Agnieszka i Daniel Dymińscy wciąż szukają swojego syna. „Nie tracimy nadziei”

Krzysztof Dymiński wyszedł z domu nad ranem, 27 maja 2023 r. „Cały czas jest ból w sercu, ogromna tęsknota za dzieckiem i to ogromne zawieszenie, niewiedza, co się naprawdę wydarzyło”. Agnieszka i Daniel Dymińscy nie ustają w poszukiwaniach syna.

Zagniniony Krzysztof Dymiński

i

Autor: materiały rodziny zaginionego, dyminski.pl Krzysztof Dymiński wyszedł z domu 27 maja 2023 r.

O zaginionym dziecku i zagubionej rodzinie rozmawiam z Agnieszką i Danielem Dymińskimi, rodzicami zaginionego w maju 2023 r. Krzysztofa Dymińskiego i inicjatorami kampanii społecznej „Gdzie jesteś? Gdy znika dziecko, gubi się cała rodzina”.

Natalia Nocuń-Komorowska, MjakMama24.pl: Niedługo miną dwa lata od zaginięcia Państwa syna. W tym czasie stali się Państwo wzorem i siłą dla rodziców, którzy również musieli zadać pytanie: „gdzie jesteś?”. Czy Państwa codzienność różni się od tej sprzed miesiąca, pół roku, roku?

Daniel Dymiński: Czy my jesteśmy siłą dla tych rodziców? Siłą są wszyscy ludzie dobrej woli, którzy nas wspierają, pomagają nam w tej kampanii i to oni nam tę siłę przekazują. Być może my mamy więcej zasobów, które pozwalają nam przekuć to w jakiś sukces, ale chciałbym podkreślić rolę wszystkich, którzy nas wspierają. To nie tylko my, ale i inni rodzice dzieci zaginionych, wolontariusze, środowisko naukowe i polityczne.

Agnieszka Dymińska: Cały czas jest ból w sercu, ogromna tęsknota za dzieckiem i to ogromne zawieszenie, niewiedza, co się naprawdę wydarzyło. My nie mamy pewności, czy nasz syn żyje i to jest tak naprawdę pytanie, na które staramy się znaleźć teraz odpowiedź. Po prostu żyjemy tu i teraz.

Jest w nas oczywiście ogromna miłość do dziecka, nie chcemy się poddawać w tym, aby dowiedzieć się, co się z nim stało. Tęsknimy, to jest coś, co towarzyszy nam w każdej minucie, każdego dnia.

DD: Od momentu zaginięcia Krzysia cały czas towarzyszy nam pytanie: co się wydarzyło, dlaczego Krzysiek wyszedł z domu. I takie zawieszenie. I nadzieja, i wiara, że być może pojawi się w drzwiach, przywita się. Cały czas towarzyszy nam kilka takich wewnętrznych uczuć z tym związanych.

AD: Nie tracimy nadziei, że nasz syn żyje, chociaż im więcej czasu mija, to ona maleje, nie ma się co oszukiwać.

DD: Cały czas wierzymy, że się po prostu odnajdzie.

AD: Mamy nadzieję, że ta nasza niepewność się skończy. To jest najgorsza rzecz, jaka może być: nie wiedzieć czy twoje dziecko żyje.

Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Z resztą Państwo też sobie nie wyobrażali, to nie jest coś, na co możemy się w jakiś sposób przygotować.

DD: Rodzinom nigdy nie przychodzi do głowy, że zaginie dziecko. Nie jesteśmy przygotowani tak jak na przykład na stłuczkę samochodową, gdzie wiemy, że trzeba wezwać pomoc, spisać oświadczenie, naprawić samochód, siąść i pojechać dalej. Tutaj nie ma instrukcji, nikt w ogóle nie bierze pod uwagę, że taka sytuacja może mieć miejsce.

W tamten poranek działali Państwo intuicyjnie? Wciąż słyszymy o mitach, takich jak czekanie ze zgłoszeniem zaginięcia 48 godzin, czy tego typu myśli też się pojawiły?

