Dotknęła mnie depresja w ciąży. Jak sobie z nią poradziłam?

2020-01-13 14:01

Depresja w ciąży to podstępna choroba, która czyni ogromne spustoszenie w psychice. Ze swoich problemów z tą chorobą zwierzyła się nasza czytelniczka. Przeczytaj jej historię oraz wypowiedź eksperta o tym, czym jest depresja ciążowa i jak sobie z nią radzić?

Wywiad: Depresja poporodowa. Czy ja je kocham?

i

Autor: photos.com

Spis treści

  1. Pierwsze objawy depresji
  2. Poród z depresją
  3. Szpital psychiatryczny po porodzie
  4. Wypadek mojego dziecka
  5. Walka o własnych siłach
  6. Nieudany powrót do pracy
  7. Terapia od nowa
  8. Depresja w ciąży - temat trudny i mało znany

Chcę podzielić się moją historią, by kobiety, które zachorują na depresję w ciąży, nie popełniły moich błędów i szybko szukały pomocy.

W kwietniu 2007 r. miałam pierwszy epizod depresji - to było jakiś czas przed ciążą. I wcale nie od razu wiedziałam, że to depresja. Przeżywałam psychiczną ciemność, intensywny płacz i ogromne lęki. Mąż namówił mnie na wyjazd w góry. Niestety, chodząc po szlakach, znajdowałam się w „innym świecie” – pełnym obaw i przerażenia.

Po powrocie do domu rozpoczęłam leczenie psychiatryczne. Po dwóch tygodniach okazało się, że jestem w ciąży. Musiałam odstawić leki, gdyż mogły źle wpłynąć na rozwój płodu. Nadzieja pozwalała mi trwać, ale mój stan zdrowia w miarę rozwoju ciąży pogarszał się. Dlatego uważam, że nie należy ignorować żadnych symptomów wskazujących na depresję - im wcześniej się zareaguje, tym lepiej.

Pierwsze objawy depresji

Bałam się muzyki Vivaldiego (której słuchałam codziennie, stosując ciążową muzykoterapię), komputera, książek, telewizora... Przez wiele miesięcy nie przeczytałam żadnej książki, gazety, nie obejrzałam filmu. Straciłam umiejętność korzystania z komputera, bo ilość znaków doprowadzała mnie do obłędu. Nie widziałam w ogóle przyszłości, nie potrafiłam podjąć najprostszej decyzji.

Zaczęłam tracić pamięć, zdolność koncentracji. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje. Panicznie bałam się o dziecko, o to, jak mój stan wpłynie na jego rozwój emocjonalny. Coraz częściej myślałam o śmierci. Wystąpiły tzw. zaburzenia myślenia, a w emocjach dominował ból psychiczny, rozpacz i lęk.

Prawie nie spałam przez cztery ostatnie miesiące ciąży – tzn. zasypiałam na 15 minut lub godzinę, by obudzić się z potwornymi lękami. Świat wokół mnie stał się daleki, nierealny. Bałam się, że zapomnę mówić po polsku, że nie rozpoznam twarzy bliskich osób, że wszyscy w końcu zobaczą, że zwariowałam.

Zakup nowych rzeczy napawał mnie strachem. Szykując dziecku wyprawkę, bałam się ścian, wózka, ubranek, łóżeczka. Codziennie rano zaczynałam „zabawę” w ogarnianie przedmiotów mojego ukochanego kiedyś domu i nie mogłam nic znaleźć. Nie potrafiłam ugotować obiadu...

Poród z depresją

W czasie porodu myślałam o tym, żeby nie urodzić, żeby zrobić dziecku krzywdę. Po porodzie nastąpiły powikłania, dostałam silnego krwotoku. Uważałam, że to mi się należy, bo jestem tak złą matką, że nie powinnam żyć.

Byłam przekonana, że zachorowałam na schizofrenię, bo cały czas myślałam dwutorowo: chciałam umrzeć i nie widziałam już sensu życia, a z drugiej strony chciałam żyć dla męża i synka. Gubiłam się w szpitalu. Błądziłam po korytarzach i szukałam dziecka, bojąc się, że lekarze zobaczą mój obłęd i zabiorą mi synka.

Najgorsze jednak było poczucie winy za mój stan i przeraźliwa samotność. Rodzina powtarzała, że mam przestać być hipochondryczką i mówić o jakiejś chorobie i o sobie, że przecież mam dziecko i nie będę miała czasu na bezsensowne myśli.

Czytaj: Choroby psychiczne a ciąża - czy mimo zaburzeń można urodzić zdrowe dziecko?

Depresja w ciąży - czy można stosować leki antydepresyjne w ciąży?

Szpital psychiatryczny po porodzie

Po powrocie do domu wegetowałam z dnia na dzień, nie dbałam o siebie. Jedyne, o czym pamiętałam, to by trzymać synka przy piersi – miałam wtedy pewność, że nie dzieje mu się krzywda emocjonalna z powodu mojej choroby oraz że nie umrze z głodu. Następnego dnia po chrzcinach synka postanowiłam pójść do szpitala.

