Dlaczego słuchanie dziecka jest takie ważne

2013-10-09 16:52

Słuchanie dziecka jest tak samo ważne jak zapewnienie mu bezpieczeństwa, dbanie o jego zdrowie, higienę czy edukację. O tym, dlaczego dzieci mają ogromną potrzebę, by ich słuchać – mówi Krystyna Zielińska, psycholog, autorka książki „Oczami dziecka, oczami mamy”.

sluchanie dziecka dlaczego powinnismy sluchac naszych dzieci

i

Autor: _photos.com

Zrobiłam pyszne gołąbki, napracowałam się, a moje dziecko nie chce ich jeść. Mówi, że za żadne skarby nie będzie jadło na obiad ptaków. Czy panią to dziwi?
– Oczywiście, że nie. Dzieci patrzą na ten sam świat co my, ale widzą go zupełnie inaczej. To, co obserwują i słyszą od nas – dorosłych, biorą absolutnie dosłownie. Jeśli mama powiedziała, że na obiad są gołąbki, to pewnie złapała jednego na podwórku i teraz da mi go na obiad! Maluchy nie mają naszych doświadczeń, nie potrafią filtrować wszystkich informacji, które do nich docierają, nie rozumieją, co to żart, przenośnia. Wierzą we wszystko, co usłyszą. Nie znają wstydu, norm, ograniczeń typu: „coś wypada, a coś nie wypada”. Nie potrafią też kłamać, przynajmniej do czasu, gdy my, dorośli, ich tego nie nauczymy („Powiedz, że nie ma mnie w domu”). Dlatego mówią prosto w oczy, że ktoś jest brzydki albo stary. Są po prostu szczere i bezpośrednie.
A my, dorośli, już nie jesteśmy tacy bezpośredni. Czy to dlatego nie rozumiemy naszych dzieci?
– Tak, ale główną przyczyną tego typu nieporozumień jest to, że ich nie słuchamy. Pracuję z przedszkolakami i bardzo często obserwuję takie sytuacje: kilkulatek coś opowiada mamie, a ona zbywa go półsłówkami. Zauważmy, że bardzo często słuchamy dzieci jednym uchem, oglądając telewizję, sprzątając, gotując. Nie odpowiadamy, bo zawraca nam głowę, bo naszym zdaniem mówi bzdury. Zdarza się też, że nie mamy czasu podrążyć tematu. Gdyby mama, która ugotowała gołąbki, zaczęła badać, dociekać, skąd bierze się niechęć malca do obiadu, odgadłaby, że chodzi o złe skojarzenie. Każda rozmowa na każdy temat uczy dziecko, rozwija, pomaga odkryć mechanizmy rządzące światem i poukładać sobie to wszystko w głowie. Wystarczyłoby wyjaśnić, że gołąbki to tylko nazwa dania, a w środku nie ma żadnego ptaka i sprawa byłaby załatwiona. Ale my od razu przypisujemy dziecku łatkę niejadka, histeryka, nieposłusznego.
Jakie jeszcze błędy popełniamy, wychowując swoje pociechy?
– Przede wszystkim nie rozmawiamy z dziećmi. To wynika z wielu czynników. Lekceważymy słowa dziecka, bo przecież taki malec nie powie nam nic ważnego. Albo nie znamy odpowiedzi na pytania, które nam zadaje i wstydzimy się do tego przyznać. Albo też krępujemy się tego, co malec powiedział przy innych, więc udajemy, że tego nie słyszeliśmy. Często pytania malucha są dla nas na tyle niewygodne, że uciekamy od nich i zmieniamy temat. To sprawia, że oddalamy się od własnego dziecka, ale rodzi też wiele nieporozumień. Tak jest np. ze śmiercią, o której niechętnie rozmawiamy. Nie mówimy, że babcia zmarła, tylko że gdzieś daleko wyjechała. A potem się dziwimy, że dziecko nie chce jechać z nami na wakacje. Skoro babcia wyjechała i już nie wróciła, to ono woli zostać w domu. To jest właśnie dziecięca logika – czy można jej coś zarzucić? To nie dziecko źle rozumuje – to my nie mówimy mu prawdy.

Albo temat seksu. W pani książce „Oczami dziecka oczami mamy” jest historia o dziewczynce, ktorą „uświadamiał” starszy brat…
– Tak. Mała wiedziała, że dzieci biorą się z nasionka tatusia, ale nie rozumiała, jak ono dostaje się do brzucha mamy. Brat zażartował sobie, że mama wypija je razem z mlekiem. Rodzice słuchali tej rozmowy, ale nie zareagowali ani nie sprostowali opowieści syna. A potem zupełnie nie skojarzyli tego z nagłą niechęcią dziewczynki do picia. A ona po prostu wyobraziła sobie, że ktoś dla żartu wrzuci jej swoje nasionko do szklanki i ona będzie musiała urodzić dziecko! Ta opowieść jest zabawna, ale ilustruje właśnie naszą niechęć do poruszania z dziećmi tzw. trudnych tematów.

