Mam PIĘCIORO DZIECI – wszystkie planowane!

2014-02-13 23:11

Wobec wciąż spadającego w Polsce przyrostu naturalnego może się wydawać, że rodziny wielodzietne będą cieszyły się uznaniem i docenieniem. Nic bardziej mylnego – o tym, jak bardzo inaczej wyglądają te kwestie w praktyce, opowiadają trzy mamy, które mają kilkoro planowanych dzieci.

Rodziny wielodzietne

i

Autor: materiały prasowe|_materialy_prasowe Mam PIĘCIORO DZIECI – wszystkie planowane!

Spis treści

  1. Anna – mama Stasia, Lucyny i Jakuba
  2. Kamila, mama Karola, Barbary, Zosi i Michała, obecnie w piątej ciąży
  3. Ilona, mama Kamili, Zosi, Piotra, Łukasza, Pawła i Ani
  4. Jak sobie radzić z przykrymi uwagami na temat wielodzietności?
  5. Rodzinne komentarze o wielodzietności
  6. Wielodzietność: reakcje otoczenia

Ocena społeczeństwa, rodziny, a może krzywdzące, ostre słowa na forach internetowych? Co boli je najbardziej, z czym muszą się zmagać wielodzietne mamy? Wbrew pozorom – jest tego sporo.

Anna – mama Stasia, Lucyny i Jakuba

„Kiedy tylko urodził się Staś, od razu wiedzieliśmy, że szybko będzie miał rodzeństwo. Sami z mężem mamy sporo braci i sióstr, więc duża rodzina jest dla nas sporą wartością. Nigdy nie sądziłam, że to może być dla kogoś problem, albo powód do wyśmiewania. Kiedy jednak, będąc w trzeciej ciąży, zapisałam się na internetowe forum, przeżyłam szok. Co i rusz pojawiało się pytanie, czy dziecko było planowane. Nawet, jeśli – zgodnie z prawdą, pisałam, że tak, „widziałam” powątpiewanie. Co gorsza, okazało się, że „nie mam prawa” do narzekań. Na przykład wszyscy mogli sobie ponarzekać na warunki życia w Polsce, na wysokie ceny, na podatki, na różne rzeczy. Ja – nie. Kiedy tylko próbowałam, słyszałam od obcych osób – „Chciało ci się mieć dużo dzieci, to teraz nie narzekaj”. Padały różne słowa, niejednokrotnie o tym, że jesteśmy patologią. Przestałam wchodzić na forum, bo po co mi było ciągłe upokarzanie? A jeszcze kilka lat temu, gdyby ktoś powiedział mi, że jako matka trójki dzieci zostanę uznana za patologię, roześmiałabym się w głos.”

Kamila, mama Karola, Barbary, Zosi i Michała, obecnie w piątej ciąży

„Dla mnie najgorsze jest podejście naszej rodziny. Moja mama, tata, rodzeństwo – wszyscy uważają nas za nienormalnych. A my przecież tylko żyjemy tak, jak chcieliśmy! Jesteśmy szczęśliwi, chociaż fakt – nie starcza nam na wszystkie luksusy. Nie mamy tyle pieniędzy, aby całą rodziną udać się do kina, ale już na zamówienie pizzy raz w tygodniu spokojnie starczy. Nie czujemy się patologiczni – dzieci są czyste, zadbane, najedzone – zwykła rodzina. A jednak, kiedy zaszłam w piątą ciążę (tak, planowaną), usłyszałam bardzo okrutne słowa od mojej siostry. Zamiast złożyć mi gratulacje, powiedziała: „Moglibyście już się pohamować, to zaczyna się robić żałosne”. Poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył w twarz. Nigdy o nic nikogo nie prosiliśmy, mamy własne mieszkanie, zarobki męża starczają na w miarę przyzwoite życie. Więc skąd ten idiotyczny komentarz? Niestety, spojrzenia pozostałych członków rodziny, gdy przekazaliśmy nowinę, również nie były pełne zachwytu. To były bardzo przykre chwile”.

