Patrzę 7 lat wstecz, kiedy na myśl o świątecznych spotkaniach z rodziną i przyjaciółmi, szukałam dobrej wymówki, żeby się wymiksować. Dziś miałabym z tym mniejszy kłopot, rzuciłabym magiczne hasło “kwarantanna” – i nikt nie zadawałby mi dociekliwych pytań “Dlaczego?”. Raczej padłoby wtedy: “Dbaj o siebie”, “Zostań w domu”, “Spotkamy się innym razem”. Myślę też o tych wszystkich kobietach, które są obecnie w takiej sytuacji jak ja wtedy… a także o ich rodzinach i przyjaciołach.
Przeczytaj: Sesja świąteczna w domu - jak samemu zrobić idealne zdjęcia?
Mikołaj ze mnie żaden
No właśnie, co było wtedy? Odpowiedzi na to pytanie może być wiele. Zależy, kto odpowiada i z jakiej perspektywy patrzy. Jeśli zapytalibyście mnie samą, to bez ogródek powiedziałabym, że wówczas byłam osobą, która z całych sił starała się z mężem mieć dziecko. Starała się 6 lat, zawiłych, długich, pełnych upadków, małych i dużych tragedii, wypełnionych ogromnym poświęceniem i determinacją. Z perspektywy mojej rodziny byłam wtedy cudotwórczynią, która pstryknie palcem i od razu wyczaruje wnuka! Tak przynajmniej wtedy czułam. Mimo tego, że nigdy z problemu niepłodności nie robiłam tematu tabu, otwarcie mówiłam o etapach leczenia, miałam wrażenie, jakby moje słowa nie docierały do nich. Ciągle padały pytania – “Kiedy?”, “Czy w tym roku?” - skąd ja to mogłam w ogóle wiedzieć? Nie jestem Świętym Mikołajem!
Przeczytaj: Czy mówić otwarcie o tym, że bezskutecznie staracie się o dziecko?
Żeby skorupka nie pękła
Zupełnie inaczej było z kolei z przyjaciółmi, którzy wtedy mnożyli się na potęgę – co roku na wspólnej Wigilii kolejne słodkie bobasy. Zaakceptowałam fakt, że zostaliśmy jedyną parą w naszej paczce, która nie może nic z autopsji powiedzieć na temat koloru i konsystencji kupek niemowlaka i narzekać na nieprzespane noce. Dołowało mnie jednak poczucie, że wszyscy obchodzą się ze mną jak z jajkiem! Miałam wrażenie, że wszystkie rozmowy o dzieciach nagle odzierane są przy mnie z radości, milkną szybciej lub są w ogóle niepodejmowane w mojej obecności.
Czytaj również: Badania na płodność - jakie badania wykonać, gdy nie można zajść w ciążę
Ukryte piękno
Z perspektywy jednak myślę, że ta cisza wynikała z najgłębszej empatii moich przyjaciół. Woleli nie mówić, żeby mnie nie ranić, woleli nie cieszyć się, żebym się nie smuciła. Rodzina bez wątpienia też nie chciała źle. Wierzę, że “wścibskie pytania” miały na celu dodanie nam otuchy — powiedzenie: wiemy, że wkrótce dopniecie swego”. A czego ja oczekiwałam w kontaktach międzyludzkich? NORMALNOŚCI. Chciałam czuć, że ktoś patrzy na mnie jak na przyszłą mamę (a nie przykleja łatkę “ma problem”), wierzy, że mi się w końcu uda (a nie myśli “biedna”) i akceptuje fakt, że dojście do sukcesu wymaga czasu (a nie cudu).
Wspierajmy się wzajemnie nie tylko od święta
Wszystkim przyszłym mamom, którym przyszło dłużej poczekać na wymarzone dwie kreski na teście, a także ich przyjaciołom i rodzinie życzę na te Święta normalności, dystansu i wzajemnego zrozumienia. Bądźcie blisko i rozmawiajcie ze sobą. Niech atmosfera Bożego Narodzenia was łączy, a nie dzieli.