Mamo, nie poświęcaj się dla dziecka. W macierzyństwie możesz się spełniać

2024-10-22 15:35

Jesteśmy innymi mamami niż nasze babcie czy ciotki. I to nie za sprawą nowoczesnych sprzętów czy dzięki partnerom, którzy angażują się w wychowanie. Chociaż w naszych głowach wciąż jest wiele „powinnam” i „muszę”, chcemy tworzyć własną definicję macierzyństwa.

Mama i córka

i

Autor: Getty Images Współczesne mamy tworzą własną definicję macierzyństwa

O matkach - o trudnościach, z którymi się mierzą i o tym, jak mogą zadbać o siebie - rozmawiałam z Aleksandrą Sileńską, psycholożką i psychoterapeutką w trakcie certyfikacji, która jest autorką bloga Mama Terapeutka i dwóch poradników: „Zaopiekowana mama. Jak odnaleźć siebie w macierzyństwie” oraz „Bliska sobie. Jak zostać swoją przyjaciółką”.

“Idealny tata? To mój mąż” - jak kobiety postrzegają partnerów jako ojców

Natalia Nocuń-Komorowska, MjakMama.pl: Jakie są współczesne matki? Chyba niekoniecznie już matki-Polki?

Aleksandra Sileńska: W moim odczuciu - bardzo zagubione. Właśnie dlatego że ta matka-Polka już odchodzi do lamusa i większość współczesnych mam nie chce się z nią utożsamiać. Jakiś czas temu na podstawie moich postów powstał artykuł naukowy, w którym dwie badaczki z Uniwersytetu Łódzkiego zestawiły matkę-Polkę z matką zaopiekowaną. I mam poczucie, że my bardziej dążymy do tego, aby być takimi mamami, które oprócz tego, że są dla swoich dzieci i innych, są przede wszystkim dla siebie.

To niesamowicie trudne, bo wejście w rolę mamy zaopiekowaniej jest związane z tym, że musimy wielu rzeczy nauczyć się na nowo. Wzorce, które my dostałyśmy w dzieciństwie, które wciąż możemy obserwować u przedstawicielek starszego pokolenia, np. naszych mam czy babć, są tymi, które doskonale znamy, bo wychowywałyśmy się w ich cieniu. Ale z drugiej strony wiemy, że chciałybyśmy zbliżać się do tego, o czym aktualnie mówi wielu różnych specjalistów - żeby być taką mamą, która opiekuje się nie tylko dziećmi, ale również sobą.

Niby wiemy, że nie musimy, z drugiej strony - czujemy, że jednak powinnyśmy.

Zachęcam do tego, aby włączyć i przekierować swój radar uważności na wszystkie zdania, które zaczynają się właśnie od „powinnam”, „tak trzeba”, „muszę”, bo to są w moim odczuciu takie słowa, które wtłaczają nas w sztywny szablon, który bardzo mocno kojarzy się z tym, jak dawniej funkcjonowały kobiety. Zachęcam do tego - piszę o tym w obydwu książkach - aby kobiety próbowały kontaktować się z tym, czego one potrzebują, ze swoimi marzeniami, pragnieniami. Każda z nas może mieć swój pomysł na to, jaką będzie mamą.

Tutaj nie ma jednego wzorca, który mamy teraz powielać. Ważne jest to, żeby tworzyć swoją definicję macierzyństwa i wyzwalać się z tych wzorców z przeszłości, które nam zwyczajnie nie służą.

Chcemy działać na własnych zasadach, a nasze wybory są krytykowane. Najczęściej przez inne kobiety.

Często, gdy ktoś krytykuje nasze wybory, to bierzemy to do siebie. Czasem rodzi to w nas złość, czasem sprawia, że czujemy się, jakbyśmy miały podcięte skrzydła, same zaczynamy obwiniać się za to, że podjęłyśmy złą decyzję, że powinnyśmy zrobić to inaczej. Zachęcam do tego, żeby - wiedząc, jak na mnie działają tego typu komentarze - przekierować swoją uwagę na tę osobę, która to powiedziała czy napisała. Oczywiście zazwyczaj jest tak, zwłaszcza gdy rozmawiamy na grupach w social mediach, że my tak naprawdę nie znamy tych osób. Nie wiemy, kim jest ta kobieta, która coś takiego mi napisała, ale możemy trochę pofantazjować na ten temat i pomyśleć, jak bardzo musi być jej trudno, skoro jest tak mocno krytyczna, usztywniona i oceniająca wobec mnie, zupełnie nieznanej osobie. O autorce tych komentarzy warto pomyśleć z dużą dozą współczucia.

