Dialogi doświadczonego taty - o nieczytaniu książek

2019-10-18 11:51

Przeczytanie stustronicowej książki trwa strasznie długo, za długo - tak przynajmniej twierdzą moje dzieci, które nie mają czasu na czytanie. Spieszą się, bo muszą koniecznie napisać sms-a i zagrać w grę.

felieton o nieczytaniu książek

i

Autor: Getty images

Spis treści

  1. To nasza wina...
  2. Starzy są powolni
  3. Wiwat audiobooki!

Moje dzieci nie czytają książek. Jedno z nich czasem coś przeczyta, zwłaszcza w chwilach wakacyjnej nudy. Reszta stara się omijać książki jak najszerszym łukiem. Lektury szkolne owszem, przekartkują, wyłącznie z obowiązku i dbałości o końcową ocenę na świadectwie.

Nie ma w nich jednak pasji czytania, nie ślęczą pod kołdrą z książką i latarką, nie zaniedbują innych obowiązków na rzecz ulubionych pisarzy czy poetów.

To nasza wina...

Pomyślałem sobie, że to wina moja i mojej żony. Że jesteśmy złymi rodzicami, którzy sami czytają dużo i chętnie, ale nie umieją zachęcić do tego młodych. Krótka sonda wśród znajomych przekonała nas jednak, że to zjawisko szersze, nie dające się wytłumaczyć indywidualnymi błędami w wychowaniu. Ot takie nam rośnie pokolenie, które nie chce, nie lubi a po części już nawet nie umie czytać.

Uznałem, że tak być nie może. Dowiem się, skąd w moich dzieciach ta awersja do książek i postaram się jej zaradzić. Zebrałem całą trójkę pod pretekstem dzielenia czekoladą i zapytałem najstarszego syna, dlaczego nie czyta książek.

- Jak to nie czytam? – odparł oburzony. – Zdawałem niedawno maturę. „Zemsta”, „Dziady część II”, „Wincenty Pol – wiersze wybrane”, „Pan Tadeusz”! – ostatni tytuł wypowiedziany był z poczuciem dokonania czynu heroicznego.

- No dobrze – mówię. – To tylko lektury obowiązkowe, na lekcje polskiego. Bez tego byłaby pała na sprawdzianie. A mi chodzi o czytanie dla przyjemności.

Dziecko spojrzało na mnie z pobłażaniem. Zawsze tak robi, gdy zamierza wytłumaczyć mi coś oczywistego, co właściwie tłumaczenia nie wymaga.

- Najwyraźniej – powiedział ostentacyjnie znudzonym głosem. – Czytanie książek nie sprawia nam przyjemności. Przecież my wam nie mówimy: "skończcie już to czytanie i weźcie się za jakąś porządną grę na playstation".

Nawet mi się spodobała ta wypowiedź. Nie usłyszałem argumentu w stylu „nie, bo nie”. Ale nie dałem się łatwo zbyć.

- Ale dlaczego wam to nie sprawia przyjemności? Co w tych książkach jest takiego odpychającego?

Tu wtrącił się najmłodszy, na pozór najmniej zepsuty. Ale to może tylko pozory.

- Książki są za wolne.

- Za wolne? Co to znaczy?

- No za wolne, normalnie. Jak książka ma trzysta stron, a jedną stronę czyta się przez minutę, to potrzebuję trzystu minut, żeby ją przeczytać. To za długo. Ja się chcę dowiadywać szybciej. Książki są dla starych, którym się nie śpieszy.

Starzy są powolni

To już było prowokacyjne.

- Starzy nie są tak wolni jak myślisz – powiedziałem i chwyciłem go wpół. Czasem trzeba wytarmosić porządnie malca, w celach jak najbardziej wychowawczych.

- Puść mnie tato! I tak nie zmienię zdania, nawet na torturach. Jesteście powolni, tato. Posłuchaj jak ty wooolnooo móóóóówiiiisz.

Spojrzałem na niego bardzo zdziwiony.

- Naprawdę, tato – przyłączyła się córka. – Mówisz wolno, chodzisz wolno, tylko byś siedział i czytał albo pisał. To nie dla nas. Książki to taka zaszłość, jak granie w kometkę albo zbieranie kart pocztowych. Starsze pokolenie jeszcze tego nie rozumie i stara się zachować status qou. Wymyśliło więc w szkołach lektury obowiązkowe. Nudy.

Może oni mają rację? Może ja naprawdę wolno mówię, chodzę i w ogóle "nie nadanżam", jak mówił ten pan w komedii Barei? Niemożliwe!

Wiwat audiobooki!

- Nie interesuje was świat? – zapytałem.

- W jakim sensie? – ostrożnie sondował najstarszy.

- W każdym sensie. Świat ludzi, zwierząt, świat ludzkich przeżyć, miłość i nienawiść. Świat nauki, piękno przyrody, najbliższa okolica i najdalsze zakątki. Wszystko to opisuje literatura. Tym się różnimy od innych stworzeń, że poza instynktem przeżycia mamy w sobie fascynację światem. Jak chcecie go poznawać bez książek? Nie czytamy Szekspira, Miłosza czy Kapuścińskiego, bo nam każą. Czytamy, bo jesteśmy ludźmi.

Ku mojemu zaskoczeniu argument trafił. Tyrada była głośna i egzaltowana, ale wydała się im niegłupia.

- Na szczęście są audiobooki – uśmiechnął się najmłodszy i najcwańszy z moich dwóch synów. – Można sobie grać w grę, a z telefonu leci „Pinokio”.

- Leci to za dużo powiedziane, wlecze się – uściślił najstarszy. – Ale zgadzam się, jest to jakaś opcja. Poznamy ten twój fascynujący świat, bez konieczności tracenia czasu na niepotrzebne czynności.

Niepotrzebne czynności!

- A audiobooki to pewnie rosną na drzewach i się je potem zrywa, oddaje do skupu, a na koniec kupuje w warzywniku. Przecież żeby powstał audiobook, musiał go ktoś najpierw przeczytać!

Nastała cisza. Właśnie udowodniłem, że umiejętność czytania może się jednak do czegoś przydać. Nikt już nic nie powiedział w tej sprawie, a z epilogiem trzeba było poczekać do następnego dnia.

Odniosłem zwycięstwo większe, niż mi się wydawało. Bo nazajutrz młodzież wysłała delegację, która oświadczyła mi niespodziewanie:

- Postanowiliśmy zaproponować ci układ. Deal, mówiąc po polsku. Ty przez godzinę tygodniowo będziesz się uczył grać na PS4. Możesz zacząć od gry w sapera albo węża, o ile znajdziesz coś takiego w ofercie...

- A wy? - przerwałem pośpiesznie ten drwiący wywód.

- My spróbujemy czytać.

- Zgadzam się. Od czego zaczniecie?

- No właśnie... Nie wiemy. Coś zaproponuj.

Zaproponowałem. Czytają. I czekają na dalsze propozycje.

Ktoś wie, jak włączyć PS4?

O autorze
Mikołaj Wójcik
Mikołaj Wójcik
Z zawodu operator komputerowy, z zamiłowania - pisarz. Autor felietonów i kilku książek dla młodzieży. Człowiek otoczony przez dzieci: troje własnych, ośmioro chrześniaków, a siostrzeńców i bratanków - trudno zliczyć. Nie musi więc zmyślać swoich historii, skoro wystarczy je po prostu spisać. Czasem trzeba uzyskać copyright, ale to załatwia pewna suma kieszonkowego.