GORĄCZKA SOBOTNIEJ NOCY, czyli przychodzi stary do lekarza

2019-10-30 11:36

Drogi synu, kiedy przyszedłeś na świat, przyznano ci 10 pkt. w skali Apgar, choć ja uważam, że chodziło raczej o skalę Beauforta.

GORĄCZKA SOBOTNIEJ NOCY, czyli przychodzi stary do lekarza

i

Autor: Getty Images

Spis treści

  1. Zmiana planów... i nie ma, że boli!
  2. Ostatni w kolejce? Mówi się trudno (a może nudno)
  3. Nie daj się wrobić w wyprawę z dzieckiem o lekarza!
  4. Uważaj na lekarzy!
  5. A teraz recepta!

Niestety, szybko przekonałem się, że maksymalna liczba punktów nie jest przyznawana dożywotnio (wkrótce wyszły na jaw niedoróbki). Dlatego trzy lata później, kiedy lekarze wręczyli nam twoją siostrę z podobnym dziesięciopunktowym wypisem, nabrałem podejrzeń, czy aby szpitale nie wydają tych „optymistycznych certyfikatów” na tej samej zasadzie, wg której przedszkolanki przyznają wychowankom kolorowe znaczki. A te, jak wiadomo, nie służą ocenie rzeczywistych zdolności dziecka, ile stanowią rodzaj zachęty do dalszych wysiłków.

Czytaj: SKALA APGAR: ile punktów i za co dostaje noworodek po narodzinach?

Zmiana planów... i nie ma, że boli!

Kiedy twoja żona opuszcza z dzieckiem wydział położniczy, musisz zrewidować nieco swoje plany (i to nie tylko te na wieczór czy weekendowe). No dobra, najlepiej je podrzyj, wyrzuć, zapomnij! Od tej pory masz jeden wielki plan... miasta z zaznaczonymi przychodniami, szpitalami, gabinetami rehabilitacyjnymi i całodobowymi aptekami.

No cóż... Dzieci chorują i w dodatku są na tyle wredne, że robią to bez uzgodnienia z rodzicami. Chorobliwa samowolka! Oczywiście nie chcę powiedzieć, że jako ojciec nie masz szans na piątkowy czy sobotni wypad na miasto. Upewnij się jednak, czy lokal, który chcesz odwiedzić z kumplami, na pewno leży w pobliżu szpitala z nocnym dyżurem pediatrycznym lub chirurgicznym.

Czytaj: Dobry pediatra. Jak wybrać lekarza dziecięcego?

Ostatni w kolejce? Mówi się trudno (a może nudno)

Zabawne, ale bardziej od samej wizyty u lekarza doskwierał mi czas spędzony w poczekalni. Zaskoczony? Pewnie tak, w końcu wspinanie się po ścianach, ślizganie po podłodze, czołganie pod nogami oczekujących i skakanie po krzesłach nie były takie straszne. Wytłumacz mi tylko jedną rzecz: skoro tak świetnie się bawiłeś, czemu wciąż wrzeszczałeś Tato, nudzi mi się!

Nie daj się wrobić w wyprawę z dzieckiem o lekarza!

Jeśli dasz się żonie wypchnąć z domu, przegrałeś, choć zaraz po skończonej wizycie możesz mieć odmienne wrażenie. Ba, wracając do domu z dzieckiem i torbą lekarstw pewnie czujesz się zwycięzcą! Byłeś dociekliwy. Nie dałeś się zbyć frazesami. Dopytywałeś. Robiłeś notatki, chociaż lekarz mówił, że to nie wykład na uczelni. Powtarzałeś jak echo każde jego słowo.

Przekraczając próg mieszkania jesteś Wielką Wchodzącą Encyklopedią Medyczną... z której, jak się wkrótce okaże, ktoś wyrwał kilka stron. Pech chciał, że właśnie te brakujące kartki zawierały odpowiedzi na pytania twojej matki. Dlaczego kupiłeś to lekarstwo? Jak je dawkować? Czemu nie poprosiłeś o inny środek, skoro ten nie pomógł ostatnim razem? Zanim jeszcze zdążysz przewinąć w pamięci film pt. Przychodzi ojciec z dzieckiem do lekarza, ona zaatakuje cię kolejnym pytaniem: Dlaczego nie spytałeś lekarza o ….............? (w miejsce kropek wstaw odpowiedni tekst, gdy nadejdzie twój czas).

Racjonalne wyjaśnienia, że nie możesz wszystkiego pamiętać (w końcu cały dom jest na twojej głowie) pogorszą jedynie sytuację. Mógłbyś oczywiście nagrywać wizyty, ale tu potrzebujesz pisemnej zgody lekarza (marne szanse!). Wracam zatem do punktu wyjścia: nie daj się wrobić!

Uważaj na lekarzy!

Zdarzają się bowiem szaleńcy, którzy pozwalają małym pacjentom bawić się ciśnieniomierzem. Jeśli masz tylko cień podejrzenia, że idziesz do jednego z nich, zawiąż dziecku z tyłu pleców rękawy w supeł. Pech chciał, że tamtego feralnego dnia było gorąco i żadne ciuchy z długim rękawem nie wchodziły w grę.

Na dodatek oprócz ciebie musiałem zabrać w charakterze potwora towarzyszącego twoją siostrę. Domyślasz się więc, że lekarz dość szybko zgodził się, abyście wzięli w swoje delikatne rączki ciśnieniomierz... Biedak... Chwilę później z jego uszu zaczęła uchodzić para, czemu towarzyszył ostry gwizd.

Zaproponowałem lekarzowi, żeby natychmiast zmierzył sobie ciśnienie. Moja rada była zupełnie bez sensu, co tłumaczę pośpiechem, w jakim opuszczaliśmy gabinet. Zupełnie zapomniałem, że ciśnieniomierz przestał działać zaraz po tym, jak grzecznie odłożyliście go na miejsce.

A teraz recepta!

Pamiętaj, jeśli zachoruje ci dziecko i będziesz musiał z nim iść do lekarza, zaopatrz się w sprzęt do rejestracji dźwięku. Wydrukuj zgodę na nagrywanie. I idź. Tylko nie bierz ze sobą dziecka.

Ściskam, twój stary

PS.Oczywiście są gorsze rzeczy od froterowania dzieckiem podłogi w poczekalni - np. bolesny i trudny pobyt w szpitalu. Ale tych wspomnień wolałem nie przywoływać.

Więcej artykułów Pawła i innych odjechanych Starych znajdziesz na stronie jestemtwoimstarym.pl

Paweł Osetek
Paweł Osetek
Dumny ojciec dwójki dzieci, Ignacego i Zuzanny. Autor książki dla dzieci „Kleptek”. Z wykształcenia socjolog, z pochodzenia „słoik”, z uwagi na przekonania.... „konserwa”. Fan (dzięki Bogu jeszcze żywych) Rolling Stonesów.