To wyznacza, czy "jestem stąd" czy jestem przyjezdny. Ale tutaj mowa o maluchu, który dopiero co pojawił się na świecie i w sumie jest dla danego miasta – przyjezdny.
Spis treści
- Jak ze słoiczka, zrobić bobasa-lokalsa
- 1. Stadion lokalnej drużyny
- 2. Najbliższy sklep z zabawkami
- 3. Basen
- 4. Park z placem zabaw
- 5. Ogród Zoologiczny
Jak ze słoiczka, zrobić bobasa-lokalsa
Oto kilka miejsc, które trzeba odwiedzić. Wszystkie opisywane miejsca znajdziesz bez trudu w internecie. Ich lokalizacje, godziny otwarcia i zasady poruszania się w każdym z nich. Warto zachować ostrożność, mieć oczy dookoła głowy, bo dziecko w nowym miejscu zwykle dostaje fioła od bodźców i trzeba je bezpiecznie trzymać, żeby nie uciekło do światełek albo kolorowych ornamentów.
1. Stadion lokalnej drużyny
Trudno kłócić się z hasłami, że piłka nożna to narodowy sport i że na spotkania ulubionych drużyn wypada chodzić, albo chociaż czasem je śledzić. Czasem jednak jest tak, że kiedy mieszkamy w rodzinnym mieście jakiegoś drugo-trzecioligowca albo innej drużyny, która gra piach to trochę wstyd pojawiać się na trybunach.
Z drugiej strony, miasta – słabo piłkarskie, najczęściej mają silne inne sekcje: szermierka, żużel, skoki narciarskie albo ręczna czy siatkówka. Zabranie malucha na takie wydarzenie to jest jednak coś. Dużo się dzieje, ludzie drą się i walą w bębny.
Tutaj im mniejsze bobo – tym poważniej trzeba brać pod uwagę słuchawki albo zatyczki do uszu. Tak żeby maluch nie bał się dopingować i płakał tylko wtedy, gdy drużyna z jego miasta daje ciała.
Jest w tym trochę umiłowania lokalnej społeczności, ale warto pokazywać od najmłodszych lat, że mamy w kraju kibiców [nie kiboli] że na mecz można pójść ekscytować się sportowymi emocjami, a nie darciem dresów i biciem się pałkami z policją. Dobre wzorce. Szalik, gwizdek, malowanie twarzy i bębenki.
A jak się trafi dostać koszulkę – od tych gości co to w przerwach chodzą z pneumatycznymi działkami i nimi strzelają w trybuny – oferując gadżety i drobiazgi – tym bardziej super, bo sobie coś wygrasz, a i dziecku ucieszy się buźka.
To także szansa na zaszczepienie sportowej miłości do dziecka. A z tym nie ma co dyskutować, bo sport i tak zawsze będzie lepszy od wirtualnej rzeczywistości. Choćby ze względów zdrowotnych [szkoda, że nie finansowych] bo pewnie usłyszysz argument, że łatwiej zarobić na YouTube niż na grze i zdzieraniu kolan w piłkarskim w czwartoligowym Orle Starogard Kaliski [szacunek].
Czytaj: Sport młodego ojca — czyli w czym rodzicom pomoże dbanie o formę
Stary radzi, jak spędzać czas z dziećmi
2. Najbliższy sklep z zabawkami
To jest tak, że czasami maluch płacze. I z a nic w świecie nie możesz dojść do tego dlaczego tak się dzieje. Po prostu przeskoczyła wtyczka, dysk niesformatowany i pielucha sucha – i tylko nadprzyrodzone siły wiedzą o co kaman. Dlatego w takiej sytuacji pakujesz malucha do wózka, ubierasz w czapkę i śpiwór, jeśli akurat na zewnątrz ostro zawiewa i suniesz śmiałym krokiem do najbliższego sklepu z zabawkami.
Nagle maluch przestaje płakać, zostawiasz tam połowę wypłaty i teraz to ty masz łzy w oczach. Na szczęście w takich sklepach są również drobiazgi, za nieco mniej niż nawet ćwierć wypłaty – dlatego czasem jeśli wszystkie środki zawodzą warto mieć pod ręką takie rozwiązanie.
