Poród martwego dziecka – jak poradzić sobie z traumą?

2014-07-14 22:09

Najpierw niedowierzanie i szok, potem liczenie na cud w postaci pomyłki, w końcu rozpacz – wszystko to przechodzą kobiety, które usłyszały najstraszniejsze w życiu słowa: „Nie mogę wyczuć tętna dziecka”. Jak poradzić sobie po traumatycznym porodzie, po którym rozbrzmiewa tylko płacz matki?

Poronienie - genetyczne przyczyny poronień.

i

Autor: _photos.com|photos.com

Spis treści

  1. Trzy z tysięcy
  2. Marta – przerwałam żałobę zbyt wcześnie
  3. Odciąć przeszłość
  4. Agata – Nie pozwoliłam sobie na żal
  5. Prawo do żalu
  6. Ania – prawie rozpadło się moje małżeństwo
  7. Pozwól cierpieć partnerowi

Trzy z tysięcy

Poród nieżywego dziecka to koszmar, który co roku przeżywa tysiące kobiet w Polsce. W zeszłym roku dramat ten przydarzył się również Marcie, Agacie i Ani. Opowiadają o tym, co czuły wtedy, co im pomagało, a co szkodziło i w jaki sposób radziły sobie z największym nieszczęściem w ich życiu.

Marta – przerwałam żałobę zbyt wcześnie

Marta urodziła swojego syna Pawła w 39. tygodniu ciąży. Ze względu na poważną wadę wzroku miała mieć przeprowadzony zabieg cesarskiego cięcia – i właśnie z tego powodu stawiła się tamtego dnia, w marcu, w szpitalu.

– Czytałam o kobietach, które udają się do szpitala, bo coś jest nie tak, nie czują ruchów dziecka. Owszem, ruchy Pawła też były słabsze, ale myślałam, że to z powodu ciasnoty w brzuchu. Później dowiedziałam się, dopiero, że to było po prostu bezwładne „obijanie się” dziecka od ścian brzucha. Przyjechałam do szpitala ze spakowaną torbą, śmialiśmy się na korytarzu, nie mogliśmy się doczekać. Badanie było tylko formalnością – a raczej miało być. Niespokojne oczy lekarza powiedziały mi wszystko, o dalszym ciągu wolałabym zapomnieć. Kiedy jeszcze byłam w szpitalu, poprosiłam męża, żeby posprzątał dom. Powynosił wózek, łóżeczko, wszystko pochował, powyrzucał, cokolwiek. Wróciłam do domu i wyrzuciłam wszystkie zdjęcia USG. Chciałam zapomnieć o swoim dziecku, o tym, że istniało, to wszystko bolało mnie do szpiku kości. Wiele miesięcy nie mogłam dojść do siebie, w końcu znajoma powiedziała mi, że nie przeszłam żałoby. Poprosiłam męża, żeby przyniósł z piwnicy wózek. Wisiałam nad nim i wyłam, dotykałam i krzyczałam  – chociaż byłam przecież codziennie na cmentarzu, to właśnie to mi pomogło. Najbardziej namacalna pamiątka po moim dziecku, złożona z moich licznych wspomnień, gdy patrzyłam na ten wózek i mówiłam do wiercącego się smyka.

Odciąć przeszłość

Wiele kobiet w obliczu tej tragedii boi się powrotu do domu. Marta bała się, że widok łóżeczka ją załamie do tego stopnia, że już nie podniesie się z rozpaczy. Jednak po jakimś czasie okazuje się, że takie pożegnanie się, zmierzenie z tym, co nas najbardziej boli, jest potrzebne i zwyczajnie tęsknimy za tymi chwilami, które kojarzą nam się ze zmarłym dzieckiem.

Czasem warto zostawić sobie coś na pamiątkę – śpiochy, przygotowaną wcześniej zabawkę, kocyk. Coś, co pomoże przetrwać najgorszy moment tęsknoty i co przyniesie ukojenie.

Marta nie robiła zdjęć swojemu synowi, żegnała się z nim długo, ale nie chciała go fotografować. Co mówi o tym dzisiaj?

– Żałuję bardzo, to był jeden z największych błędów, jakie zrobiłam. Paweł był pięknym chłopcem, ważył prawie cztery kilogramy, miał cudowne włoski i długie rzęsy. Trzymając go w ramionach, nie mogłam uwierzyć, że nie żyje – wyglądał, jakby spał. Takiego go pamiętam, ale pamięć… jest zawodna. Bardzo chciałabym mieć jego zdjęcie, spojrzeć na nie i powiedzieć: „Synku, kocham cię”.

