Spis treści
- To normalne, że pracowałam w ciąży
- Ani jednego dnia na zwolnieniu
- Nie chciałam zawieść kolegów i szefa
Choć lekarze mówią, że umiarkowana praca w ciąży nie szkodzi, a nawet jej sprzyja, wiele przyszłych mam korzysta z wielomiesięcznych zwolnień, które nie mają żadnego medycznego uzasadnienia. Niektóre ciężarne próbują nawet wymusić zwolnienie na swoim lekarzu, uważając, że im się ono należy. Tłumaczą, że w ciąży powinny przecież odpoczywać, a ponieważ zwolnienia te są pełnopłatne, więc nic nie tracą. Czy na pewno nie tracą? Można jednak postąpić inaczej. Oto kilka młodych mam, którym ciąża nie przeszkadzała w pracy – pracowały niemal do porodu. I nie uważają tego za jakiś szczególny heroizm, tylko za coś normalnego. Warto posłuchać, co mają do powiedzenia.
To normalne, że pracowałam w ciąży
Agnieszka Michalska-Kotowicz, mama 2-letniego Szymona
Ciąża nie jest chorobą, więc dlaczego miałaby mnie ograniczać? Ani przez chwilę nie pomyślałam, że z jej powodu powinnam zrezygnować z pracy. Nawet gdy miałam trudniejsze dni – silne mdłości czy obrzęki nóg – ja chciałam pracować. Dlaczego? Nie uważałam, że rosnący brzuch jest powodem do zrezygnowania z pracy. Stawiałam się w biurze codziennie o 8 rano, tak jak zwykle, i wcale nie sądzę, że to był jakiś heroizm. Moim zdaniem to zupełnie normalne, i tak powinno być.Poza tym nie wyobrażałam sobie, że przez kilka miesięcy ciąży będę siedziała w domu. Co miałabym tam robić całymi dniami? Urządzać pokoik dla dziecka? Był już gotowy w pierwszych miesiącach ciąży. Przeglądać małe ciuszki? Robiłam to po powrocie z pracy. Wydaje mi się, że pracowałam przez całą ciążę także... dzięki ciąży. Po pierwszym oszołomieniu, gdy zorientowałam się, że będę mamą, i kiedy minęły już nudności (na szczęście trwały krótko), przyszedł czas maksymalnej energii. Mnie ciąża dodawała skrzydeł. Nie dawałam sobie taryfy ulgowej. Zresztą miałam na to przyzwolenie od lekarza – podczas całej ciąży nie usłyszałam od niego ani razu, że powinnam rzucić pracę i zająć się sobą. Usłyszałam za to bardzo mądrą radę: mam nie stawiać sobie sama żadnej diagnozy. Nie wyszukiwałam więc w sobie groźnych symptomów ani nie dopuszczałam do siebie myśli, że coś może być nie tak. I to się sprawdziło: nic złego się nie działo. W Polsce kobiety w ciąży traktuje się czasem jak osoby specjalnej troski i niestety niektóre z nich same siebie tak traktują. I zanim jeszcze zajdą w ciążę, już planują, że spędzą ją na zwolnieniu. Bardzo mnie denerwuje taka postawa, bo to nie jest normalne. Znam lekarza, który od kilku lat pracuje w Norwegii i gdy wystawił swojej ciężarnej pacjentce – oczywiście Polce – zwolnienie tylko dlatego, że go o to prosiła, miał później nieprzyjemności z tego powodu, a zwolnienie anulowano. Myślę, że w Polsce też powinno się bardziej kontrolować takie zwolnienia.
Ani jednego dnia na zwolnieniu
Edyta Piechocka, mama rocznej Leny
Zawsze byłam osobą aktywną – dużo pracowałam, uprawiałam sport, podróżowałam, lubiłam spotkania towarzyskie. I w ciąży to się nie zmieniło. Zajście w ciążę było dla mnie wręcz dodatkowym zastrzykiem energii – pracowałam jeszcze więcej niż dotąd. Bardzo lubię swoją pracę, a ponieważ czułam się świetnie, nie spędziłam ani jednego dnia na zwolnieniu. Do końca brałam udział w spotkaniach służbowych, a przez telefon sprawy zawodowe konsultowałam, nawet będąc już w szpitalu, przed porodem. Podczas ciąży zagrałam też w dwóch turniejach siatkówki, jeździłam na nartach... Starałam się żyć tak jak do tej pory.Rozumiem, że gdy są problemy zdrowotne, trzeba zwolnić, ale gdy ciąża normalnie się rozwija, a kobieta jest zdrowa, to nie ma powodu, by iść na zwolnienie. Myślę nawet, że to jest nie w porządku. Nie tylko wobec szefa i współpracowników, ale wobec nas wszystkich – przecież taka kobieta przez długi czas pobiera z ZUS zasiłek, który się jej nie należy. Poza tym skutek jest taki, że młodym kobietom znacznie trudniej znaleźć pracę niż mężczyznom: firmy wolą zatrudniać mężczyzn, bo oni nie znikają na tak długo, i to bez powodu. Urlop macierzyński to rzecz normalna i dobry pracodawca to rozumie, ale nieuzasadnione zwolnienie to jednak forma oszustwa.
Nie chciałam zawieść kolegów i szefa
Marta Duriasz, mama 2-letniej Jagody
Dla mnie praca zawodowa jest ważną częścią życia. Pracuję w tej samej firmie od siedmiu lat. To, co robię, sprawia mi dużą satysfakcję, lubię współpracowników, a nawet swojego szefa. Skoro więc moja ciąża przebiegała bez poważniejszych powikłań, nie miałam powodu, by brać zwolnienia. Byłoby to nielojalne i nieuczciwe. Ktoś ze współpracowników musiałby przejąć wtedy moje obowiązki. Myślę, że mój szef doceniał fakt, że w ciąży angażowałam się w pracę nie mniej niż wcześniej i nie uciekłam na zwolnienie, jak robią niektóre kobiety. Szef był wobec mnie troskliwy: pozwalał mi przychodzić nieco później, a nawet proponował czasem pracę w domu, ale starałam się nie nadużywać tej uprzejmości. Dzięki temu po urlopie macierzyńskim nie miałam obaw, czy wrócę na swoje stanowisko pracy – i tak właśnie się stało. Myślę, że gdy kobiecie zależy na pracy, nie powinna brać fikcyjnych zwolnień. To zachowanie krótkowzroczne: owszem, w ciąży nie pracuje i ma zasiłek, ale potem może nie będzie miała dokąd wracać? Oczywiście pracodawcy też nie zawsze są w porządku. Gdy kobiety widzą, że pracownice w ciąży są źle traktowane, że nie przestrzega się przepisów i zleca im się np. ciężkie prace fizyczne albo nie pozwala usiąść przez cały dzień, to nie dziwię się, że takie biorą zwolnienia. Obie strony powinny traktować siebie nawzajem uczciwie i z szacunkiem.
miesięcznik "M jak mama"