Ojcostwo zaangażowane, czyli mężczyzna na urlopie tacierzyńskim

2016-06-28 18:05

Nowa książka Wydawnictwa Zwierciadło z serii Reportaż to „Ojcowie szóstego levelu. Reportaże o ojcostwie”autorstwa Magdaleny Szwarc.

Ojcowie szóstego levelu

i

Autor: materiały prasowe Jeszcze kilka lat temu ojciec podejmujący się opieki nad dzieckiem, gdy matka wracała do pracy, budził zdziwienie.

„Ojcowie szóstego levelu. Reportaże o ojcostwie” to zbiór historii o mężczyznach, różniących się wiekiem, wykształceniem, doświadczeniem życiowym, zarobkami, aspiracjami i systemami wartości. Łączy ich to, że postawili na tacierzyństwo.

Jeszcze kilka lat temu ojciec podejmujący się opieki nad dzieckiem, gdy matka wracała do pracy, budził zdziwienie. Jednak statystyki dowodzą, że z roku na rok coraz więcej mężczyzn decyduje się kluczowy dla rozwoju dziecka okres spędzić w domu.  Magdalena Szwarc przygląda się temu zjawisku społecznemu i sprawdza:

  • dlaczego panowie decydują się na urlop ojcowski?
  • co może wyniknąć z zamiany tradycyjnych ról?
  • jaki wpływ ma ich odwrócenie na relacje między partnerami oraz na dzieci?
  • jak ojcowie przystosowują się do codziennych obowiązków?
  • jak matki radzą sobie z powierzeniem opieki w męskie ręce?

O autorce:

Magdalena Szwarc – dziennikarka. Finalistka pierwszej edycji Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej w kategorii „najlepszy materiał dziennikarski”.

Fragment:
“Szukając ojców na placach zabaw, pytałam przy okazji dziesiątki kobiet, czy zostawiają swoje dzieci z ojcami. Obraz mężczyzn jako ojców, który wyłonił się z ich odpowiedzi, ułożył się w piramidkę złożoną z coraz węższych poziomów albo jak w grach – leveli, choć bycie ojcem to nie gra, a samo życie”

Fragment książki:

Tomasz i Aniela

  • To bardziej moje dziecko niż żony

Przy parku na Fortach Bema w Warszawie jest fantastyczny plac zabaw. W październikowy poranek było na nim trzydzieścioro dorosłych. Pierwszy mężczyzna przyszedł z dzieckiem i żoną. „Mam zwolnienie lekarskie, więc mogę spędzić kilka dni z rodziną. Nie siedzę z dziećmi w domu! No skąd!” – tłumaczył się, jakbym przyłapała go na czymś nagannym. Nie jego szukałam. Dwaj kolejni byli dziadkami i opiekowali się wnukami. Innych na horyzoncie nie było, więc pogadałam z kobietami: „Proszę tu przyjść popołudniem, wieczorem, wtedy są tłumy. Zwłaszcza latem!” – radziły. Ale to nie było rozwiązanie dla mnie, bo ojcowie, którzy przychodzą tu po południu, zapewne pracują – myślałam.

Tuż przy placu zabaw stoi duży namiot, który wygląda jak tatarska jurta, a w nim kawiarnia. Wielu rodziców z niej korzysta, więc zajrzałam do środka i pracującego za barem chłopaka zapytałam, czy jakiś „etatowy” tata nie jest tu stałym gościem i zaprzyjaźnionym klientem. „Mój ojciec siedział w domu z naszą najmłodszą siostrą Anielą, która teraz ma 8 lat” – odpowiedział 21-letni Jan i skontaktował mnie ze swoim tatą, właścicielem kawiarni. Jan ma też 23-letnią siostrę Tosię i 19-letniego brata Teosia.

  • Bardzo nie chciałem tego dziecka

Tomasz ma 47 lat, Eda – 43 lata, a Aniela 8 lat.

Tomasz: Bardzo nie chciałem tego dziecka. Miałem już trójkę odchowanych, najmłodsze 10-letnie, i życie przede mną. Znajomym opowiadałem, że teraz Wisłę przepłynę!

