Bycie mamą to wyzwanie - rozmowa z Heidi Murkoff, autorką poradnika "W oczekiwaniu na dziecko"

2012-09-04 16:22

Książki Heidi Murkoff sprzedają się w milionach egzemplarzy. Pierwszą, „W oczekiwaniu na dziecko”, nazwano w Ameryce ciążową biblią. Nam opowiada, jak powstała.

Bycie mamą to wyzwanie - rozmowa z Heidi Murkoff, autorką poradnika W oczekiwaniu na dziecko

i

Autor: _photos.com|photos.com Bycie mamą to wyzwanie - rozmowa z Heidi Murkoff, autorką poradnika "W oczekiwaniu na dziecko"

Spis treści

  1. Skąd wziął się pomysł na napisanie książki "W oczekiwaniu na dziecko"? Przecież nie brakuje poradników dla kobiet w ciąży.
  2. Ile egzemplarzy "W oczekiwaniu na dziecko" sprzedano na świecie do tej pory?
  3. W czym, Pani zdaniem, tkwi recepta na taki sukces?
  4. „W oczekiwaniu na dziecko” matki czytają od ponad 20 lat. A jednak zawarte w niej informacje są wciąż aktualne. Jak to się dzieje?
  5. Czytałam Pani książkę podczas moich dwóch ciąż i za każdym razem znajdowałam w niej odpowiedzi na każde pytanie. Jak to się stało, że jest ona w pełni kompletna?
  6. Czy docierają do Pani jakieś negatywne głosy od czytelniczek?
  7. Na podstawie książki powstał film fabularny „Jak urodzić i nie zwariować”. Słyszałam, że była Pani mocno zaangażowana w jego powstanie. Zdarzyło się też coś wyjątkowego w czasie kręcenia tego filmu...
  8. Czy praca na planie filmowym pomogła spojrzeć inaczej na sprawy, o których Pani pisała?
  9. Co dla Pani jest najpiękniejsze w macierzyństwie? A co najgorsze?

Skąd wziął się pomysł na napisanie książki "W oczekiwaniu na dziecko"? Przecież nie brakuje poradników dla kobiet w ciąży.

Pomysł wziął się stąd, że zaszłam w ciążę. Dość niespodziewaną. Wyszłam za mąż i nie minęły trzy miesiące, aż tu nagle... ups! Okazało się, że jestem w ciąży. Byłam kompletnie zagubiona. Nie miałam najmniejszego pojęcia, czego tak naprawdę powinnam się spodziewać, gdy spodziewam się dziecka. W książkach, które wpadały mi w ręce, nie potrafiłam znaleźć ani odpowiedzi na pytania, które przychodziły mi na myśl, ani ukojenia narastających we mnie obaw. I można powiedzieć, że moje macierzyństwo stało się matką mojej książki. Decyzję o jej napisaniu podjęłam pod koniec ciąży, dosłownie dwie godziny przed porodem. Pomyślałam, że może w ten sposób pomogę innym rodzicom, oczekującym na przyjście dziecka na świat, zachować spokój i może będą sypiali lepiej niż sypiałam ja i mój mąż. Od pierwszego wydania książka "W oczekiwaniu na dziecko" jest rozchwytywana.

Ile egzemplarzy "W oczekiwaniu na dziecko" sprzedano na świecie do tej pory?

Właściwie to zanim stała się bestsellerem, upłynęło jakieś pięć lat. Trwało to tak długo dlatego, że to dość specyficzny towar. Nie reklamuję swojej książki, jest popularna dzięki temu, że mamy polecały ją sobie nawzajem. Jedna kupiła, przeczytała, skorzystała z niej, a potem polecała kolejnej – i tak moja publikacja rozprzestrzeniała się najpierw w Stanach Zjednoczonych, a potem na całym świecie, także wśród wspaniałych mam w Polsce. „W oczekiwaniu na dziecko” została już przetłumaczona na 30 języków i do tej pory sprzedała się w nakładzie ponad 35 milionów egzemplarzy. Przyznaję, że tego się nie spodziewałam.

W czym, Pani zdaniem, tkwi recepta na taki sukces?

Być może w tym, że jest to pierwsza taka książka napisana przez mamę dla mam. Wielu sytuacji, którym poświęcam uwagę w poradniku, doświadczyłam na własnej skórze. Mówiąc w przenośni, nie mogłabym zabrać się za pisanie książki kucharskiej, jeśli nigdy nawet nie stanęłabym nad gorącym piekarnikiem. Książka jest przy tym prawdziwa, bo opowiada o rzeczywistych problemach, a do tego jest pisana lekkim i zabawnym językiem. Poza tym łatwo znaleźć w niej potrzebne informacje. „W oczekiwaniu na dziecko” opowiada również o emocjonalnej więzi panującej między rodzicami na całym świecie. Daje poczucie, że jakkolwiek różnimy się od siebie i jakkolwiek odmienne są nasze doświadczenia z czasu ciąży, to w gruncie rzeczy mamy ze sobą wiele wspólnego.

„W oczekiwaniu na dziecko” matki czytają od ponad 20 lat. A jednak zawarte w niej informacje są wciąż aktualne. Jak to się dzieje?

