Usiadłaś i liczysz na to, że twój maluch pozwoli ci na odrobinę wytchnienia. Nie ważne, czy jesteście w parku, w ulubionej cukierni czy w kościele. Dziecko i tak wkrótce biegnie w sobie znanym kierunku. Spokojnie, wcale nie musi oznaczać to nadpobudliwości ruchowej.
Dziecko w kościele. Nie robi ci na złość
Kiedy dziecko oddala się od mamy w miejscu publicznym, często budzi to nasze to nasze obawy. I nie chodzi wyłącznie o bezpieczeństwo pociechy. Ale też o to, skąd w dziecku ten nadmiar energii i wewnętrzny przymus, który nie pozwala usiedzieć mu na miejscu dłużej niż chwilkę.
– Dziecko w ruchu realizuje dwie kompetencje społeczne - wyjaśnia Tomasz Wilczewski, doktor nauk o zdrowiu, pedagog, specjalista nauk o kulturze fizycznej, wykładowca na WSB w Dąbrowie Górniczej.
Po pierwsze to ciekawość poznawcza. To, że dziecko w kościele biegnie pod ołtarz, nie znaczy, że ma intencję: o se mama siadła, ale nie będziesz siedzieć, bo lecisz za mną... Ono jest ciekawe co tam gość gada, którego wszyscy słuchają
- tłumaczy dr Wilczewski.
Mamo, nie wychowuj dziecka na dorosłego tchórza
Ale to nie koniec. Ponieważ drugim z powodów pozostawania w ruchu jest coś równie ważnego: zaufanie dziecka do siebie samego.
Dziecko staje się „niegrzeczne” bo ono sprawdza siebie. Również wtedy, kiedy nie wchodzi na łóżko przodem, a pakuje się na nie od tyłu, to jest chęć sprawdzenia siebie
- nie ma wątpliwości Tomasz Wilczewski i podkreśla, że: Jeśli to nie zostanie zrobione w odpowiednim wieku, to mamy potem dwudziestoletniego tchórza, który nie jest ciekawy świata.
Wniosek jest jeden: zamiast martwić się dzieckiem, które odczuwa potrzebę zaspokajania swej ciekawości i budowania zaufania do samego siebie - cieszmy się tym. I, pamiętając o podstawach bezpieczeństwa, pozwalajmy dziecku na jak najwięcej odkryć - zarówno jeśli chodzi o świat, jak to, jak wiele jest w stanie samo zrobić.