DD: Nie, nawet gdyby ktoś mi powiedział, że mam czekać 48 godzin, to bym nie czekał. Działaliśmy świadomie, czuliśmy, że to dziwna sytuacja, w naszym domu nigdy czegoś takiego nie było. To nas zaniepokoiło, że nie mamy kontaktu z ukochanym synem. Od razu podejmowaliśmy decyzje.

Chcemy, aby za szybkim zgłoszeniem rodziców szło też szybkie działanie służb. To, o co walczymy, to włączenie alertu RCB na wybranym obszarze, gdzie dziecko zaginęło lub gdzie było ostatnio widziane, po to, aby wzmocnić informacje o zaginięciu. To jest kluczowe.

AD: Każda rodzina jest inna i kieruje się innymi emocjami, nie ma jednego wzoru, jak musisz się zachować. Trzeba działać trochę intuicyjnie, dlatego że rodzic zna swoje dziecko, więc jeśli czuje, że może mu zagrażać niebezpieczeństwo, trzeba od razu reagować, od razu zgłaszać. Mimo tego, że ogarnia nas strach, trzeba się zmobilizować do tego, aby jak najszybciej je odnaleźć. Trzeba też głośno mówić, że taka sytuacja może spotkać każdego.

Mówili Państwo o włączeniu alertu RCB, funkcjonuje już Child Alert. Ale on nie został włączony, gdy zaginął Państwa syn.

DD: Child Alert jest mitem, nie działa tak, jak się o nim mówi. Byłem przekonany, że w przypadku Krzyśka zostanie on włączony. Chociaż nasz syn spełnił wszystkie kryteria, tak się nie stało. Dlaczego? Tłumaczono, że on spowszednieje. Od listopada 2013 r., od kiedy Child Alert funkcjonuje w Polsce, był on uruchamiany tylko sześć razy. Nawet gdyby był uruchamiany raz na kwartał, to nie spowszednieje. To jest dla nas niezrozumiałe.

Dlatego staramy się to uzupełnić tym alertem RCB. To można zrobić.

Rodzina, której zaginęło dziecko, czuje wstyd?

AD: Ludzie myślą: dlaczego nas to spotkało, co zrobiliśmy nie tak? Mówimy o dzieciach, ale one są w różnym wieku. Rodzice myślą, że może wyszedł, zabalował, nigdy mu się to nie zdarzało, ale może... Jest tysiąc myśli na minutę, nie wolno nikogo winić, że nie zadzwonił na czas, że odczekał. Często jest tak, że paraliżuje nas strach, nie wiemy, jak działać.

W tej kampanii mówimy też o tym, że jest potrzebna pomoc z zewnątrz. Rodzina nie ma zasobów, aby poradzić sobie z emocjami. My dzisiaj już inaczej myślimy, trochę umiemy zapanować nad bólem, ale to tylko i wyłącznie dlatego że dostaliśmy tę pomoc na czas. Zapewniliśmy sobie (i dalej to robimy) pomoc psychotraumatologa, który nam po prostu powiedział, jak dalej żyć z tą stratą. To jest strata, bo w domu nie mamy dziecka.

DD: Wszystko oczywiście za własne środki. Na miejscu w ogóle nie otrzymuje się takiego wsparcia, gdzie byłby psycholog lub jakaś osoba łącznikowa między rodziną osoby zaginionej a policją. Która powiedziałaby, co należy zrobić, w jaki sposób się poruszać, przetłumaczyłaby język policji rodzinie, a policji - język rodziny. Wiadomo, są różne emocje, coś może być nie tak przekazane.

My od razu wiedzieliśmy, jakie mogą być konsekwencje zgłoszenia, więc zadzwoniliśmy do najbliżej rodziny, powiedzieliśmy, jaka jest sytuacja, co się może wydarzyć. Uspokoiliśmy ich i poprosiliśmy o wsparcie.

W naszym poradniku, tym pierwszym, najważniejszym punktem jest: zachowaj spokój, nie panikuj. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, ale jeśli ktoś na samym początku zacznie tak działać, to jest połowa sukcesu. Później zgłoszenie na policję. Nawet jeśli to zrobimy, a dziecko za chwilę się odnajdzie - jeśli czujemy niepokój, powinniśmy od razu zgłaszać.

