Zdiagnozowana niepłodność pierwotna nie przeszkodziła mi w zajściu w ciążę

2011-12-22 11:06

Czy niepłodność pierwotna to wyrok? Czy przy zdiagnozowanej bezpłodności pierwotnej można zajść w ciążę. Poznaj historię Katarzyny i jej mąża, którzy przez dłuższy czas bezskutecznie starali się o dziecko. Wreszcie podjęli decyzję: trzeba się przebadać. Wizyty u specjalistów, plany leczenia i w końcu diagnoza - niepłodność pierwotna. Kilka tygodni potem okazało się, że Kasia jest w ciąży! Niemożliwe? A jednak! To dowód na to, że nie można się poddawać i tracić nadziei. Cuda się zdarzają. Każdego dnia!

Ciąża mimo zdiagnozowanej niepłodności pierwotnej?

i

Autor: _photos.com|photos.com

Spis treści

  1. Gorączka – pierwszy objaw
  2. Niewyraźny test

Po roku starań nadeszła pora na wizytę u lekarza: jedna, druga, trzecia, drugi lekarz. I rozpoznanie: sterilitas primaria (niepłodność pierwotna). Trochę wystraszyliśmy się badań, zabiegów, całego tego zamieszania, a nawet doszliśmy do wniosku, że może za bardzo i na siłę staramy się o dziecko, że trzeba trochę wyluzować. Pojawiły się też pewne problemy na tle zawodowym, zastanawiałam się nad odejściem z pracy. Wśród tych burzliwych przemyśleń wyjechałam na zimowisko jako opiekun grupy gimnazjalistów. Nie sposób zapomnieć polskich gór, zaśnieżonego stoku, ciągłych upadków i chichotu moich podopiecznych: ,,Pani Kasiu, dobrze pani idzie!” – wykrzyczane w momencie, kiedy leżę na ubitym śniegu. Przeforsowałam się jednak, a drobne przeziębienie, z którym pojechałam na tę wycieczkę, przerodziło się w zapalenie oskrzeli. Ale antybiotyki i łóżko postawiły mnie na nogi w trzy dni.

Gorączka – pierwszy objaw

Wkrótce po powrocie miałam ważną prezentację, bo przed grupą magistrantów i panią doktor. Wstaję wcześniej, ubieram się, maluję, jakoś mi gorąco. Na pewno chora nie jestem! Podejrzewam, że to wszystko przez nerwy, ale z drugiej strony, czy ja się denerwuję? Jestem przecież świetnie przygotowana. Jeśli nie da się odczytać treści dokumentu na komputerze, mam przecież wydruk, pomoce, wszystko zapięte na ostatni guzik. Temperatury ciała nie mierzę już od dwóch miesięcy, przecież kalendarzyk i tak nie wypalił w naszych staraniach o ciążę. Mimo wszystko jestem niespokojna. Nagła myśl przemyka mi przez głowę: Czy jestem w ciąży? Nie, na pewno nie – ripostuję szybko w utarczce z samą sobą. Szykując się do wyjścia, ciągle myślę o tej temperaturze i w końcu, dla świętego spokoju, biorę termometr. Pik, pik, pik – dźwięk szybszy niż zawsze. Na elektronicznym wyświetlaczu pojawia się cyfra 37. Taka temperatura oznacza stan podgorączkowy, a ja czuję się świetnie. Mierzę jeszcze raz i… znowu 37. Kiedy to ja miałam ostatnią miesiączkę? – myślę. Liczę i liczę, ale jakoś nie mogę się doliczyć. Budzę męża, może on mi pomoże. Razem stwierdzamy, że właśnie dzisiaj powinna dobiegać końca, a comiesięcznego krwawienia brak. Ja cieszę się jak głupia, ale mąż studzi mój entuzjazm: ,,To na pewno przez nerwy, a z menstruacją pewnie coś źle obliczyliśmy”. Nadchodzi czas wyjazdu do szkoły. Prezentacja wychodzi bardzo dobrze, zresztą co tam prezentacja, to z innego powodu uśmiech mam od ucha do ucha. To musi być prawda!

Niewyraźny test

Mąż czeka już na mnie na dworcu. Opowiadam mu, jak mi poszło i pytam, czy jakaś apteka jest otwarta akurat w niedzielę. Śmieje się ze mnie, że tak sobie wmawiam tę ciążę, ale widzę w jego oczach tę samą nadzieję, którą ja właśnie skrywam w sercu. Docieramy do apteki, kupuję test ciążowy. W domu siku i… nic, test ląduje w koszu na śmieci. Jestem zła, byłam przecież prawie pewna swego. Trudno mi się pogodzić z faktem bezpłodności pierwotnej, i tym że znowu nic z tego nie wyszło. Idę zrobić sobie coś do jedzenia, tak w ramach pocieszenia. Nie przestaję jednak liczyć dni od ostatniego okresu, zastanawiać się nad skokiem temperatury i nie przestaję mieć nadziei. W końcu idę do łazienki. Muszę upewnić się, czy test rzeczywiście był ujemny. Jak idiotka grzebię w łazienkowym śmietniku, wyciągam test, przyglądam się, otwieram drzwi i mówię: ,,Oo”. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Stoję jak wbita w podłogę, kręci mi się w głowie. Mąż patrzy z uśmiechem i czeka na ciąg dalszy, więc mówię wreszcie: ,,Chyba jestem w ciąży”. Podchodzi, chwyta za test, patrzy na kreski, czyta instrukcję, przytula mnie. Po chwili mówi: ,,To pewnie jakaś pomyłka, ten drugi pasek taki mało wyraźny”. On jeszcze wątpi, ja jestem już pewna... Dzisiaj jestem w ósmym miesiącu ciąży, mam dodatkowe 10 kg wagi i uśmiech na twarzy. Wraz z mężem oczekujemy córeczki.

miesięcznik "M jak mama"