Chyba każde dziecko urodzone w latach 80. czy 90. XX w. ma zdjęcie na którym zostało uchwycone bez pieluszki - zrobione na przykład w czasie przewijania czy kąpieli. Po latach oglądamy je z zażenowaniem, ciesząc się, że rodzinne albumy nie oglądało wiele osób.
Co by było, gdyby kadr mogło obejrzeć mnóstwo osób, nie tylko tych, które w ogóle cię znają? Gdyby je komentowano, udostępniano, przerabiano? Chodzi nie tylko o intymne zdjęcia, ale i inne zrobione w trudnych czy wstydliwych momentach. Gdy potrzebne jest emocjonalne wsparcie, a nie wycelowany w twarz obiektyw.
O sharentingu mówi się coraz więcej, ale to wciąż realny problem, a zjawisko stale ewoluuje. Rodzice stali się trollami, które zrobią wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę. Nie myśląc o konsekwencjach.

Kim są rodzice-trolle?
Rodzicielski trolling był tematem poruszonym w magazynie „Polska i Świat” TVN24. W programie wyjaśniono, że trolling rodzicielski jest odmianą sharentingu. Polega na udostępnianiu wizerunku dziecka uchwyconego w trudnym, niekomfortowym dla niego momencie, na przykład w sytuacji kryzysu emocjonalnego.
Parental trolling jest formą cyberprzemocy. Rodzice, którzy dzielą się takimi zdjęciami i filmami, prawdopodobnie traktują je jako zabawne, nie zwracając uwagi na konsekwencje publikowania wizerunku dziecka w internecie
- słowa dr Zuzanny Sury z Instytutu Pedagogiki UJ czytamy w artykule udostępnionym przez Centrum Informatyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Rodzice publikują mnóstwo zdjęć i filmików z dziećmi, to już nie tylko kadry z urodzin czy wakacji, ale i momenty, które w ogóle nie powinny zostać uchwycone. Co ma na celu podzielenie się z innymi nagraniem, na którym dziecko zostaje ośmieszone? Albo na którym przeżywa olbrzymie emocje, z którymi samo nie może sobie poradzić? Pokazanie, że wszystkie mamy tak samo? A może „pogłaskanie po główce” i zebranie lajków?
Swoje zdjęcia starannie wybierasz, publikując te, które najbardziej ci się podobają. Chciałabyś, aby inni oglądali te, na których twoja twarz jest czerwona, z nosa się leje? Albo takie, na których dajesz się na coś nabrać, zaskoczona przykrą niespodzianką. Boki zrywać, prawda?
Jakie są skutki rodzicielskiego trollingu?
W internecie nic nie ginie. Po latach na zdjęcia czy filmiki mogą trafić na przykład koledzy ze szkoły. Naprawdę niewiele trzeba, aby dać im powód do żartów, a raz przyklejona łatka może się bardzo długo ciągnąć za młodym człowiekiem.
Zwiększone prawdopodobieństwo przemocy rówieśniczej, różnego rodzaju dysfunkcje psychiczne, polegające właśnie na stygmatyzowaniu w środowisku społecznym, ale także całe młode pokolenie pozbawia się w jakimś sensie prawa do opowiedzenia historii życia w taki sposób, w jaki oni chcą je opowiedzieć
- TVN24 cytuje dra Konrada Ciesiołkiewicza z Uczelni Korczaka w Warszawie.
Na możliwe skutki rodzicielskiego trollingu zwracają uwagę badaczki z UJ. To zjawisko niesie za sobą:
- cyberprzemoc, jakiej dorośli dopuszczają się w stosunku do dzieci,
- normalizację patologicznych zachowań, naśladownictwo - im więcej treści tego typu się pojawia, tym „normalniejsze” się wydają. A nastolatkowie, którzy dziś dzieci nie mają, przesiąkają niewłaściwymi wzorcami. Gdy będą już rodzicami, będą powielać modele, które są im znane,
- przemoc rówieśniczą.
Rodzice muszą pamiętać, że gdy opublikują coś w sieci, przestają mieć nad tym kontrolę, treści żyją własnym życiem. A eksperci podkreślają, że rodzicielski trolling jest formą przemocy emocjonalnej.
Dorosłego zapytasz o zgodę, a dziecko?
Sharentingowi i trollingowi rodzicielskiemu przyjrzały się badaczki z Instytutu Pedagogiki Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Oprócz szeregu krótko- i długoterminowych zagrożeń, jakie niesie za sobą publikacja wizerunku dziecka w sieci, zwracają uwagę na jeszcze jedną, istotną kwestię.
Dorosłych pytamy o zgodę na publikację wizerunku. Gdy chcemy wrzucić zdjęcie z koleżanką, ustalamy, czy nie ma nic przeciwko temu, czy chciałaby wybrać kadr, który udostępnimy. Dziecka o zgodę nikt nie pyta. Za jego bezpieczeństwo odpowiadają rodzice, ale czy na pewno?