O czym pamiętać, rozmawiając ze służbami?

AD: Żeby niczego nie ukrywać, mówić prawdę, nie wstydzić się tego. To są kluczowe informacje, które mogą naprowadzić służby na to, żeby jak najszybciej odnaleźć nasze dziecko.

DD: Przekazać jak największą liczbę informacji. To, co jest powiedziane na początku jest bardzo ważne, pozwoli nadać odpowiednie kategorie i odpowiednio poprowadzić poszukiwania. Ale ważna jest też dalsza komunikacja. Rodzina w pierwszym momencie może być w szoku, po pewnym czasie mogą przychodzić do głowy nowe rzeczy i powinny być szybko przekazywane.

Dlatego postulujemy o to, aby pojawił się ten łącznik między rodziną a policją, najlepiej, aby był to właśnie psycholog-traumatolog, który ma wiedzę, jak zaopiekować się zagubioną rodziną. I który będzie potrafił przełożyć język policji w zrozumiały, i jednoznaczny dla rodziny przekaz. I w drugą stronę - przekaże policji informacje werbalne i niewerbalne, które mogą przyczynić się do poszukiwań.

My z racji naszych doświadczeń potrafiliśmy zapanować nad tym i zorganizować poszukiwania, ale rodziny, z którymi rozmawiamy są w szoku, nie wiedzą, co robić.

AD: To jest naprawdę kryzys, ogromny nokaut. Nie wiesz, czy masz jeść, pić, nie pamiętasz o podstawowych rzeczach. Potrzeba pomocy, żeby się w nich odnaleźć.

DD: Niektórym się wydaje, że zaginięcia w ogóle nie ma, że to jest jakiś film. Każda rodzina jest inna, nigdy nie wolno jej krytykować, że zareagowała w taki czy inny sposób. Ta rodzina w tym momencie potrzebuje ogromnej opieki specjalistów i dobrych, precyzyjnych wskazówek.

Dużo konkretnych wskazówek daje nawigator poszukiwań, który Państwo stworzyli. Poszukiwania Państwa syna wyglądały tak, jak w wyobrażeniach?

AD: Nam się na początku wydawało, że wszystko będzie działało tak jak na filmach - zgłaszam zaginięcie i wszystkie służby są postawione w gotowość i szukają mojego dziecka. Szybko zorientowaliśmy się, że to tak nie działa.

DD: Każdemu tak się wydaje i moim zdaniem to nic nadzwyczajnego, bo tak to powinno działać. W dniu zaginięcia Krzyśka jeździłem po Warszawie i zatrzymywałem patrole, pytałem, czy szukają mojego syna. Nie wiedzieli o zaginięciu. To nie był jeden patrol, było ich kilka, żaden nie wiedział. Mieszkamy 20 km od centrum, wiedzieliśmy, że udawał się w stronę Warszawy. To od razu pokazało, że coś funkcjonuje nie tak, jak powinno.

Staramy się zrozumieć służby, stąd te nasze propozycje, w szczególności alert RCB. Chyba każdy ma telefon, wyświetli się informacja, niech 10-20 proc. z danego rejonu ją przeczyta i skupi się na danym problemie, to już dużo. To będzie dotarcie do ogromnego grona osób.

Rządowe Centrum Bezpieczeństwa mówi, że nie ma problemu, są w stanie włączyć taki alert już dzisiaj. Tylko niech policja podejmie decyzję.

AD: Wracając do procedur. Zaginęło dziecko. Z punktu widzenia rodziny to najważniejsza osoba, skarb. To naturalne, że spodziewasz się, że wszyscy ruszą na poszukiwania. I nagle okazuje się, że schodzisz na ziemię. Co moglibyśmy doradzić rodzicom? Po pierwsze: musi być kontakt z policją, nie bójcie się pytać. Nie bójcie się wymagać. Rodzice myślą: zgłosiliśmy, policja szuka, wszystko jest OK. Ale jeśli nie mamy dostępu do tego, co robią, to czy na pewno?

A co z dostępem do dokumentów?

