Dla debiutującej mamy macierzyństwo to nieznany ląd, który dopiero trzeba poznać: oswoić się z jego krajobrazem, rozszyfrować drogowskazy, wydeptać swoje ścieżki. Najlepszym drogowskazem jest doświadczenie.
I właśnie ono sprawia, że w pewnym momencie przestajemy się bać, że zabłądzimy, bo... już doskonale znamy właściwą drogę. O pokonaniu swoich lęków opowiedziały nam o tym młode mamy.
Spis treści
- Lęki dotyczące macierzyństwa: całe to karmienie
- O co ci chodzi, maleństwo?
- Przerażający kikut pępka
- Dziura w głowie
- Tylko nie kolka!
- Tysiące wytycznych
Lęki dotyczące macierzyństwa: całe to karmienie
Kinga, mama 14-miesięcznego Wiktora: "Moje obawy dotyczyły karmienia piersią. Gdy tylko o tym myślałam, pojawiało się tysiąc pytań. Co jeśli nie będę miała pokarmu? A jeżeli nie będę umiała tego zrobić? A może synek nie będzie chciał jeść? Czy zdołam go wykarmić?
Na szczęście problem rozwiązał się sam. Mój chłopczyk szybko nauczył się jeść, ja miałam pokarm i karmiłam tak długo, jak synek potrzebował. On zaczął jeść stałe pokarmy, ja rozpoczęłam studia i rozstaliśmy się z karmieniem w pełnej zgodzie. Więc w sumie nie było się czego bać…".
Czytaj również: Jestem w ciąży. 7 rzeczy, które robisz, gdy dowiadujesz się, że spodziewasz się dziecka
Pierwsze tygodnie z noworodkiem. Instrukcja postępowania z dzieckiem
O co ci chodzi, maleństwo?
Aneta, mama 8-miesięcznej Marceliny: "Matka rozpoznaje siedemnaście rodzajów płaczu dziecka – wmawiają poradniki dla mam. Akurat. Znajdźcie jedną, która wie bez mrugnięcia okiem, o co chodzi świeżo urodzonemu noworodkowi.
Ja nie wiedziałam. Mój instynkt milczał jak zaklęty. A córeczka płakała, kwiliła, popiskiwała. I bądź tu człowieku mądry. Kiedy i ja już miałam się rozpłakać nad płaczącym malcem, zaczęłam… myśleć. Skoro instynkt wystawił mnie do wiatru, użyję głowy, pomyślałam. Najpierw wzięłam na ręce – często już to pomagało.
I trzymając córeczkę, odhaczałam listę potrzeb kilkudniowego dziecka – głodne, ma mokrą pieluchę, zmęczone, senne, może jest mu za zimno, a może za gorąco, może wystraszyło się hałasu? I wiecie co? Nigdy nie doszłam do punktu: jest mu za ciepło. Zawsze chodziło o to, by się poprzytulać, najeść, pójść spać.
Dopiero po kilku tygodniach zorientowałam się, że już nie robię listy. Wiem! Słucham płaczu i wiem – w pieluszce niespodzianka lub przyszedł czas na karmienie. Wystarczyło tylko nauczyć się „niemowlęcego”. A na naukę każdego nowego języka potrzeba nieco czasu, prawda?".
Przerażający kikut pępka
Edyta, mama 16-miesięcznego Stefana: "Resztę ogarnę, myślałam. Podołam przebieraniu, nakarmię i wykąpię. Tylko po co zostało to maleńkie coś, o które trzeba dbać, przemywać, a co w końcu i tak odpadnie. Kikut pępka mnie przerażał.
Niby martwe, a jednak przyczepione do całkiem żywego dziecka. Niby ma zaraz odpaść, a trzyma się dzielnie i czasem nawet leciutko krwawi – a jak krwawi, to żyje. Wiec jak to potraktować antyseptykiem? Będzie bolało, piekło? Zrozpaczona dzwoniłam do przyjaciółki.
Nakrzyczała, kazała pucować kikut specjalnym płynem, dbać, by był suchy i zabroniła panikować. Cóż było robić. Zamykałam oczy i odchylałam paskudę, żeby dokładnie spryskać płynem odkażającym, pilnowałam, by nie przeszkadzała mu pielucha, dbałam, by się nie zamoczył w kąpieli. I opłaciło się. Bo po kilku dniach... odpadł.
I ja właśnie wtedy miałam atak paniki – coś odpadło od mojego dziecka! „Spójrz! Oderwał się! O fuj! I co teraz robimy?” – pytałam męża w kikutkowym amoku. Spojrzał na mnie zdziwiony i powiedział: „Wyrzucamy. Chyba że chcesz go przykleić z powrotem”. Taki jest mądry, bo to ja zajmowałam się tym paskudztwem. Szczęśliwie mamy go już z głowy! Na zawsze!".
