo jeśli kobieta ma mały problem, a mężczyzna jest w pełni zdolny do posiadania dzieci, to istnieje realna możliwość zapłodnienia. Ale gdy u obojga stwierdzi się nieprawidłowości, droga do szczęścia może się okazać bardzo długa i bez pozytywnego zakończenia – tłumaczy Piotr. Kolejne badanie wykazało… 15-procentową ruchliwość plemników, czyli taką „niższą średnią krajową”. Pojawiła się nadzieja. Kasia poddawała się kolejnym badaniom. Oboje zmienili tryb życia – zaczęli przykładać większą wagę do diety, uprawiania sportu. Podjęli decyzję o przeprowadzce. Jednak im dłużej starania o dziecko nie przynosiły spodziewanego efektu, tym życie stawało się trudniejsze. – Wokół nas przychodziły na świat dzieci: u znajomych i w rodzinie – opowiada Piotr. – Niby się cieszysz, ale zadajesz sobie pytanie: czemu nie my? A może do siebie nie pasujemy? Może nie powinniśmy być partnerami?! Najgorsza chwila w miesiącu to oczywiście moment robienia testu ciążowego, gdy wychodzi jedna kreska. To były „dni pogrzebowe”. Do tego wszystkiego dodajmy stresowe sytuacje w pracy, no i problemy dnia codziennego.

Inseminacja, in vitro? Gdzie szukać pomocy i jakie są szanse na upragnione dziecko

– Tak naprawdę z tymi problemami jesteśmy tylko w czterech ścianach, bo nikt, mimo szczerych chęci, tego nie zrozumie. Chyba że sam przez to przejdzie – dodaje Kasia. – Dwa lata, bo tyle trwały nasze starania o dziecko, kosztowały nas wiele wątpliwości i wyrzeczeń. Całe nasze życie stanęło na głowie.Kasia i Piotr zwracają uwagę na nie zawsze profesjonalne podejście lekarzy. – Nie należy poddawać się opinii lekarskiej po pierwszej wizycie, nie tylko w sprawach niepłodności, ale w ogóle – twierdzi Kasia. – Warto diagnozy konsultować z innymi specjalistami. Walczymy przecież o najważniejsze sprawy w naszym życiu. Po kolejnych nieudanych miesiącach leczenia i prób zajścia w ciążę metodą naturalną stało się jasne, że jedynym ratunkiem dla Kasi i Piotra będą zabiegi wspomaganego rozrodu. Pierwszym z nich jest inseminacja, polegająca na wprowadzeniu nasienia partnera do jamy macicy za pomocą specjalnego cewnika. – Zabieg wykonuje się około trzech razy. Jeśli wszystkie podejścia zakończą się niepowodzeniem, pozostaje in vitro. My mieliśmy pięć nieudanych prób, po których prawie straciliśmy nadzieję – opowiada Kasia. – Dostrzegliśmy jednak niedociągnięcia przy przeprowadzaniu inseminacji w szpitalu państwowym. Postanowiliśmy poszukać prywatnego gabinetu.

Do sześciu razy… - najważniejsza jest psychika i odpowiednia opieka

– Zmienialiśmy też lekarzy, dopiero za czwartym razem trafiliśmy na swojego „doktora House’a”. To on nas naprawdę wysłuchał, nakreślił plan leczenia, wspomniał o alternatywach posiadania dziecka, czyli adopcji i przywrócił nadzieję – przyznaje Kasia. Piotr podkreśla, że kluczowa chwila w czasie starania o dziecko nastąpiła, gdy zaakceptował możliwość adopcji. – Naturalne dziecko to cud, ale niejedyna możliwość zostania rodzicem. Wiedziałem, że na pewno zostanę ojcem, wcale nie gorszym od innych. Paradoksalnie, gdy zaakceptowałem w grudniu adopcję, w styczniu... była ciąża! Po szóstej inseminacji – opowiada Piotr. – Psychika jest bardzo ważna – dodaje Kasia. Każdy radzi: zajdziesz w ciążę, jak wyluzujesz. Gdy masz problem, takie porady działają jak płachta na byka, bo o tym nie da się nie myśleć. Choć przyznaję, pozytywne nastawienie to 50 proc. sukcesu. Wiadomość o pozytywnym wyniku nie spowodowała jeszcze pełnej euforii… Wzięłam kopertę z wynikami krwi...  i nie mogłam uwierzyć w rezultat, nawet zadzwoniłam do kliniki, by potwierdzić radosne wnioski. „Pani jest w ciąży” – usłyszałam. Nie wierzyłam, bo już kiedyś test dał wynik pozytywny, a okazało się mikro-poronienie. Po trzech dniach zrobiliśmy kolejne badanie. Dopiero wtedy zapanowała euforia. Choć nasz ginekolog wciąż nas tonował. Wreszcie po trzech tygodniach zrobiliśmy USG i wtedy zauważyłam puls – emocjonuje się Kasia.