DD: Dostęp do dokumentów jest jasno określony, to są działania operacyjne policji, w związku z tym osoba zgłaszająca nie ma do nich dostępu. Natomiast jeżeli w danej sprawie jest podejrzenie udziału osób trzecich, to dopiero wtedy rodzina staje się stroną, sprawę przejmuje prokurator.

Zgłosiliśmy poprawki (14 konkretnych propozycji) do zarządzenia nr 48 komendanta głównego policji, które wypracowaliśmy razem z parlamentarnym zespołem ds. zaginięć oraz środowiskiem naukowym. To są konkretne zmiany, które są odpowiedzią na pięć postulatów, które zgłosiliśmy w Sejmie u marszałka Hołowni.

Walczymy też o to, żeby dostęp do akt był prawnie uregulowany. My nie jesteśmy stroną w sprawie, nie możemy mieć dostępu do akt operacyjnych.

AD: Już nie chodzi o pełen dostęp. Najbardziej nam zależało na tym, żeby zobaczyć ostatnią drogę naszego dziecka.

DD: Ze strony policji to też taka kuriozalna argumentacja, zasłaniają się tym, że oglądając nagrania z monitoringu będziemy widzieć twarze innych osób. Przecież idąc ulicą też je widzę. Prosiliśmy, tłumaczyliśmy, że przecież mogą wyblurować twarze. Odmówiono nam.

AD: Znamy Krzyśka najlepiej, mając dostęp do nagrania, moglibyśmy w jakiś sposób pomóc policji, chociażby obserwując, jak się zachowywał.

O rodzinie się nie myśli.

DD: Mam wrażenie, że problem zaginięć, szczególnie tych kończących się tragicznie, wzrasta i musimy się na to przygotować. Jeśli obronimy jakieś dziecko przed złą decyzją, nie będziemy musieli uruchamiać całej machiny poszukiwań. Istotne jest przeciwdziałanie.

Zakaz wnoszenia telefonów do szkoły, tak jak zrobiły to inne kraje, jak Australia, Francja, Hiszpania, Szwecja. W Australii wprowadzono nawet zakaz korzystania z mediów społecznościowych dla dzieci i młodzieży poniżej 16. roku życia. W mojej ocenie świat dostrzega ten problem, widzi, że narasta i próbuje temu zapobiec.

Jest jeszcze kwestia usuwania treści z mediów społecznościowych. Big techy pobierają sobie od nas informacje, a gdy pojawia się fałszywa treść, to jej nie usuwają. A to jest jeden z elementów pobudzających do ryzykownych działań.

AD: Rodziny są niezauważone, samotne, wykluczone ze środowiska. To sprawiło, że powstała nasza kampania. „Gdzie jesteś? Gdy znika dziecko, gubi się cała rodzina”. Faktycznie, gdy rodzina czuje się wykluczona, ciężko jej wrócić do tego, żeby normalnie funkcjonować. A rodzina jest naprawdę ważna, jest filarem całego społeczeństwa.

W końcu to podstawowa komórka społeczna.

AD: Dokładnie. A w takiej sytuacji rodzina jest pozostawiona sama sobie.

DD: Jeżeli my, jako społeczeństwo nie zaopiekujemy się rodziną, to stracimy nie tylko tę zaginioną osobę, ale i innych ludzi, którzy mogliby dać społeczeństwu coś dobrego. Tracimy jeszcze z 20 osób, które są blisko zaginięcia (brat, siostra, dziadek, babcia, najbliżsi przyjaciele).

AD: Pomijam traumy, które po latach muszą być przepracowane. Przecież te dzieci, które w szkole tracą przyjaciela, też odczuwają stratę.

DD: Tych problemów jest mnóstwo, na który obszar byśmy nie spojrzeli.

I nie wszystko zależy od nas.

AD: Człowiek chciałby przynajmniej wiedzieć. Stracił kontrolę, bo już wszystko nie zależy od niego. Są służby, ruszają procedury, a ten rodzic siedzi i czeka. My nadal czekamy.

DD: Najgorsze, jak człowiek czeka, a ktoś coś obiecuje, a później nie spełnia tych obietnic. To jest ogromne rozczarowanie.

