Spis treści
Depresja poporodowa
Nie jest łatwo odnaleźć się w nowej roli - mamy. Wiele kobiet tak intensywnie przeżywa pierwsze tygodnie życia swojego dziecka, że może to doprowadzić do zaburzeń takich jak depresja poporodowa. Nie można jej bagatelizować! Czy można zapobiec depresji poporodowej? Co zrobić, gdy pojawią się pierwsze symptomy depresji? A może to tylko baby blues (smutek poporodowy)? Na te pytania odpowiedział dla nas psycholog.
Choć coraz częściej mówi się o macierzyństwie „bez lukru”, trudno znaleźć kobietę, która powie wprost: „Żałuję, że zdecydowałam się na bycie mamą. Macierzyństwo nie jest dla mnie". Nie oznacza to jednak, że takie kobiety nie istnieją.
Marta (34 l.): - Nie wiem, kiedy zaczęłam żałować. Na pewno nie w ciąży, ponieważ wtedy wszystkie te kolorowe pisemka przygotowywały mnie na różową rzeczywistość z moją córką w tle. No właśnie – w tle. Wyobrażałam sobie, że moje życie się nie zmieni, że córka będzie jedynie moim towarzyszem. Ot, dodatkowa osoba. Kiedy okazało się, że macierzyństwo wygląda inaczej, że rezygnuję z wyjścia do restauracji, bo moje dziecko ma etap histerii i tak dalej, poczułam nagle olbrzymie zmęczenie. Uświadomiłam sobie, że cały czas czekam – aż ona zacznie chodzić, aż zacznie mówić, aż zacznie więcej rozumieć. Ale to nie jest czekanie z niecierpliwością, dla poklasku. Czekam, aż ona da mi w końcu święty spokój i będę mogła zająć się sobą. Nie zdecyduję się na drugie dziecko, dla mnie to odebranie mi kilku lat życia – podkreśla Marta.
Czytaj także: Mam dziecko, a kupuję sobie nowe szpilki. Jestem wyrodną matką?
Kobiety takie jak Marta nie czują się przytłoczone obowiązkami, które niespodziewanie na nie spadły. To nie baby blues ani depresja, tylko zwyczajne odkrycie, że macierzyństwo nie jest dla nich – to nie ta rola, nie one. Czy istnieje w ogóle jakieś wyjście z takiej sytuacji? Czasem można usłyszeć – porozmawiaj z kimś, wyżal się, wypłacz. Ale czy to rzeczywiście pomaga?
- Kiedyś spróbowałam porozmawiać o tym z moją najlepszą przyjaciółką, swoją drogą matką dwójki dzieciaków – wspomina Marta. – Szybko tego pożałowałam, bo zauważyłam, że ona nie wie, o co mi chodzi, a podejrzenia „prawdy” budzą w niej strach. Spytała: „Ale co, gdybyś miała cofnąć czas, to wolałabyś, żeby Zosi nie było?” Widziałam, że jest to dla niej szokujące, a ja nie potrafiłam jej wyjaśnić, że chodzi o coś innego. Oczywiście, że kocham moją córkę, teraz już ją mam i nie oddałabym jej nikomu. Ale gdyby ktoś mnie uprzedził, wtedy, gdy ona jeszcze nie istniała... żyłabym teraz nadal swoim życiem i chyba byłabym szczęśliwsza. Nie zdecydowałabym się na pierwsze dziecko, tak jak teraz nie zdecyduję się na drugie. Nie umiałam jej tego wyjaśnić, więc powiedziałam tylko: „Nie, no co ty, mówię tylko o zmęczeniu.” I tak tkwię w poczuciu kompletnego wyobcowania.
Zła matka?
Matki, które czują podobnie, jak Marta, bardzo często słyszą zarzuty o tym, jak złymi są matkami. Najczęściej te zarzuty pochodzą... od nich samych.
- Bardzo często czuję się źle. Z jednej strony tęsknię za swoim życiem, czasem fantazjuję, jakby to było, gdyby Zosia się nie urodziła, co bym teraz robiła, gdzie była. Wyobrażam sobie, że jestem w Indiach, robię aromatyczne zakupy, zwiedzam – wszystko bez zastanawiania się, czy wzięłam nawilżane chusteczki, żeby wytrzeć buzię córki. A potem mam wyrzuty sumienia. Myśl o tym, że marzę o życiu bez dziecka napawa mnie strachem i wstydem – zauważa Marta.
Gdyby Marta wyżaliła się komuś, mówiąc szczere „nie nadaję się do macierzyństwa”, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że nie znalazłaby zrozumienia. Matki–blogerki, które coraz odważniej mówią o swoim głębokim rozczarowaniu macierzyństwem, często padają ofiarami ataków słownych tych kobiet, które tego zupełnie nie rozumieją. Wewnętrzne poczucie, że macierzyństwo nie jest tym, czego pragnie się w życiu, jest utożsamiane z krzywdzeniem dziecka – a to przecież nie jest to samo. Matka, która czuje, że jej życiową rolą nie jest macierzyństwo, czy która miewa chwile żalu, że podjęła decyzję o posiadaniu dziecka, nie musi być złą matką, a nawet może być bardzo dobrą. O ile oczywiście nie przekazuje swoich refleksji dziecku.
- To nie jest tak, że ja nie kocham Zosi – podkreśla Marta. – Bawię się z nią, przytulam, opowiadam bajki. Ale bardzo często czuję taki wewnętrzny protest, takie „Boże, co ja robię na tym placu zabaw, jak długo to potrwa? Gdzie jest moje dawne życie?”. To cały problem, że nie czuję się spełniona i ciągle... czekam.
Wyjście z sytuacji
Życie w atmosferze wyrzutów sumienia i oczekiwaniu na to, aż dziecko stanie się na tyle samodzielne, by można było wrócić do poprzedniej aktywności, wiąże się z poczuciem uwięzienia i straty wartościowego czasu – tak, jak w przypadku Marty. Czy istnieje zatem jakiekolwiek rozwiązanie, by zmniejszyć siłę negatywnych uczuć? Oczywiście, choć pierwszym krokiem jest zrozumienie, że dawne życie już nie wróci, a szczęścia i chwil wolności trzeba szukać w teraźniejszości. Czasem sprowadza się to do pisania bloga, książki, czasem potrzebne są wyjazdy w pojedynkę – tylko po to, by nabrać sił i na chwilę odzyskać siebie... dla siebie. Warto szukać swojego sposobu na polubienie sytuacji, a jeśli staje się ona zbyt przytłaczająca – poszukać pomocy u psychologa.