Pani doktor – ordynator jednego z oddziałów w Lublińcu – powiedziała, że w szpitalu będzie mnie mieć pod stałą obserwacją, więc będzie mogła postawić trafną diagnozę i włączyć odpowiednie leki. Okazało się jednak, że nie ma miejsca na otwartym oddziale leczenia depresji, więc umieszczono mnie, wbrew wcześniejszym ustaleniom, na oddziale zamkniętym.

Wtedy załamałam się zupełnie, widząc ludzi pogrążonych w głębokich depresjach. Byłam przerażona. Nie wierzyłam, że po takim doświadczeniu da się jeszcze normalnie żyć. Moja pani doktor nie miała czasu, by ze mną porozmawiać, włączała tylko coraz dziwniejsze leki i nie stawiała żadnej diagnozy. Tkwiłam w tym strasznym miejscu bez nadziei na cokolwiek. Na szczęście, mąż zabrał mnie stamtąd po 2 tygodniach.

Wypadek mojego dziecka

Gdy synek miał trzy miesiące, dostałam ataku padaczki polekowej. Leżałam na pierwszym piętrze, a wózek z dzieckiem zjechał ze schodów i uderzył w ścianę. Maciuś wypadł na głowę, doznając złamania z przemieszczeniem kości czaszki oraz wstrząśnienia mózgu. Na szczęście, syn sąsiadów zobaczył mnie leżącą na klatce schodowej i pobiegł po swoich rodziców.

Ci wezwali pogotowie, a sami udzielili mi pierwszej pomocy. Pogotowie zabrało nas do szpitala i po udzieleniu mi niezbędnej pomocy medycznej zostałam wypisana do domu. Synek leżał na oddziale intensywnej terapii. Przychodziłam do niego codziennie, ale nie miałam nawet siły, by zapytać lekarzy, co mu jest. Byłam przekonana, że to nie ma sensu, bo i tak dla nas nie ma już przyszłości.

Po tym wypadku zostałam przebadana neurologicznie; tomografia komputerowa wykazała, że zaszły zmiany w mózgu i lekarze podejrzewają tętniaka. Te wiadomości wcale mnie nie przestraszyły, bo cały czas czułam się, jakbym żyła na granicy życia i śmierci. Nie chciałam nawet robić dalszych badań i nie obchodziło mnie, co się ze mną stanie.

Walka o własnych siłach

Moja pani doktor, psychiatra, po wypadku odstawiła mi leki powodując ataki padaczki i powiedziała, że teraz dam radę sama, bo właściwie jestem już prawie zdrowa. Bardzo chciałam wierzyć, że wszystko jest w porządku. Nadal nie miałam świadomości, że choruję na depresję i że choroba się pogłębia.

Chodziłam z wózkiem po ulicach, a świat wydawał mi się dziwny, inny. Miałam poczucie, że nie istnieję, gubiłam kierunki, zakupy wypadały mi z wózka, a ja tego nie zauważałam. Mój każdy dzień wyglądał podobnie. Budziłam się rano z moim synkiem i odczuwałam potworny lęk, żałowałam, że się obudziłam, bo wiedziałam, że przede mną kolejny dzień walki – brałam głęboki wdech, robiłam znak krzyża i wstawałam, nucąc synkowi wesołe piosenki, a wszystko po to, aby nie odczuł moich lęków.

Tak trwałam kilka godzin, a gdy synek zasypiał koło południa, kładłam się na łóżku i płakałam pod kocem. Gdy słyszałam, że Maciuś się budzi, ocierałam łzy i wychodziłam spod koca z piosenką na ustach.

Nieudany powrót do pracy

We wrześniu miałam wrócić do pracy. Wciąż miałam trudności z wyobrażeniem sobie kolejnych tygodni i zadań do wykonania, ale wierzyłam, że skoro funkcjonuję bez leków, to dam sobie radę. W pierwszym dniu szefowa poprosiła mnie o skserowanie kilku kartek. Stanęłam przy maszynie i nie potrafiłam się skupić. Kartki wypadały mi z rąk. Usiadłam zniechęcona, rozpłakałam się i powiedziałam, że chyba pójdę na urlop wychowawczy.

Czułam, że to koniec, że już się nie podniosę, że na zawsze straciłam pracę, którą kochałam – przez 10 lat byłam nauczycielem języka polskiego. Okazało się, że z jednej pensji nie jesteśmy w stanie uregulować wszystkich płatności. Zaczęło brakować nam pieniędzy. Czułam się coraz bardziej winna. Nie miałam siły zebrać myśli i czegokolwiek postanowić. Płakałam bez przerwy...

Terapia od nowa

Wtedy to znajoma pani psycholog poradziła mi, abym na nowo rozpoczęła leczenie, tym razem u innego psychiatry. Nowa pani doktor po pięciu minutach rozmowy postawiła diagnozę: zaburzenia depresyjno-lękowe i przepisała serotoninę w tabletkach. Po 4 dniach zażywania leków przestałam płakać. Po tygodniu przestałam gapić się w ścianę. W moje serce wstąpiła nadzieja.