Bardzo istotne jest też to, że my wciąż jesteśmy bardzo skupione na ocenie, każdego dnia oceniając siebie i innych. Z jednej strony, nie ma w tym nic dziwnego, bo nasz mózg jest stworzony do oceniania i dlatego jej nie unikniemy. Z drugiej strony, jeśli wiemy, że nam to przeszkadza, to warto zadbać o to, aby oprócz tej oceny pojawił się świadomy element naszego myślenia, czyli zrozumienie.

Jeśli będę starała się rozumieć dlaczego ja kogoś negatywnie oceniłam, to łatwiej będzie mi zrozumieć ludzi, którzy mnie oceniają w nieprzychylny sposób. Taka praca nad sobą może sprawić, że nasze reakcje będą łagodniejsze i łatwiej będzie nam poradzić sobie z negatywnymi komentarzami pod naszym adresem. To może być bardzo pomocne zwłaszcza w naszym kobiecym świecie, bo faktycznie kobieta może być bardzo okrutna dla drugiej kobiety. Ale mam też bardzo dużo doświadczeń zawodowych z różnych grup i warsztatów, pokazujących, że nie ma nic piękniejszego i silniejszego niż kobiece wsparcie.

W książce rozprawia się Pani z różnymi przekonaniami, jest jakieś, którego najtrudniej się pozbyć?

Jak myślę o historiach, które poznaję w ramach swojej pracy, to na pewno takim przekonaniem jest to pierwsze opisane w książce, czyli: jestem ze wszystkim sama, wszystko jest na mojej głowie. To jest przekonanie, które wywołuje w nas ogrom przeróżnych uczuć. Z jednej strony, są to te nieprzyjemne, związane ze złością czy niesprawiedliwością, ale z drugiej strony, to przekonanie może być dla nas oznaką naszej przeogromnej siły i zaradności, że potrafimy sobie poradzić w obliczu różnych sytuacji, nie mając dużego wsparcia wokół siebie.

Mam poczucie, że to takie nasze polskie, kobiece przekonanie, które wiele z nas wielokrotnie słyszało z ust mamy czy innych kobiet. Myślę, że to sprawia, że jest ono tak głęboko w nas zakorzenione i tak trudne do obalenia, zwłaszcza że współczesne mamy też są bardzo osamotnione.

Od dzieciństwa słyszymy, że kobiety są odpowiedzialne za pewne rzeczy, z automatu zdejmujemy je z głowy partnera. To my mamy pamiętać o zapakowaniu piżamki do przedszkola, a przecież równie dobrze może zrobić to i tata dziecka.

To na pewno jest takie przekonanie, które blokuje potencjał ojców, ale też wierzę, że czasem bywają i takie historie, w których ojcowie faktycznie nie chcą robić takich rzeczy. I to też może być OK, pod warunkiem, że to sobie ustalimy i będziemy mieć jasność, jak dzielą się nasze role.

Nierzadko bywa i tak, że kobiety zwracają uwagę na to, że to, co je obciąża i sprawia, że czują się ze wszystkim same, tak naprawdę jest czymś, z czego nie chciałyby docelowo rezygnować. Bo my też możemy czuć się dobrze z tym, że pamiętamy o wielu rzeczach, na przykład by zapakować śniadaniówkę do szkoły czy przynieść kasztany do przedszkola. Dla niektórych kobiet całkowite zrezygnowanie z tego nie byłoby czymś, co sprawiłoby, że byłoby im w życiu lepiej. Zawsze warto się zastanowić, co mnie tak naprawdę obciąża - liczba obowiązków, czy ich podział między mną a partnerem.

Kluczowa jest komunikacja - aby nie snuć domysłów, tylko wszystko sobie powiedzieć, wypowiedzieć na głos nawet to, co wydaje się oczywiste. Inaczej w naszych głowach pojawią się różne myśli.

Takimi myślami mogą być nasze przekonania, o których jest cała moja druga książka. Przekonania to myśli o dużym stopniu uogólnienia. Wiele kobiet (ja również!) słyszy je w swojej głowie, czy słowach wypowiadanych do otoczenia. Ważne jest to, żeby pamiętać, że myśli typu „jestem beznadziejna”, „nie umiem wypoczywać” bardzo często nie są stwierdzeniem faktu i prawdą o tym, jakie jesteśmy. Zachęcam, aby traktować przekonania jako sygnał do zatrzymania się i poobserwowania, co konkretnie dzieje się w moim życiu właśnie teraz, że ta niesłużąca mi myśl pojawiła się w mojej głowie. Kluczowe jest to, żeby „łapać się” na tych myślach i przyglądać się temu, czemu ona do mnie przyszła akurat teraz. Bo przekonania, podobnie jak emocje, są posłańcami ważnych dla nas informacji, które warto zauważyć i spróbować je odczytać.

