"Dziewczyny, od rana mamy problemy z brzuszkiem i rzadką kupkę – co radzicie?”, „Witamy się! Urodziliśmy się wczoraj o 15 i ważyliśmy 3560 g!”, "Hurra, wyszedł nam dziś pierwszy ząbek! Ale było ciężko, bo bardzo nas bolały dziąsełka…” – takich postów na grupach dla mam jest wiele.
Jedna z naszych czytelniczek po ich lekturze, napisała do redakcji list z apelem do swoich koleżanek: „Matki, skończcie mówić o sobie w liczbie mnogiej! Macie własną tożsamość, czy już kompletnie ją zatraciłyście po porodzie?”
Macierzyństwo zmienia wszystko
Większość z nas „głupieje” po urodzeniu dziecka – w dobrym tego słowa znaczeniu. Zaczynamy mówić dziwnym pieszczotliwym głosem, płaczemy ze szczęścia wpatrując się godzinami w śpiące dziecko, wstajemy w nocy, żeby sprawdzić, czy malec oddycha, choć nic nie wskazuje, że miałby tego nie robić.
To matczyna miłość miesza nam w głowie i nie jest to w zasadzie nic złego. Ale dla osób z zewnątrz może to być denerwujące, a nawet żenujące. Tak jest z utożsamianiem się matki z dzieckiem, na które zwróciła uwagę nasza czytelniczka.
„Dlaczego mówimy o dziecku jak o sobie i o nim jednocześnie? Rozumiem, że kochacie swoje dzieci i cierpicie razem z nimi, z powodu ich biegunki, ale pisanie o tym w liczbie mnogiej: „mamy rzadką kupkę” jest naprawdę śmieszne. Przecież gdy wasz mąż zaśpi, to nie mówicie, że „spóźniliście się do pracy”? Co takiego jest w niemowlaku, że traktujecie go jak część siebie? Rozumiem, że dziecko w wieku 2-3 miesięcy nie ma poczucia odrębności i myśli, że ono i matka to jedno, ale dorosły potrafi chyba ogarnąć, że tak nie jest?”.
Czytaj również: Czy będziesz dobrą mamą? Czy pokochasz swoje dziecko?
Same kręcimy na siebie bicz
Po zrobieniu krótkiej sondy w naszej redakcji, okazało się, że z tą opinią zgadza się wiele kobiet.
– Po urodzeniu dziecka tak bardzo zatracamy się w macierzyństwie, że zapominamy o sobie. Nie tylko o tym, żeby pójść do fryzjera, ale i o tym, że jesteśmy nadal człowiekiem, kobietą, a nie tylko matką – mówi jedna z naszych koleżanek.
– Same kręcimy na siebie bicz. Nie mówię, że rolą matki nie jest troska o dziecko i że nie musimy stawiać jego potrzeb na pierwszym miejscu, ale trzeba zachować równowagę. Tak bardzo zatracamy się w macierzyństwie, że mówimy o sobie o dziecku jak o jednym, a potem piszemy na grupach, że już nie dajemy rady, że czujemy się jak "dojarka", że nie wyszłyśmy same z domu od roku… – dodaje druga.
Pamiętam pewien felieton, który ukazał się wiele lat temu w papierowym jeszcze magazynie mjakmama. Dziennikarka i świeżo upieczona mama opisała zabawną historię ze swojego porodu. Po kilkunastu godzinach bolesnych skurczów, do jej sali wpadł lekarz i z uśmiechem na ustach spytał: „To co, rodzimy?”. „Nie, to ja rodzę, a pan się tylko przygląda!” – wybuchła wyczerpana porodem kobieta.