Polacy znają Panią głównie z serialu „M jak miłość”, a także z filmu „Jutro idziemy do kina”, ale Pani życiowa rola to bycie mamą...
– Tak. Mam córeczkę Helenkę i synka Henryka. Każdego dnia odkrywam, że jestem absolutnie w nich zakochana. Jestem taką typową matką kwoką, która biega za pisklętami. Może jestem trochę zbyt opiekuńcza, ale kocham swoje dzieci i uważam, że bycie mamą to najfajniejsze, co mi się przydarzyło w życiu.
Ile lat mają dzieci?
– Henio ma 7 miesięcy, a Helena jest już prawie 8-latką. Dzieli ich więc siedem lat. Początkowo bałam się takiej dużej różnicy wieku, ale teraz widzę, że to nie problem. Helenka jest bardzo opiekuńcza i bardzo mi pomaga przy młodszym bracie. Chociaż nie obciążam jej absolutnie żadnymi obowiązkami, to jednak – może dlatego, że jest dziewczynką – sama się angażuje i to jest bardzo fajne. Teraz jeszcze lepiej rozumiem, jak wspaniałą rzeczą jest posiadanie rodzeństwa. Ja jestem jedynaczką i nigdy nie byłam z tego powodu zadowolona.
Ostatnio byliśmy ze znajomymi nad morzem, musieliśmy się rozpakować, każdy z nas był czymś zajęty i wtedy powiedziałam do Heleny i reszty dzieci: zajmijcie się Heniem na chwilę! Wszyscy podlecieli do niego i zaczęli się z nim bawić. To jest ten urok posiadania brata lub siostry. Dzieci się sobą zajmują, razem się bawią, oczywiście i kłócą, ale generalnie to jest świetna sprawa. Córeczka potrafi się zająć bratem, mimo że jest mała. Nie wykorzystuję tego, ale wiem, że mogę bez obaw wyjść na trzy minuty z pokoju, gdy ona jest przy nim.
Czy przygotowywała Pani jakoś Helenkę do narodzin braciszka?
– Tak. Córeczka zareagowała mało entuzjastycznie na wieść o rodzeństwie. Gdy jej powiedzieliśmy o ciąży, wiedzieliśmy już, że będziemy mieć chłopca, ale to nie płeć była dla niej problemem. Po prostu nie była zachwycona samym pomysłem. Dlatego do momentu rozwiązania starałam się spędzać z nią dużo czasu na mówieniu o tym. Przy okazji zwykłych rozmów przemycałam informację, jak to będzie, ale nie były to entuzjastyczne zapewnienia: „będzie super!”, tylko np. wspólnie zastanawiałyśmy się, gdzie postawić łóżeczko. Przygotowywałam ją do rewolucji, która siłą rzeczy nadchodziła, dając jej jednak poczucie, że ona też o czymś decyduje. Teraz cały czas jej okazuję, że nadal jest dla mnie najważniejszą córeczką na świecie – moją dziewczyneczką, której nigdy nikt nie zastąpi.
Udało się więc uniknąć zazdrości o Henia?
– Bałam się tego, ale Hela nie jest zazdrosna o brata. Mały też doskonale reaguje na jej widok. Dzieci mają taką umiejętność robienia min, wygłupiania się, więc gdy Henio widzi Helenę, to od razu się śmieje, bo zakłada, że będzie się działo coś fajnego.
A jak udało się Pani pogodzić narodziny dzieci z pracą? Wiem, że już wróciła Pani na plan...
– Każda praca wymaga od kobiety mającej dzieci wielu kompromisów. Ja bardzo lubię swój zawód, ludzi, z którymi się spotykam, więc gram, choć w okrojonym wymiarze. Jest mi o tyle łatwo, że nie pracuję codziennie od godziny 8 do 16. To daje mi możliwość kombinowania, włączania do opieki męża, babcie itd. Cała moja rodzina staje na głowie, by udało mi się pojechać do teatru czy na plan. Mam wprawę, bo już z Helenką kręciłam „M jak miłość” – miała wtedy trzy miesiące. Wynajmowano mi kamper, gdzie mogłam ją nakarmić, przewinąć. Teraz też wróciłam do teatru, gdy Henio miał trzy miesiące, aktualnie nagrywam serial. Synek jest cały czas ze mną, bo karmię go piersią.
Nie próbowała Pani odciągać pokarmu i zostawiać Henia w domu?