AD: I zadajesz sobie pytanie: „co dalej?”. Już nawet nie „dlaczego?”, już nie chcesz roztrząsać, chcesz tylko wiedzieć, co dalej. Mój mąż jest takim człowiekiem, że on sam wszystko podźwignął, sam się uczył, sam próbował. On taki jest, ale gdyby był inny, gdybyśmy oboje byli inni, jak byśmy sobie z tym poradzili?

Zdjęcia Państwa syna były, są wszędzie. Państwo również stali się rozpoznawalni. Z jednej strony to olbrzymi plus, domyślam się, że są i ciemne strony. Z czym muszą się Państwo mierzyć?

AD: Przede wszystkim jesteśmy wdzięczni, że ludzie są uważni. Dzięki temu, że wizerunek naszego dziecka jest tak znany, to do dziś otrzymujemy sygnały, że jest widywany. Oczywiście w miarę możliwości sami je weryfikujemy, natomiast trudno nam ocenić, jak dziś wygląda nasze dziecko, jeśli żyje.

DD: Ale zdjęcia, które są nam wysyłane, to są osoby bardzo podobne do Krzysztofa. To rozpowszechnienie wizerunku Krzyśka sprawiło, że ludzie mają go zapamiętanego i są w stanie wysłać bardzo podobne osoby. Jeśli ja bym był tą osobą, która zapamiętała zdjęcie Krzyśka, to bym był przekonany, że to jest on. To nie są puste zgłoszenia, to są bardzo podobne osoby.

AD: Ludzie są uważni, sam problem też staje się znany. Zaginięcia mogą zdarzyć się w każdej rodzinie, to nie jest tak, że musi być ona patologiczna, mieć jakieś problemy. Nie mamy nic do ukrycia, nie było powodów, dla których Krzysiek mógł opuścić nasz dom, nie rozumiemy dlaczego to zrobił, nie wiemy, co czuł, co się wydarzyło. Możemy tylko przypuszczać, co go do tego skłoniło. Wyszedł, gdy spaliśmy.

Walczymy z tym mitem, że skoro dziecko wyszło z domu, to było w nim źle. Takie słyszałam oceny, że dziecko nie opuszcza domu bez powodu, coś w nim było złe, rodzice byli źli. Wiadomo, na rodziców wylewa się hejt. To jest ta ciemna strona rozpoznawalności, mierzenia się z ocenami. Ludzie próbują sobie wytłumaczyć i zrozumieć. Ja też bym chciała wiedzieć dlaczego to nas spotkało. Tylko już nie szukam odpowiedzi. Chcę tylko wiedzieć, czy mój syn żyje.

Są ludzie, którzy nas nie znają, a oceniają. Te oceny są okrutne. Najbardziej zdumiewające jest to, że są osoby, które mianują się ekspertami, udzielają w mediach wywiadów, piszą opracowania na różne tematy, też o zaginięciach, są działaczami społecznymi i publicznie wydają opinię, że winna jest zawsze rodzina. Później okazuje się, że taki „ekspert” ma własne, nieprzepracowane traumy, jest naznaczony własną historią, więc wyrokuje na podstawie swojej sytuacji. To bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe. Próbujemy takich pseudoekspertów demaskować.

DD: To jest margines, bo bardzo duża część społeczeństwa nas wspiera. I to dzięki tym ludziom możemy cały czas kontynuować nasze poszukiwania. Wspierają nas różne osoby, dobrym słowem, telefonem, przekazywaniem informacji, również wsparciem finansowym.

W mniejszym lub większym stopniu każda rodzina tego hejtu doświadcza, trzeba się na to przygotować. Tutaj też ważne jest to wsparcie traumatologa, który nauczy rodzinę dawać sobie z tym radę. Jest więcej niespotykanych rzeczy, jak próby pomocy od osób, które niby zajmują się poszukiwaniami, a wcale nie są przygotowane, obiecywanie wielkich rzeczy, a później okazuje się, że to tylko puste słowa. Są też różnego rodzaju próby jasnowidzów, fałszywych detektywów, wyłudzenia pieniędzy.