Poza tym dla malucha to też fajna wycieczka, bo co sobie poogląda – i potem przypomni, kiedy akurat przyjdzie czas świąt albo urodzin – to jego, a Tobie będzie łatwiej trafić w gusta i nadążyć za ciągle zmieniającą się modą.
W takich ładnych sklepach można także podpatrzeć parę fajnych rozwiązań. Witryny sklepowe – w kształcie pokoju dla dziecka. Akurat miałeś robić remont i szukałeś inspiracji. Myk, gotowe. Inne. Zabawki. Takie jak tablica manipulacyjna [takie coś gdzie do deski doczepione są przyciski, guziki, breloczki i brzdękotki, żeby dziecko się tym bawiło i wyrabiało zręczność].
Można się zainspirować i spróbować zrobić samemu takie cudo. Popatrzeć technicznym okiem inżyniera, co do czego przyczepione, jak sklejone, czy kratownica czy belkowanie i zrobić coś własnoręcznie.
Dla bardziej zaawansowanych, mających w ręku fach stolarza albo posiadających w garażu odpowiednie urządzenia: klocki, koniki, liczydła i inne drewniane zabawki – warte często kupę kasy, mogą być łatwe do zrobienia samemu. Pamiętajcie tylko żeby porządnie wszystko wyszlifować i wyrównać. Drzazga w palcu [olaboga, w paznokciu] to coś z czym nie chcecie się mierzyć [wierzcie na słowo].
Zobacz, jak zająć czas dziecku - zabawy z kolorowym ryżem. GALERIA
3. Basen
Są plus, ale są też pułapki – które jeśli zaakceptujesz, to basen będzie dla Ciebie głównym punktem zabaw ze swoim dzieckiem. Od minusów – jeśli nie akceptujesz swojego kaloryfera, twierdzisz że cztery żeberka to za mało i trochę Ci wstyd ganiać z klatą orangutana wśród ludzi – okej, rozumiemy to.
Ojcowie szczególnie na początku mają tendencję do odpuszczania treningów: z powodu niewyspania, dodatkowych obowiązków, zmęczenia, natłoku nieznanych wcześniej emocji [panie, nas też czasem boli głowa]. Wiadomo, że nie każdego to dotyczy, ale bywa że migamy się od basenu i powodem nie są nieobcięte paznokcie, a raczej to że tych u nóg – zwyczajnie nie widzimy.
Ale jeśli nie masz z tym problemu i Twoja klata dalej prezentuje się jak u Davida Haselhoffa, albo przypominasz serialowego Karola Krawczyka i absolutnie Cię nie obchodzi co kto sobie pomyśli – to śmiało, torba, klapki, ręcznik i fru. Ale nie zapomnij o dziecku, bo to z nim tam idziesz.
Generalnie wybij sobie z głowy pływanie na czas w basenie olimpijskim i skakanie podwójnym saltem do wody, jeśli idziesz z maluchem samemu na basen. No sorry, kilkumiesięczne dziecko – choć pływać w teorii potrafi całkiem nieźle po prostu potrzebuje opieki i nie zapewni jej ratownik, który i tak pilnuje setki innych ludzi.
Na basenie jest zwykle dość ślisko – więc klapki, żeby nie fiknąć koziołka razem z maluchem na rękach. Bez akrobacji, powoli, do brodzika, stopniowo pokazywać, że woda jest fajna. Pozwolić się potaplać, nie oglądać się za panienkami w bikini i raczej w towarzystwie malucha nie korzystać z sauny czy solanki.
Dla malucha weź koniecznie dodatkowy ręcznik, coś do mycia się – bo woda może być chlorowana i nie wiadomo jak tam skóra zareaguje. Opcjonalnie mogą się przydać zatyczki do nosa ale to już wedle uznania.