– Niestety, on jest takim synkiem mamusi, który toleruje tylko pierś. Na początku pił mój odciągnięty pokarm, ale teraz nie chce ani łyżeczki, ani butelki, bo musi się przytulić. Helenkę karmiłam dziewięć miesięcy, ale ona akceptowała smoczek. Pod tym względem dzieci różnią się od siebie.
Czy ciąże też się różniły?
– Zdecydowanie. Gdy urodziłam Helenkę, miałam 26 lat. Teraz nadal czuję się młoda, ale nie bez powodu mówi się, że dwadzieścia kilka lat to najlepszy dla kobiety wiek na urodzenie dziecka. Mam 34 lata i znosiłam ciążę gorzej. Lepszy za to był drugi poród: w skali trudności od 1 do 10 urodzenie Heli to było 11, a Henia – 1. Za pierwszym razem bardzo chciałam rodzić bez znieczulenia, żeby nie zaszkodzić dziecku, żeby nie zaburzyć więzi, która powstaje w czasie porodu. Nie wiem dlaczego, ale to był bardzo trudny poród, mimo że nie było zagrożenia życia mojego czy małej. Natomiast narodziny Henia to było coś nadzwyczajnego! Doświadczenie, którego się nie spodziewałam. Nie wiedziałam, że w ogóle może być tak cudownie.
Co o tym zadecydowało?
– Położna. Długo nie wiedziałam, czy zdecydować się na cesarskie cięcie, czy rodzić naturalnie. W końcu pomyślałam, że skoro dałam szansę naturalnego porodu jednemu dziecku, to powinnam dać ją również drugiemu. Dlatego skupiłam się na znalezieniu dobrej położnej. W każdym zawodzie najważniejsza jest wiedza i doświadczenie, ale w przypadku tej profesji bardzo ważna jest również osobowość. Dwie kobiety – położna i rodząca – muszą się ze sobą dogadywać, współpracować. Pani, z którą urodziłam Henia, jest aniołem. Odczarowała całą traumę, której nabawiłam się za pierwszym razem. Uważam, że kobiety po ciężkich porodach powinny dać sobie drugą szansę.
Czy mąż był obecny przy narodzinach syna?
– Rodziłam z Kubą, choć nie było to dla nas takie oczywiste. Mam wrażenie, że teraz jest nacisk na wspólne porody, że nikt nie przyjmuje do wiadomości, że mogłoby być inaczej. A jak ktoś nie jest razem z żoną, to znaczy, że jej nie kocha i nie kocha dziecka... Dlatego nie naciskałam na niego, choć czułam, że decyzja jest po mojej stronie. Sami stopniowo dorastaliśmy do tego i w końcu wydało nam się naturalne, że będziemy rodzić razem. Zaznaczyłam jednak mężowi, że jeśli poproszę go, żeby wyszedł, to ma to uszanować. Nie było takiego momentu, Kuba zachowywał się wspaniale i wspierał mnie. To było bezcenne doświadczenie dla nas obojga.
Macierzyństwo zmieniło Pani życie?
– Mam wrażenie, że odkąd jestem mamą, cała się zmieniłam. Helenka totalnie przewróciła moje życie do góry nogami. Byłam taką duszą artystyczną, nieuporządkowaną, chaotyczną. Hela mnie postawiła do pionu, pokazała, że mam obowiązki, priorytety. Teraz w moim życiu rodzina i dzieci są bezwzględnie najważniejsze. Co nie znaczy, że mam ochotę zrezygnować ze wszystkiego innego. Lubię wyjść sama z domu, lubię i chcę pracować, cenię sobie to, że mogę wyskoczyć do manikiurzystki, na trening, bo dzięki temu mam szansę nie zwariować. Muszę mieć trochę przestrzeni i czasu tylko dla siebie.
Trenuje Pani? Dla aktorki wygląd jest chyba bardzo ważny...
– Trenuję, ponieważ po porodzie nie wróciłam jeszcze do pełnej formy ani do dawnej wagi, a chciałabym to osiągnąć. W obu ciążach przytyłam tyle samo, w obu byłam bardzo aktywna. Ale kiedy miałam 26 lat, gubienie kilogramów było dużo prostsze. Nie jestem na diecie, bo karmię, ale jestem aktywna: zaczęłam biegać, trenować. Nie jest to mój priorytet, ale nie ukrywam, że chciałabym schudnąć. Myślę, że jestem na dobrej drodze...