W kalendarzu zaczęłam notować lepsze dni – takie, w czasie których choć na chwilę pojawiała się ulga w cierpieniu. Z czasem zaczęłam odczuwać radość i chęć do życia. Udało mi się załatwić w szkole płatny urlop dla poratowania zdrowia. Zaczęliśmy się podnosić.

Od 3 miesięcy zażywam serotoninę i poprawa jest ogromna. Nie odczuwam już lęków, nie płaczę i potrafię wypełniać z radością moje obowiązki. Jedyne, co utrudnia mi życie, to kłopoty z pamięcią krótkotrwałą, np. nie potrafię dokładnie opowiedzieć przeczytanej książki czy obejrzanego filmu. Poza tym stałam się bardziej drażliwa, trudno mi opanować pojawiający się gniew. Jednak to nic wobec tego, przez co przeszłam. Dziś sama pomagam osobom chorym, które przychodzą do mnie po nadzieję. N.M.

Warto wiedzieć
jesz co lubisz

Autor: redakcja

Indywiudalnie dobrana dieta pozwoli Ci z łatwością wspierać prawidłowe funkcjonowanie mózgu. Skorzystaj z programu dietetycznego i wypróbuj dietę MIND, która pozytywnie wpływa na funkcje poznawcze oraz percepcyjne. Dodatkowo zmniejsza ryzyko wystąpienia chorób takich jak depresja, choroba Alzheimera czy Parkinsona.

Wypowiedź eksperta

Depresja w ciąży - temat trudny i mało znany

Joanna Krzyżanowska-Zbucka, psychiatra,Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie

Depresja w ciąży często jest nierozpoznawana, niewiele też osób decyduje się na leczenie w tej sytuacji. O ile depresja poporodowa zaistniała już w świadomości społecznej, o tyle leczenie depresji w ciąży ciągle wydaje się mało możliwe.

Szokujące w tej opowieści jest to, że ta Pani tak długo nie uzyskiwała żadnej profesjonalnej pomocy. Leczenie to przecież nie tylko leki, które w określonych sytuacjach można podawać także ciężarnym, ale też psychoterapia, relaksacja czy światłoterapia – skuteczność tej ostatniej metody jest znana w depresji zimowej, także w depresji w ciąży bywa ona pomocna.

Opisywane przez Panią objawy depresyjne po urodzeniu dziecka są bardzo typowe dla depresji poporodowej. Ryzyko jej pojawienia się było większe dlatego, że zaburzenia nastroju miała Pani już w ciąży, takie pacjentki i ich stan psychiczny szczególnie należy monitorować po porodzie, aby jak najwcześniej wdrożyć leczenie, jeśli będzie to konieczne.

W wielu ośrodkach w Europie korzysta się z Edynburskiej Skali Depresji Poporodowej, która w prosty sposób pomaga ocenić stan psychiczny położnicy.

Rozstanie depresyjnej matki z niemowlęciem jest dla nich obojga kolejną traumą, powinno się unikać hospitalizacji psychiatrycznej kobiety i decydować się na tę formę leczenia tylko w ostateczności, gdy zagrożone jest życie matki lub dziecka. W polskich warunkach hospitalizacja powoduje wczesne rozdzielenie diady matka–dziecko, zaburzając ich późniejsze relacje i negatywnie wpływając na rozwój niemowlęcia. 

Napad drgawkowy po podawaniu leków przeciwdepresyjnych to powikłanie, które rzadko, ale się zdarza, i zwykle wtedy stan psychiczny pacjenta ulega znacznej poprawie, co jednak nie nastąpiło w tym wypadku.

Leczenie lekami z grupy Selektywnych Blokerów Wychwytu Zwrotnego Serotoniny (SSRI) zwykle jest skuteczne i stosunkowo bezpieczne, zastanawiający natomiast jest brak oferty psychoterapeutycznej. Leczenie skojarzone (psychoterapia plus farmakoterapia) daje najlepsze efekty i zdecydowanie poprawia skuteczność terapii okołoporodowych zaburzeń nastroju.

Pomysł czytelniczki, aby pomagać innym kobietom w podobnej sytuacji, jest godzien szacunku i wsparcia. Grupy samopomocowe, grupy wsparcia dla ciężarnych i matek małych dzieci powinny powstawać w każdym środowisku, w lokalnych społecznościach – przy parafii, ośrodku zdrowia czy domu kultury.

Jedne kobiety mogłyby pomagać tam innym, mniej doświadczonym, mogłyby wspierać się nawzajem. Wsparcie jest najistotniejszą potrzebą młodej matki, gdy czuje się zagubiona w nowej roli i nie może się odnaleźć; źródłem tego wsparcia jest rodzina, mogą też być inne kobiety.

miesięcznik "M jak mama"