Dziura w głowie
Martyna, mama 18-miesięcznego Krzysia: "Wiem, że ciemiączko ma swoją ważną funkcję, ale ja nie mogłam pozbyć się myśli, że moje dziecko ma… mózg na wierzchu. Bałam się o główkę, że może się o coś uderzyć. Dopóki synek tylko leżał, pół biedy – pilnowałam go jak oka w głowie, ale kiedy zaczął wymachiwać zabawkami, przekręcać się z boku na bok, miałam ochotę opakować go w puchowe poduszki, byle tylko nie stuknął główką o coś twardego.
Najgorsze były chwile, kiedy np. w czasie płaczu włoski na ciemiączku miarowo się poruszały… Myśl o tym nie dawała mi spokoju, zanim pediatra nie powiedział: „No, ciemiączko już zarosło”. Odetchnęłam z ulgą. Mój lęk był tak irracjonalny, że nie mówiłam o nim nawet mężowi. Pomyślałby pewnie, że zbzikowałam".
Tylko nie kolka!
Marta, mama 11-miesięcznej Marysi: "Kiedy byłam w ciąży, odwiedziłam koleżankę, która miała dwumiesięczną wtedy córeczkę. Wpadłam do niej późnym popołudniem i trafiłam na atak kolki u małej. W życiu nie słyszałam, żeby dziecko tak płakało. Uciekłam stamtąd tak szybko, jak tylko mogłam.
Koleżanka odetchnęła, bo mogła spokojnie zająć się dzieckiem, ale we mnie pozostał niepokój. Nie wyobrażałam sobie, jak mogłabym wytrzymać taki rozpaczliwy płacz maleństwa. Po porodzie bardzo się starałam, żeby jeść tylko bezpieczne produkty, żywiłam się głównie ryżem z marchewką i kurczakiem.
Wolałam monotonną dietę niż taki wrzask maluszka. Z każdym tygodniem rosła moja nadzieja, że kolka nas ominie. Aż tu nagle, pewnego dnia przed wieczorem, maleńka zaczęła płakać. A raczej wrzeszczeć. Podkurczała nóżki, prężyła się i płakała wniebogłosy. Nie miałam wątpliwości – bolał ją brzuszek.
A ja, o dziwo, zamiast panikować, zaczęłam szukać sposobu, by jej pomóc. Kołysałam, kładłam jej na brzuszku ciepłą pieluchę, nosiłam, głaskałam. Niewiele to dawało. W końcu zmęczona położyłam ją na swoim brzuchu, na gołej skórze i delikatnie klepałam po pleckach.
Po kilkunastu minutach zasnęła. Leżałam tak ponad trzy godziny, bo bałam się, że kolka wróci. Przespałyśmy spokojnie tę noc, ale kolka wróciła potem jeszcze kilka razy. Na szczęście wiedziałam już, jak pomóc mojej dziewczynce".
Czytaj również: Co trzeba wiedzieć o noworodku? 10 rzeczy, które mogą cię zaskoczyć
Pierwsze dni z dzieckiem: 5 faktów, które cię zaskoczą
Tysiące wytycznych
Beata, mama rocznego Huberta: "Moja lista „strachów” była długa. Od wywołującego panikę kikuta pępka, przez wizję złośliwych pieluch, które nie chcą współpracować, aż do kąpieli. Co do tej ostatniej, poradniki podają dokładną instrukcję: co przygotować, co mieć w zasięgu ręki, ile wody i w jakiej temperaturze, ile kąpiel ma trwać.
Najlepiej przygotować ściągawkę, bo mając na rękach maleństwo można o tym wszystkim zapomnieć i niechcący... zwyczajnie umyć dziecko. Obcinanie malutkich paznokci? Strach dotknąć, bo przecież delikatne jak porcelana.
Karmienie? Tu problemy się kłębią: społeczny nacisk, strach, że się nie podoła, zalecenia: ile, kiedy i jak. Panika. Co wolno jeść matce karmiącej (najbezpieczniej, żeby nic nie jadła, ale tak też nie wolno). Słowa kluczowe do rozwiązania wszystkich problemów to: wolno i nie wolno.
Bałam się ubierania maleństwa, podtrzymywania główki, podnoszenia do odbicia po karmieniu. Okazało się jednak, że dbanie o dziecko to nie obowiązek pełen nakazów i zakazów, tylko czysta przyjemność. Wystarczą miłość i troska – i samo się toczy. Karmienie, przebieranie, spanie. Łóżko, łazienka, kuchnia, łóżko... I to jest prawdziwe szczęście".