Jeśli maluch jest jeszcze takim szkrabem, że ze strojem kąpielowym/kąpielówkami mu chwilowo nie po drodze – śmigaj do drogerii po pieluchy do wody/wodoodporne/ przystosowane do pływania. Ważne też żeby basen był blisko, albo chociaż miał w miarę blisko usadowiony parking. Głowa mokra, uszy pełne wody i przeziębienie gotowe. A tego, jak wyżej [z drzazgami] unikamy.
Czytaj: Kiedy zapisać się na basen z niemowlakiem? Jak wybrać bezpieczną pływalnię dla maluszka?
Zabawy dla dzieci w domu. Kreatywne zabawy z dzieckiem bez telewizora
4. Park z placem zabaw
Miejsce obowiązkowe, must have każdego spacerującego taty. Musisz któregoś razu przejechać się po okolicy i zobaczyć gdzie są fajne miejsce do zabawy z dzieckiem. Warto zwrócić uwagę czy jest bezpiecznie, czy jakieś zardzewiałe gwoździe nie wystają z huśtawki a drewniany daszek jest solidny.
Wszystkiego nie przewidzisz, ale różnie bywa – a dziecięca kreatywność może nie znać granic. Super gdy plac zabaw jest czysty i zadbany, a szansa na znalezienie psiej dwójki w piaskownicy raczej znikoma.
Niektóre place zabaw – zależnie od miejscowości czy osiedli są np. Tematyczne, przystosowane dla bardzo małych brzdąców, przystosowane także dla dorosłych – więc podwójny fun, jak tata fiknie na barierce i pokaże jak się hasało za jego czasów [kiedyś to było].
Plac zabaw to miejsce w którym każdy dziecięcy problem jest gotów zniknąć, byle tylko poskakać, pobiegać albo pohuśtać się z tatą. Maluch buduje tak swoje – kto wie, przyszłe znajomości i poznanie kogoś na placu zabaw – a dalej w przedszkolu może zaowocować długoletnią przyjaźnią. Przecież każdy ma kogoś, kogo zna od piaskownicy.
5. Ogród Zoologiczny
"Jest żubr, bóbr, łoś. Lis, wilk, kuna, koń, wydra, ryjówka, zając – to są zwierzęta, które żyją w Polsce" – tak w legendarnych Chłopakach Nie Płaczą, Cezary Pazura podsumowuje polską faunę, a jej umiejscowienia oprócz nadwiślańskich/nadodrzańskich/wszystkich innych pól i lasów próżno szukać w innym miejscu niż w popularnie nazywanym zoo.
W większych miastach powinno się udać z łatwością, bo ogrody są okazałe i przystosowane dla spacerowiczów z wózkami. W mniejszych, bez dostępności do zoo – można poszukać samemu i pokazać maluchowi co jest co: na czterech nogach albo ze skrzydłami. W Zoo masz fajną możliwość wcielenia się w przewodnika wycieczki. Możesz – teoretycznie opowiedzieć dziecku każdą historię [pedagogicznie popartą wiedzą i doświadczeniem], a ono będzie zachwycone, że na przykład kangury mają w swoich torbach małe kangurki, a papugi potrafią czasami gadać [gorzej jeśli brzydkie słowa].
Do tego słoneczko, równy asfalt – więc wózek idzie jak po szynie, stoisko z lodami i niedzielne popołudnie. Prawie jak wakacje. Oczywiście nie wszystko co na wyciągnięcie ręki w ogrodzie zoologicznym nadaje się do dotykania.
Zwierzęta też potrzebują spokoju i tutaj warto przestrzegać tabliczek umieszczonych przy poszczególnych boksach. Uwaga też na szpanerskie fotki i wkładanie smartfonów do klatek. Prawo natury podpowiada, że jeśli terytorium jest czyjeś to nie można tak sobie wejść i trzaskać fotek do rodzinnego albumu. Uważnie, żeby smartfon za cztery koła nie wpadł do wody – a jego posiadacz razem z nim.
Zwierząt oczywiście się nie dokarmia. Choć pokusa, by dziecko które akurat wcina prażynka - podzieliło się nim z hipopotamem albo lamą, musi być opanowana. Poza tym lamy plują, a hipopotamy wolą zieleninę. Ale tak to zoo wydaje się być super miejscem.