Ilona, mama Kamili, Zosi, Piotra, Łukasza, Pawła i Ani

„Przyznaję, nigdy nie zdarzyło się, aby ktoś w rodzinie powiedział nam coś przykrego. Zresztą, nie ma chyba powodów – uznają, że skoro nas stać, to czemu nie? Właśnie wybudowaliśmy dom, mamy bardzo duży samochód, który wszystkich nas mieści, ogólnie nie narzekamy na sytuację materialną. Zauważyłam jednak coś innego – dziwne spojrzenia, gdy udajemy się gdzieś razem. Czasem dzieje się tak, że dochodzi do małego bałaganu – na przykład, gdy któreś z dzieci marudzi przy kasie w sklepie, kolejne mnie woła, trzecie znika z oczu, dwójka obok się kłóci, a maluch u mnie na rękach zaczyna popłakiwać. Szaleństwo, ale do opanowania. Wtedy widzę w oczach pozostałych klientów... hm, nie wiem, jak to nazwać, by się nie pomylić. Cichą pogardę? Zdziwienie na zasadzie: „No tak, trzeba było myśleć wcześniej”. Śmieszy mnie to, a czasem irytuje. No bo jakim prawem ktoś mnie w ogóle osądza? Czy duża liczba dzieci z automatu równa się patologii?”

Jak sobie radzić z przykrymi uwagami na temat wielodzietności?

W takiej sytuacji trudno czasem oprzeć się wielkiej chęci, by spytać: „o co ci właściwie chodzi?”. Pojawia się żal, niezrozumienie, wrażenie obrazy, o której mówi Ilona. Z jednej strony jest chęć wyjaśnienia – wszystkie moje dzieci były planowane!, z drugiej wewnętrzny protest – dlaczego w ogóle mam tłumaczyć się komuś z mojego życia? Jak reagować na uszczypliwości?

Rodzinne komentarze o wielodzietności

Choć nie ma nic bardziej przykrego, niż krzywdzące, niesprawiedliwe słowa od bliskich, nie pozwól jednak traktować swojej rodziny jak „gorszą” z powodu waszej wielodzietności. Reaguj na komentarze, spojrzenia i jeśli trzeba, pytaj szczerze, o co chodzi. Pamiętaj, by nigdy nie dopuścić, aby złe komentarze na wasze temat słyszały wasze dzieci. Zwykłe i proste: „Nie życzę sobie takich uwag” powinno zadziałać, jeśli tak nie jest – poproś o dłuższą rozmowę.

Wielodzietność: reakcje otoczenia

Niestety, nie jesteśmy w stanie zmienić stereotypów – a to właśnie one są powodem spojrzeń, komentarzy w ogólnej opinii na temat rodzin wielodzietnych. Posiadanie więcej niż trójki dzieci (a czasem już trójki) kojarzy się wielu osobom z nieodpowiedzialnością, biedą i nieumiejętnością planowania oraz... zabezpieczenia się. W przypadku, gdy dzieci jest na przykład sześcioro, bardzo rzadko można spotkać się ze zrozumieniem czy w ogóle pomysłem, że są to dzieci planowane. Tego nie da się zmienić – można natomiast wyrobić sobie obojętne zdanie na temat takich opinii.

Warto pamiętać, że tak naprawdę nie ma osoby, która spełnia oczekiwania wszystkich. Każdy ktoś, kiedyś, gdzieś został skomentowany, zawsze pojawia się osoba trzecia, która uzna, że to, co robimy, jest złe. Rzucenie pracy na rzecz poszukiwania lepszej, zmiana partnera, sposób wychowywania dzieci czy w końcu – ich liczba. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest po prostu akceptacja faktu, że nie zadowolimy wszystkich – a tych, na których opinii nam zależy, mamy przecież blisko siebie.