Kobiety mają też przekonanie, że nie mogą pozwolić sobie na odpoczynek.

Z tym nierzadko mamy duży problem, bo naszym zachowaniem kieruje lękowy dyktat powinności. Ciągle mamy listę spraw do załatwienia, w głowie nieustannie słyszymy słowa „powinnam”, „muszę”, „wypadałoby”. Raz jeszcze zachęcam, żeby zatrzymywać się w chwili, gdy powtarzamy sobie te słowa, zwłaszcza wtedy, kiedy czujemy się zmęczone. Wykorzystując te słowa do robienia pauzy w działaniu, można odbyć bardzo ciekawą rozmowę ze sobą i zadać sobie pytania typu: „dlaczego powinnam?”, „kto mówi, że powinnam?”, „czy faktycznie muszę to zrobić właśnie teraz?”. Bardzo często łapiemy się na tym, że my same nakładamy na siebie presję bycia przygotowaną na każdą ewentualność. Wychodzimy z nielogicznego założenia, że zawsze powinnyśmy wiedzieć, co odpowiedzieć dziecku, albo jak reagować na wszystkie jego zachowania. A przecież wejście w macierzyństwo nie oznacza, że od teraz mamy wiedzieć wszystko i postępować tak, by nigdy nie popełnić błędu.

To my to na siebie narzucamy! Zrozumienie tego bywa bardzo odciążające, bo w końcu same możemy zwolnić siebie z takiego sposobu myślenia.

A odpuścić jest ciężko.

Tak. I dlatego niektóre kobiety decydują się na to, żeby pójść na terapię, bo czują, że ciężko będzie im poradzić sobie samej. Odpuszczanie często jest związane z bardzo wysokim poziomem lęku, więc jeżeli widzę u siebie, że to jest dla mnie trudne, zawsze warto skierować się na ścieżkę terapeutyczną, żeby zyskać obiektywnego, ale też wspierającego towarzysza, który pomoże nam zobaczyć, co nas blokuje przed odpuszczeniem i co możemy zrobić, aby bardziej w swoim życiu wyluzować.

Momentem przełomowym bywa ten, gdy w końcu wybuchamy?

Jestem zwolenniczką tego, żeby normalizować krzyk mamy. Uważam, że każdy ma różne sposoby na to, jak regulować swoje emocje. Oczywiście nie zachęcam do tego, żeby krzyczeć, ale jeśli takie momenty nam się zdarzają raz na jakiś czas, istotne jest, żeby podejść do nich z dużym zrozumieniem - nie usprawiedliwiając się, ale rozumiejąc, dlaczego to się wydarzyło.

Czasem faktycznie jest tak, że kiedy kobiety łapią się na tym, że tych momentów krzyku jest w ich życiu za dużo, to jest to dla nich wyraźny bodziec np. do tego, aby zgłosić się na terapię. Bywa również tak, że kobiety jeszcze mocniej po takim wybuchu utwierdzają się, że sobie nie radzą, zaczynają pielęgnować w sobie wszystkie negatywne przekonania i to jest element, który często prowadzi do coraz większych problemów i trudności z akceptowaniem siebie. Dopiero poważniejszy kryzys staje się dla nich bodźcem do szukania pomocy.

Co ciekawe, nierzadko jest tak, że kiedy w trakcie sesji terapeutycznych zaczynamy oglądać te wybuchy złości, okazuje się, że w większości z nich nie chodzi o to, że kobiety są nerwowe, czy niepotrafiące poradzić sobie z emocjami. Często okazuje się, że pod ich wybuchowością kryje się mnóstwo lęku. Ich złość jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, a pod nim jest ogrom nagromadzonych przez lata lęków, które rodzą w nich napięcie.

To też chyba prosta droga do wypalenia rodzicielskiego?

Dokładnie. Zawsze warto pamiętać, że jest dużo sposobów, aby złapać kontakt ze sobą, a terapia jest tylko jednym z nich. Jeśli na ten moment terapia jest dla nas niemożliwa do podjęcia, w dalszym ciągu dobrze jest szukać tego, co może nas wesprzeć. Codziennie warto pamiętać, że chcemy myśleć o sobie dobrze oraz próbować być dla siebie wyrozumiałe i łagodne, tak jak potrafimy być na przykład dla naszych dzieci.