AD: Dlatego podkreślamy, aby rodzina miała obok siebie wsparcie - przyjaciół, rodziny, która mogłaby filtrować te informacje. Emocje są ogromne, nietrudno jest popełnić błąd i dać się zwieść.

Przekuwają Państwo trudne doświadczenia w coś dobrego, dając olbrzymie wsparcie innym. Nie każdy by to udźwignął.

AD: To na pewno jest ciężko podźwignąć. Jednak paradoksalnie daje nam siłę.

DD: Daje nam też kontrolę i pewnego rodzaju sprawczość. Po wyjściu Krzyśka straciliśmy w pewnym sensie kontrolę nad rodziną.

AD: Mąż ma na myśli taką kontrolę nad własnym życiem, gdy toczy się w sposób przewidywalny, naturalnymi ścieżkami. Dziecko idzie coś załatwić, my wychodzimy, toczy się normalne życie. I nagle wydarza się coś nieprzewidywalnego i to zaburza tę rodzinę.

DD: Te nasze działania powodują, że nie musimy czekać i być troszkę „na łasce” różnych instytucji. Cały czas jesteśmy w rytmie działania. Służby nie współpracują z rodziną tak jakby tego oczekiwała, ona nie czuje tej sprawczości. A to oczekiwanie jest najgorsze.

AD: Po zgłoszeniu zaginięcia wracasz do domu. I co dalej? Nie dostaliśmy żadnej instrukcji obsługi, nie zostaliśmy poinformowani, gdzie mamy zadzwonić, do kogo się zgłosić. Przyjechali policjanci, wyjechali i co dalej? Zaczynasz sobie zadawać pytania: „gdzie jest moje dziecko?”, „co mogę zrobić?”. Są rodziny, które płaczą, załamują ręce, a są takie, które zaczynają działać.

DD: Rodziny, z którymi rozmawiamy to są właśnie te, które potrzebują jakiegoś działania, które potrzebują wiedzieć, co się dzieje w tej sprawie.

AD: Najgorsze jest czekanie. Czekanie na co?

DD: Z biegiem czasu to się zamazuje, ale na początku każda minuta, jest jak wieczność oczekiwania. Rodzina chciałaby uczestniczyć w poszukiwaniach, a jak tego nie robić, to być w jakiś sposób zaopiekowana.

AD: Albo informowana. Po prostu chce być na bieżąco.

DD: To jest zrozumiałe, zaginęła najbliższa osoba.

AD: Chcesz coś robić, ale nie wiesz co.

Stworzyli Państwo różne narzędzia, które ułatwiają bliskim zaginionych osób działania. Domyślam się, że nie wszystko są Państwo w stanie zrobić sami. Które narzędzia są oczywiste, a wciąż ich nie ma?

DD: Przede wszystkim wydaje nam się, że od razu po zgłoszeniu na policję, rodzina powinna dostać komplet materiałów. Wiadomo, wszystkie braki można uzupełnić w internecie, na różnych stronach, ale nie każdy może do nich dotrzeć. Takie najprostsze informacje - jak się zachować, bo dziecko chodziło do szkoły, w jaki sposób komunikować informacje na zewnątrz, czy informować w mediach społecznościowych, czy podawać swój numer - powinny być przekazywane od razu. Inne wskazówki jeśli dziecko jest np. uprowadzone.

Druga rzecz: obecność tego oficera łącznikowego czy osoby, która będzie cały czas kontaktowała się z rodziną. To te podstawowe narzędzia.

AD: Dodałabym, że ważne jest to, jak zachowuje się policjant, któremu zgłaszamy zaginięcie, czy jest empatyczny. Czy policjant, który prowadzi sprawę jest wrażliwy. Takie odczucia też są bardzo ważne. Jeśli nie ma tego psychotraumatologa, to ten policjant powinien być przeszkolony, ale i sam mieć takie ludzkie odruchy.

DD: Rodzina powinna być w stałym kontakcie z osobami, które prowadzą poszukiwania. Nie chodzi o znajomość szczegółów działań operacyjnych, nikt tego nie oczekuje. Chodzi jedynie o informacje, co dzieje się w sprawie.