Będziemy rodzicami - uwierzyliśmy w to dopiero po trzech miesiącach ciąży

– Kiedy się dowiadujesz, że po tak długim oczekiwaniu wreszcie jesteś w ciąży, następuje zderzenie wyobrażeń z realną sytuacją. Co ja teraz mam robić? Pracować? Leżeć ciągle w łóżku? Jak się zmieni moje życie? U mnie nastąpiła totalna rewolucja. Uspokoiłam się, chociaż organizm początkowo ogłaszał bunt. Musiałam brać lekarstwa, ale niezależnie od tego, podczas tych kilku miesięcy trzeba było zapomnieć o sprawach zawodowych. Kształtowanie się dziecka to piękny okres w życiu – rozmrza się Kasia, która przyznaje, że kiedyś była pracoholiczką.

– Ja zyskałem za to wiele energii. – dodaje Piotr. – W osiem godzin robiłem to, co dotychczas przez tydzień. Poznałem też uroki prowadzenia domu. Po pierwszych dwóch dniach porządków niemal umierałem. Ale miałem opowiadać o pozytywnych zmianach (śmiech). Świadomość rodzicielska docierała do nas bardzo powoli. Bo przecież po takich przeżyciach zawsze jest niepewność. Dopiero po pierwszych trzech miesiącach ciąży uświadomiliśmy sobie, że będziemy rodzicami – opowiada Piotr. Z okazji ciąży mąż zafundował Kasi wizyty w SPA z zabiegami dla przyszłej mamy. – To był naprawdę doskonały podarunek – wspomina Kasia. – Gdy żona zaszła w ciążę, byłem w stanie spełnić każdą jej zachciankę – dodaje Piotr.

Dobrze wiedzieć

Kasia i Piotr założyli specjalną stronę internetową www.4krokidocudu.pl, na której dzielą się swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami, jak z praktycznego punktu widzenia można przezwyciężyć problemy z zajściem w ciążę. Chcą, by temat starania się o dziecko był traktowany poważnie i przestał być tabu.

Wytrzymam wszystko - mimo powikłań w czasie porodu urodziłam córkę

Ostatnie miesiące ciąży minęły na przygotowaniach do nadejścia dziecka, zakupach mebelków, wózka, ciuszków, pakowaniu torby do szpitala. – To był magiczny czas, choć obfitujący w chwile niepokoju – czy to już? Nie mogło zabraknąć zajęć w szkole rodzenia, które polecam każdej parze – mówi Kasia. – Stanowią dobre przygotowanie kobiety i partnera na tę rewolucję, zmniejszają strach przed nieznanym. A jak wyglądał sam poród? – To bardzo wyczekiwany moment, ale także wysiłek, jakiego w życiu bym sobie nie wyobraziła. I do tego zaskoczenie: ile jestem jeszcze w stanie wytrzymać?! Za rodzenie dzieci powinni dawać medale. Dla mnie nie ma teraz rzeczy niemożliwych. Oczywiście scenariusz porodu napisaliśmy sobie dużo wcześniej: spokojny, o ile to możliwe – bez nacięcia. Życie miało jednak swój własny plan. Mała urodziła się z pomocą vacuum i nacięcie było, a do tego nóżka zaplątała się w pępowinę. Dobrze, że mąż był ze mną i pomagał, mobilizował – wspomina Kasia. I zaraz dodaje: – Bólu już prawie nie pamiętam. Tak to natura urządziła, że kiedy masz pociechę na rękach, poród jakby się kasował w głowie. Jedno jest pewne – to nie jest mistyczne doznanie, lecz ponadludzki wysiłek, który są w stanie wytrzymać tylko kobiety. I wytrzymują od setek lat… Chciałabym podziękować położnym i lekarzom – byli bardzo mili, a akcja z vacuum została przeprowadzona szybko i skutecznie. Córka urodziła się zdrowa, silna i prześliczna. Zdałam sobie sprawę, że ci ludzie „ratują” tam codziennie życie dziecka i mamy.

Życie we trójkę - wzajemne zrozumienie i wsparcie jest najważniejsze

– Jestem dumny z moich dziewczyn – mówi Piotr. – Byliśmy razem przy porodzie, co jeszcze bardziej nas zbliżyło. Zdałem sobie sprawę, że wsparcie dla kobiety w takim momencie jest konieczne. Ja swoje emocje odreagowałem na „pępkowym” – śmieje się. A Kasia dodaje: – Pierwsze dni w domu to czas poznawania się z pociechą. Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Córeczka to dla nas prawdziwy cud, celebrujemy każdą chwilę z nią spędzoną, łącznie z wymianą pieluchy czy uspokajaniem, gdy płacze. Nie ma tu jakiegoś poczucia przymusu, obowiązku. Bo przecież spełniło się największe marzenie naszego życia – kończy opowieść szczęśliwa mama.

miesięcznik "M jak mama"