 Z pomocą mogą przychodzić również różne wartościowe profile, książki, poradniki, podcasty i wszelkie inne dobra, których w dzisiejszych czasach nie brakuje. Kluczowe jest to, żeby pielęgnować w sobie przekonanie, że ja jestem warta tego, aby również sobie dawać coś dobrego.

Dobrze, że w końcu możemy zobaczyć, jak wygląda prawdziwe macierzyństwo, bez filtrów. I jest coraz więcej głosów, że nie tylko dzieci są ważne, dobrostan mamy też się liczy.

Zdecydowanie. Jest coraz większe przyzwolenie na to, żeby w macierzyństwie widzieć siebie, a nie tylko dziecko i to jest niesamowicie ważne. Dlatego że to jest wyjście z „poświęcania się dla dziecka”, o którym często wspominają przedstawicielki starszych pokoleń, w stronę spełniania się w macierzyństwie.

Macierzyństwo to z jednej strony dawanie dzieciom, ale jest to też czas, z którego możemy bardzo dużo brać dla siebie. Warto mówić o tym wprost - że jest to czas, w którym możemy siebie rozwijać, poznawać. To jest doświadczenie, które może bardzo dużo wnosić do naszego życia.

Mam poczucie, że w przestrzeni internetowej jest coraz więcej miejsc, w których pokazuje się autentyczne macierzyństwo. Rośnie grupa osób ukazujących, że nie zawsze jest kolorowo, a każdy nasz dzień jest przeplatanką tego, co piękne z tym, co rozczarowujące. Myślę, że to bardzo dobry trend, bo ma szansę wspierać.

A jak być tą swoją przyjaciółką?

Przede wszystkim ważne jest, aby chcieć widzieć siebie w codziennym dniu. Piszę często o tym, aby po prostu zatrzymywać się w trakcie codziennej gonitwy i złapać kontakt ze sobą. Lubię rozróżniać dbanie o siebie od pielęgnowania siebie. Jeśli ktoś mówi mi, że w ramach dbania o siebie poszedł na przykład do salonu kosmetycznego, to z jednej strony wierzę, że to był dobry i być może potrzebny czas, ale dla mnie to bardziej jest pielęgnowanie siebie, a nie dbanie o siebie. Bo dbanie o siebie polega na tym, że nawiązujemy kontakt ze sobą. Przykładowo, pijąc popołudniową kawę mogę dać sobie przestrzeń na to, żeby zapytać siebie o to, jak się czuję, co mi się dzisiaj podobało, co bym chciała sobie dać przez te najbliższe godziny, czego potrzebuję. To jest dotknięcie samej siebie i złapanie kontaktu z tym, jak ja się mam w tym wszystkim.

W moim odczuciu, nawiązywanie codziennego kontaktu ze sobą, jest bazą dla budowania przyjacielskiej relacji ze sobą. Późniejsze etapy u każdej z nas mogą wyglądać inaczej, ale bardzo istotne jest, aby ustalić, kim jest dla mnie najlepsza przyjaciółka. Dla mnie to ktoś wyrozumiały, kto jest ze mną bez względu na to, czy popełniam błędy, czy robię coś świetnie, ktoś wspierający, kto zawsze chce mnie widzieć i mnie wysłuchać. Ale dla każdej z nas ta przyjaciółka może oznaczać kogoś innego.

Warto to podkreślić, że czas dla siebie to nie zawsze jest ten czas, gdy wychodzimy z domu, to i to spojrzenie sobie w oczy w lustrze w łazience może być wartościowym czasem.

Tak, dbanie o siebie to robienie czegoś rozwojowego, twórczego, czegoś co uruchamia nasze wnętrze i nie zawsze wymaga długiego czasu, czy zaplanowania wyjścia z domu.

I z tym o tyle łatwiej, że raczej nie potrzebujemy organizować opieki dla dziecka. A gdyby miała pani przekazać kobietom, matkom, tylko jedną wspierającą rzecz, co by to było?

Myślę, że to byłaby myśl „nigdy nie jesteś sama”. I chociaż wiem, że to brzmi czasami jak taki oklepany slogan, to ja zachęcam do tego, aby po prostu sobie wizualizować tę myśl. Żeby mówiąc „nigdy nie jestem sama” myśleć o tym, że w tym właśnie momencie, kiedy czuje się tak, jak się czuje, jakaś mama na sąsiedniej ulicy, w bloku obok, w pobliskim mieście czy na drugim końcu świata, czuje dokładnie to samo, przeżywa taki sam trudny moment.

To jest dla nas bardzo ważne, abyśmy czuły przynależność do siebie i mam głębokie przekonanie, że ta myśl „nigdy nie jesteś sama” może być dla nas ukojeniem w trudnych momentach.