Że coś w ogóle się dzieje.

DD: Później, gdy mówimy o dłuższych poszukiwaniach, to jest już trudniejsze. Patrząc z perspektywy naszej rodziny, gdzie jest prawdopodobieństwo, że Krzysiek mógł utonąć, to widzimy ogromne braki w narzędziach do poszukiwania w wodzie osoby, która długo się w niej znajduje. Przychodzi moment, że za chwilę służbom skończą się pomysły.

Dochodzi się do ściany, poszukiwania nie są już tak intensywne. Pewnie jest to zrozumiałe, ale rodzina chciałaby, aby zaangażowanie wciąż było na tym samym poziomie.

AD: Dla społeczeństwa dziecko jest kroplą w morzu, dla nas nasze dziecko jest całym światem. I oczekujemy, żeby służby nam je oddały, albo przynajmniej powiedziały, co się wydarzyło.

DD: Jeżeli policja założyła, że Krzysiek utonął, to oczekujemy, że odnajdzie nam syna. Po prostu.

Pojawiają się trywialne problemy. Co zrobić, gdy dziecko jest zaginione drugi rok i cały czas widnieje na liście obecności w szkole? Takiej instrukcji też nie dostaliśmy, sami musieliśmy podjąć decyzję. A zaginąć może i ktoś, kto ma np. wszystkie dostępy do dokumentów, kont, spadków. W momencie zaginięcia policja powinna, w zależności od sytuacji, dać jasne instrukcje.

AD: Żeby rozwiązać „problem”.

Ale też zdjąć ciężar. Wykreślenie dziecka z listy obecności to kolejna obciążająca decyzja.

AD: Tak i to niestety jest na barkach rodziny.

Z tego, co Państwo mówią, mogłyby pomóc naprawdę proste rozwiązania. Rok temu wystartowała kampania, coś przez ten czas się zmieniło?

AD: Braliśmy udział w wielu spotkaniach i rozmowach dotyczących tego, co powinno się zmienić. Powołaliśmy parlamentarny zespół ds. zaginięć, któremu przewodniczy pani posłanka Ewa Szymanowska. Spotykamy się i omawiamy różnego rodzaju kwestie. Natomiast jeśli chodzi o procedury, które chcemy, aby ruszyły - to wszystko trwa.

DD: Przesłaliśmy do Komendy Głównej Policji konkretne propozycje zmian w zapisach, które poprawią funkcjonowanie i całe działanie służb związane z poszukiwaniami. I stabilizują pozycję rodziny w tej całej sytuacji.

Jest tam sporo różnych propozycji, m.in. ten alert RCB. Wiemy, że policja nad tym pracuje, liczymy, że wkrótce usłyszmy, że w ten sposób będą przekazywane informacje o zaginięciach, w szczególności dzieci.

Co ważne, nasze postulaty zostały przyjęte ze zrozumieniem, nie zostały skrytykowane, wręcz przyjęte do realizacji.

Wielokrotnie Państwo podkreślali, jak ważne jest wsparcie traumatologa. Czy jest szansa, aby rodziny je otrzymały?

AD: Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Specjalistów w ogóle jest mało, a nam konkretnie zależy na traumatologu. Dlatego że on jest nie tylko od tego, żeby wysłuchać, ale i powiedzieć, jak sobie radzić. To jest kluczowe, żeby ta rodzina mogła stanąć na nogi.

Rolą naszej kampanii jest uświadamiać ludzi, z czym mierzy się rodzina. O zaginięciach dużo mówi się z punktu widzenia profilaktyki, wskazuje się na problemy wśród młodzieży, na to, jak można rozmawiać z dzieckiem, na co uważać, ale mało mówi się o rodzinie, która zostaje w tym zaginięciu. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy pomoc specjalisty jest realna. My będziemy głośno mówić o tym, że to jest naprawdę bardzo potrzebne. Obudzić się w nowej rzeczywistości, bez dziecka, to jest naprawdę trudne. Musi być specjalista, który pomoże przetrwać.