Wiele rzeczy dotyczących ciąży nie zmieniło się przez te dwie dekady. Wciąż tak samo jak kiedyś trwa 9 miesięcy, wciąż tak samo w ciąży chodzisz ociężała, niewyspana, masz mdłości i zaparcia. Choć niektóre aspekty uległy zmianie. Nie chodzi tu tylko o kwestie rozwoju położnictwa czy lepszego dostępu do lekarzy, ale sposób, w jaki obecnie kobiety doświadczają bycia w ciąży. Współczesna przyszła mama jest dumna z tego, że ma wielki brzuch, nie ukrywa go – jak kiedyś – pod przypominającymi namioty sukienkami. Obnosi się z nim i pokazuje wszystkim. Poza tym mamy komunikują się ze sobą i podtrzymują znajomości dzięki internetowi i mediom społecznościowym. Nowoczesne technologie zmieniły cały proces oczekiwania na dziecko. Kobiety są bardziej świadome tego, co się z nimi dzieje, przejmują kontrolę nad ciążą, podejmują rodzicielskie wybory. Można powiedzieć, że przez te 20 lat mamy przeszły długą drogę. I tak jak zmieniały się kobiety, tak samo zmieniała się moja książka. Czwarte wydanie jest od deski do deski sprawdzone, uzupełnione i w wielu miejscach napisane od nowa.

Czytałam Pani książkę podczas moich dwóch ciąż i za każdym razem znajdowałam w niej odpowiedzi na każde pytanie. Jak to się stało, że jest ona w pełni kompletna?

Pytania pochodzą od osób spodziewających się dziecka i świeżo upieczonych rodziców. To moje najcenniejsze źródła tematów. Od jakiegoś czasu jest jeszcze łatwiej dowiedzieć się, co ich interesuje, właśnie dzięki mediom społecznościowym. Każdą wolną minutę spędzam na Facebooku i Twitterze, czatując z moimi ulubionymi mamami i tatusiami z całego świata, odpowiadając na ich pytania i wątpliwości. Jednocześnie zdobywam w ten sposób bezcennne materiały i wiedzę do moich kolejnych książek.

Czy docierają do Pani jakieś negatywne głosy od czytelniczek?

Oczywiście. Zdarzają się i dopóki są konstruktywne, pomagają spojrzeć właściwie na sprawy, których dotyczą. W moich poradach zawsze zostawiam miejsce na odrobinę improwizacji, tak by lepiej dopasowywały się do różnych sytuacji, by były bardziej pomocne. Ale to sprawia, że moja praca tak naprawdę nigdy nie ma końca. Dostaję na przykład sporo krytycznych uwag na temat opisywanych przeze mnie zaleceń dotyczących diety. I czasem dochodzę do wniosku, że niektóre z moich czytelniczek mają rację. Bazując na ich uwagach i poradach, stworzyłam nowe, dokładniejsze i bardziej odpowiadające rzeczywistości plany żywieniowe, które można znaleźć w czwartej edycji „W oczekiwaniu na dziecko”. I dzięki temu obie strony – autorka oraz czytelniczki – odnoszą zwycięstwo.

Na podstawie książki powstał film fabularny „Jak urodzić i nie zwariować”. Słyszałam, że była Pani mocno zaangażowana w jego powstanie. Zdarzyło się też coś wyjątkowego w czasie kręcenia tego filmu...

Tak, jedna z ciężarnych statystek zaczęła rodzić, więc usiadłam przy niej i trzymałam ją za rękę do czasu przyjazdu karetki. Urodziła pięknego chłopca o imieniu Shay. Od czasu tej przygody obie się przyjaźnimy, utrzymujemy bliski kontakt przez Facebook.

Czy praca na planie filmowym pomogła spojrzeć inaczej na sprawy, o których Pani pisała?

Przede wszystkim okazała się dla mnie zupełnie nowym doświadczeniem, czymś innym niż to, czym zajmowałam się do tej pory. Było dla mnie szczególnie istotne, by w konwencji hollywoodzkiej komedii spróbować zawrzeć odpowiedź na pytanie, na czym polega piękno oczekiwania na dziecko i piękno samego macierzyństwa. W trakcie przenoszenia na ekran mojej książki zdałam sobie sprawę, że wszystkie emocje i uczucia, jakie wywołuje u widza ten film, towarzyszą również oczekiwaniu na dziecko. Śmiejesz się, potem płaczesz, potem znów się śmiejesz i znowu płaczesz – zupełnie jak wtedy, kiedy jesteś w ciąży.

Co dla Pani jest najpiękniejsze w macierzyństwie? A co najgorsze?

Moje dzieci, Emma i Wyatt, mają już 29 i 26 lat, ostatnio rodzina powiększyła mi się także o zięcia Russella, który pochodzi z Bangladeszu. Wszyscy jesteśmy bardzo zżyci i uwielbiamy spędzać wspólnie czas. Mój mąż Erik i ja jesteśmy szczęśliwi, mając tak wspaniałe dzieci. Oczywiście bycie mamą to także szereg wyzwań, z którymi trzeba sobie radzić – od kolki niemowlęcej po burzliwy wiek nastolatka. Ale nigdy w życiu nie zamieniłabym tego na nic innego. Na każdym etapie po obu stronach zdarzają się i łzy, i przyjemności, ale kiedy dzieci już dorosną, okazuje się, że wspomnienia złych chwil zacierają się, a najlepiej pamiętasz te najmilsze. Uwielbiam być mamą, nie tylko dla moich dzieci, ale także dla rodziny mam skupionych wokół mojej książki, bo moje czytelniczki traktuję jak rodzinę. Uważam, że mam najlepszą pracę na świecie, a do tego mogę spełniać się jako dumna i szczęśliwa matka.

miesięcznik "M jak mama"