Eda: … że wybierzemy się w podroż na Karaiby albo dookoła świata. Będziemy wychodzić wieczorami. Pierwszy raz do kina wyszliśmy po 10 latach małżeństwa, gdy Teoś miał ze 3 lata, Jan – 5, Tośka z 7. Telefony komórkowe się wtedy pojawiły, gdyby cokolwiek się stało, mogli do nas zadzwonić. Tomek pierwsze dziecko miał w wieku 24 lat, więc miał chęć na te rzeczy, których nie zrobił wcześniej.

Tomasz: Edyta postanowiła stosować naturalne metody antykoncepcji. Kursy planowania pokończyła, mówiła: teraz można. I zaszła w ciążę. Mieliśmy wtedy poważny kryzys. Ale wyszło tak, że to jest bardziej moje dziecko niż żony. Często mówi: „ja chcę z tatą, nie z mamą”. Co mi to daje? Satysfakcję, dumę, zbliżenie się do tego, co kobiety czują z racji fizjologii: noszenia w brzuchu czegoś, co się rusza, bólu porodu, karmienia piersią. Mężczyzna tego nie doświadcza, przy najlepszych chęciach... Tym większe zaskoczenie z powodu tej relacji z Anielą. Aż mi czasem głupio, bo staram się nie mieć dzieci lepszych i gorszych. Możliwe, że to wynika z tego, że dużo czasu spędziliśmy razem w pierwszych latach jej życia. Czuję swój wkład, a ona mi tę miłość oddaje.

  • Świat według świętego Tomasza

Tomasz: Tata był robotnikiem w fabryce, wychodził z domu o szóstej, wracał o piętnastej. Był zmęczony, więc spał. Albo pracował na dwie zmiany. Byliśmy dość zamożną rodziną robotniczą, jako jedni z pierwszych w bloku mieliśmy samochód. Nas była trójka. Z tatą pracowaliśmy, ale nie bawiliśmy się. Z dziadkiem? Też nie. Nie mam przyjaciela porządnego. Miewałem, ale zawsze to się jakoś rozpadało. Za to z kobietami mam trwałe relacje. Studiowałem w Salezjańskim Instytucie Wychowania Chrześcijańskiego, który później został włączony do Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego jako Wydział Pedagogiczny.

Eda: Kierunek wybrał trochę przypadkiem. Był w seminarium wcześniej i nie musiał zaliczać wielu przedmiotów. Najpierw chciał zostać mechanikiem, ale przeczytał św. Tomasza i powiedział sobie: „Wow! Na ten świat można spojrzeć inaczej!”. Ale po drugim roku stwierdził, że seminarium nie jest drogą dla niego. Żartuje, że wystawałam pod bramą, ale my się później poznaliśmy.

Tomasz: Dwoje dzieci urodziło się nam podczas studiów. Tośka pod koniec drugiego roku – w 1992, to był początek obecności ojców przy porodach.

Eda: Był przy wszystkich.

Tomasz: Na początku trzeciego roku studiów już pracowałem – robiłem remonty, myłem okna. Edyta była z dziećmi. Teoś urodził się po studiach. Dwa lata pracowałem w przedszkolu, ale to nie jest praca dla ojca trójki dzieci. Znów zacząłem remonty. Widywałem dzieci, gdy spały, i po roku wiedziałem, że nie chcę tak żyć.

Eda: Mieliśmy mieszkanie po rodzicach Tomka, kwaterunkowe. W domu byłam sama, całymi dniami z dziećmi. Pieniędzy mało i nie masz na to wpływu. Trudno to znieść.

Tomasz: Założyliśmy firmę odzieżową. Edyta jest stylistką, projektowała. Szycie zlecaliśmy zakładom. Sprzedawaliśmy w sieci Smyków. I to siedem lat fajnie szło. Ale przyszedł kryzys w 2002 roku i przez dwa sezony nam się towar nie sprzedawał. Już mi chcieli widelcem oko wyjmować, za długi. Ale mimo porażki finansowej to był piękny czas, bo ciągle ktoś z nas w domu z dziećmi był. To my je wychowaliśmy. Wtedy, po 10-letniej przerwie, wróciłem do etatowej pracy w przedszkolu. I Aniela się urodziła. Potem dodatkowo zostałem instruktorem – w weekendy uczę dzieci żeglarstwa. Organizuję obozy.