DD: Liczymy na propozycje rozwiązań od rządzących. Bardziej realna, łatwiejsza do realizacji wydaje się obecność oficera łącznikowego. Ale policjanci jeszcze nie wiedzą, jak do tego tematu podejść.

AD: Z punktu widzenia rodzica, osób, które pokazują, że coś nie działa, nie jesteśmy w stanie zadeklarować, że rządzący coś wprowadzą.

DD: Nasze postulaty wynikają z tego, co sami przeżyliśmy na własnej skórze i co przeżyły inne rodziny działające w kampanii. Co ważne, później okazało się, że są one zbieżne z badaniami naukowymi, które były przeprowadzone kilka lat przed zaginięciem Krzysztofa. Co ciekawe, obejmowały one 20 lat zaginięć w Polsce! Gdy dotarłem do tego opracowania to mnie zmroziło. Nie mogłem spać, bo przecież jeśli wprowadzono by zmiany w momencie ich zdiagnozowania, bylibyśmy w zupełnie innym miejscu. Proszę zapoznać się z książką „Poszukiwania osób zaginionych” - red. Ewa Gruza, Ireneusz Sołtyszewski. Z panią profesor Ewą Gruzą cały czas współpracujemy, próbujemy wspólnie zmaterializować wyniki badań i przekuć na konkretne decyzje.

Decydenci też zdają sobie z tego sprawę, tylko muszą iść za tym środki finansowe. I tu chyba jest największy problem.

Może dzięki temu, że mówią o tym Państwo głośno, w końcu coś ruszy.

DD: Nam się wydaje, że warto zacząć od małych kroków. Czekamy na odpowiedź z Komendy Głównej Policji, niestety, to trwa. To jest właśnie ta sprawczość, jeżeli możemy zrobić coś sami, to to robimy, bardziej skomplikowane jest, gdy jesteśmy zależni od innych osób. Nie zawsze można mieć siłę przebicia, ale walczymy.

Co przekazaliby Państwo bliskim zaginionych dzieci? Sobie samym na początku tej drogi?

AD: Nie bój się działać. Nie wstydź się. Działać, zadawać pytania, wymagać. Dziecko jest całym twoim światem, więc walcz o swoje dziecko.

DD: Nie wstydź się tej sytuacji. Zachowaj rozsądek i spokój, i zaopiekuj się rodziną. To jest bardzo ważne – zaopiekować się pozostałymi członkami rodziny.

AD: Nie zapominaj, że masz inne dzieci lub kogoś, kto jest obok Ciebie i jest dla Ciebie ważny. To jest bardzo istotne, żeby nie zatracać się w tym bólu. Wiem, że to jest trudne, ale jak masz jeszcze dziecko, najbliższych, masz dla kogo żyć, to żyj, nie trać nadziei.

Nie wolno się poddać tej rozpaczy w pierwszych momentach, trzeba działać i pilnować służb. Najważniejsze jest to, co robimy w pierwszych momentach po zgłoszeniu zaginięcia, czas jest kluczowy.

DD: Podjęcie jak najszybszych działań jest kluczowe do odnalezienia. I tego powinni się wszyscy trzymać. Czym dłużej, tym jest gorzej, tym mniejsza szansa na odnalezienie.

Chcielibyśmy zaapelować do osób, które mają jakaś wiedzę, pomysły, w jaki sposób można odnaleźć osobę w Wiśle po dwóch latach. Już tak naprawdę wszystkie znane w Polsce grupy poszukiwawcze, najlepsi płetwonurkowie, którzy się tym zajmują - i przede wszystkim służby - rozkładają ręce. Po takim czasie już trudno jest poszukiwać, nie wiedzą, z jakich narzędzi korzystać. Może ktoś wie, w jaki sposób można odnaleźć takie osoby. Jest ich więcej, to nie tylko Krzysztof.

***

Z rodzicami zaginionego Krzysztofa możesz skontaktować się, dzwoniąc pod numer +48 604 944 800 lub za pośrednictwem strony www.dymiński.pl

M jak Mama Google News
Plakat Krzysztof Dymiński

i

Autor: materiały prasowe