Wielu rodziców nie umie rozmawiać z małymi dziećmi, trudno im dostosować się do dziecięcego odbioru świata.
– Pamiętajmy, że dzieci poruszają się w świecie konkretów. To, co widzą i słyszą, często przyjmują dosłownie. Rodzice nie mogą oczekiwać od nich interpretacji, uogólnień, wyciągania wniosków... Nie można lekceważyć tego, co dzieci mówią i w jakie słowa ubierają to, co chcą przekazać. To ma znaczenie, bo to opis rzeczywistości widziany oczyma dziecka.
Często rodzice zarzucają dzieciom, że kłamią, wymyślają niestworzone rzeczy, bzdury...
– To nie bzdury. W wieku przedszkolnym rozpoczyna się fantazjowanie i jest to normalny etap rozwoju. Dziecko musi „wymyślać”, bo tak kształtuje się jego wyobraźnia i kreatywność, tak maluch oswaja swoje lęki, obawy. Trzeba o tym wiedzieć i nie mylić fantazji z kłamstwem. Kilkulatek, który opowiada o różowym słoniu, którego widział na ulicy, nie chce nas oszukać. Dlatego nie wolno nam wtedy powiedzieć: „Gadasz bzdury, nie kłam”. Nie powinniśmy jednak równocześnie dopuścić do sytuacji, w której dziecko straci poczucie rzeczywistości, dlatego musimy pokazywać mu granice między światem rzeczywistym i fantastycznym. Gdy malec mówi o różowym słoniu, wysłuchajmy go i na koniec powiedzmy: „Wymyśliłeś świetną i bardzo ciekawą historię. Różowe słonie nie chodzą wprawdzie po ulicy, ale opowiadałeś tak, jakbyś naprawdę to widział! Brawo!”.
Dlaczego tak ważne jest, byśmy słuchali dzieci?
– Słuchając dziecka i rozmawiając z nim, budujemy u niego poczucie własnej wartości. Dziecko czuje się dumne, że wymyśliło fajną historię, która spodobała się mamie i której ona z przyjemnością wysłuchała. Gdy usłyszy, że gada bzdury, zamknie się w sobie. Przestanie w ogóle o sobie mówić, bo po co, skoro nikt go nie słucha lub uważa jego słowa za głupie. Dzieci mają ogromną potrzebę, by ich słuchać. A rodzice powinni wiedzieć, że słuchanie jest tak samo ważne jak zapewnienie bezpieczeństwa, dbanie o higienę dziecka czy zdrowie. Tylko słuchając swojej pociechy, można ją poznać, odkryć jej osobowość. Ale do tego jest potrzebny czas. Bo słuchać trzeba z uwagą i cierpliwością. Ja tymczasem obserwuję ostatnio, że rodzice ciągle pracują i są poza domem. Dzieci przyprowadzają i odbierają z przedszkola nianie lub dziadkowie. To oni więcej wiedzą o problemach malca niż jego rodzice. Czasem pytam matkę o jakieś zachowanie jej synka, a ona odpowiada: „Nie wiem, spytam niani”. Musimy zrozumieć, że czas spędzony z naszym dzieckiem jest bezcenny.
Pani książka to zbiór sytuacji widzianych oczami dziecka oraz matki i opatrzonych komentarzem psychologa, czyli pani. Skąd wziął się taki pomysł?
– Często podczas rozmów z rodzicami i ich pociechami odkrywałam, że te same wydarzenia przedstawiają odmiennie. Mamie czy tacie wydaje się, że wie lepiej od dziecka, ma większe doświadczenie, lepiej rozumie problem i właściwie go rozwiązuje. Tymczasem okazuje się, że nie zawsze tak jest. Bywa, że ta sama historia opowiedziana przez dziecko i mamę to dwa światy, odmiennie postrzegane, odmiennie rozumiane. Zdanie psychologa – to ten świat trochę wypośrodkowany, trochę skomentowany, „ubrany” w wiedzę psychologiczną, najczęściej tę rozwojową.
Historyjki przedstawione są prawdziwe?
– Tak, i to chyba jest największa zaleta książki. Wiele z nich wydarzyło się w moim domu, gdy trójka moich dzieci była mała. Tak było na przykład z uświadamianiem naszej starszej córki przez brata – w książeczce mają zmienione imiona. Spisywałam je w specjalnym albumie, a po latach wykorzystałam w artykułach, w których tłumaczyłam, w jaki sposób dzieci postrzegają świat. Te komentarze były pisane prostym językiem, a historyjki, przez to że z życia wzięte, doskonale trafiały do czytelniczek. Łatwiej im było zrozumieć problem i poznać jego rozwiązanie na konkretnym przykładzie, niż czytać o nim w rozprawie psychologicznej. Artykuły tak się spodobały, że wiele osób zaczęło mi podrzucać swoje własne opowieści z prośbą o komentarz. Teraz też ciągle słyszę: „Pani Krystyno, a ja opowiem pani, jak…”, no i słucham kolejnej historyjki, która mogłaby trafić do „Oczami dziecka oczami mamy”. Mam nadzieję, że książka pomoże rodzicom lepiej rozumieć swoje dzieci.

rozmawiała: Małgorzata Wesołowska

miesięcznik "M jak mama"