Agata – Nie pozwoliłam sobie na żal

Agata twierdzi, że wiedziała. Pewnego dnia kiedy obudziła się rano po prostu wiedziała. Trzy godziny bez ruchów wzmagały dziwny, nieznany niepokój, w końcu szpital i diagnoza – śmierć płodu w 38. tygodniu ciąży.

– Od razu po powrocie do domu zapowiedziałam, że nie idę na żaden urlop. Wszyscy protestowali, ale byłam nieugięta. Pracowałam od świtu do nocy, nie dojadałam, ciągle praca i praca. Nie dopuszczałam do siebie myśli o mojej córce, uznałam, że temat jest zbyt bolesny i może akurat ja tak przechodzę żałobę. Trzy miesiące później pękłam. Emocje uderzyły we mnie z taką siłą, że nie mogłam wstać do pracy. Dopiero psychiatra wytłumaczył mi, że nie pozwoliłam sobie na żal, a on w końcu wyszedł „na powierzchnię”. Wzięłam więc trzy tygodnie wolnego i pozwoliłam sobie płakać, mówić o córce, wykrzyczeć swój żal. Teraz stopniowo dochodzę do siebie. Pracuję, ale nie mam już takiego poczucia, że jeśli odpuszczę, to wpadnę w jakąś otchłań rozpaczy.

Prawo do żalu

Strata dziecka przed jego narodzeniem łączy się z bólem tak wielkim, jak w przypadku śmierci innych członków rodziny. Czasem jednak kobieta boi się przeżywać żałobę, ponieważ, jak to określiła Agata: „Czułam, że nie mam do niej prawa, bo przecież nigdy nie poznałam mojego dziecka jako żyjącego człowieka”. Takie podejście jest zrozumiałe, ale rodzi wielki konflikt wewnętrzny. Ogromna rozpacz zderza się z uczuciem „nie mam prawa”, co na dłuższą metę utrudnia funkcjonowanie.

Pamiętaj, że tylko od ciebie zależy, ile czasu poświęcisz na opłakiwanie swojego dziecka. Jeśli potrzebujesz miesiąca – w porządku. Jeśli trzech – masz do tego prawo. Nie oczekuj od siebie nagłej gotowości do pracy, do wspaniałego humoru i przede wszystkim – nie odbieraj sobie prawa do bólu tylko dlatego, że twoje dziecko zmarło w twoim brzuchu. Nie bój się powiedzieć: „Tęsknię za moją córką, brakuje mi jej”.

Ania – prawie rozpadło się moje małżeństwo

Serduszko Franka, syna Ani, przestało bić w 40. tygodniu ciąży, jak to określili lekarze, „z nieznanych przyczyn”. Ania bardzo długo nie mogła pogodzić się z tą stratą, rozmawiała z psychologiem, płakała całymi nocami i… czuła, jak rośnie jej żal do męża.

– Wiedziałam, że muszę dać sobie czas. Chciałam odpocząć, wzięłam urlop, przez pierwsze dwa tygodnie nie wychodziłam z domu, potem stopniowo nauczyłam się mówić o Franiu, mogłam obejrzeć jego zdjęcia. Rozmawiałam z koleżankami, z rodzicami, chyba każdym, kto chciał mnie wysłuchać, mówienie przynosiło mi ulgę. Tym bardziej nie rozumiałam mojego męża, który nie mówił nic. Zamykał się w pokoju, kiedy chciałam z nim porozmawiać, namówić do czegokolwiek, robił się agresywny. Długo to trwało, zanim psycholog wytłumaczył mi, że każdy przeżywa żałobę na swój sposób – mój mąż cierpiał w samotności i ciszy. Zanim to zrozumiałam, prawie rozpadło się nasze małżeństwo. Dzisiaj jestem w kolejnej ciąży – ja o swoich obawach mówię, on tylko z niepokojem czasem na mnie patrzy. Ale nie wymagam już od niego, by zachowywał się tak, jak ja.

Pozwól cierpieć partnerowi

Śmierć dziecka to tragedia dla rodziców – nie tylko dla matki. Dlatego bardzo ważne jest, aby się wspierać – czasem przytulić, czasem wysłuchać po raz setny, a czasem po prostu pozwolić na inne przeżywanie żałoby. Każdy ma prawo cierpieć na swój sposób.

W obliczu tak wielkiej tragedii zawsze warto pomyśleć o pomocy psychologicznej. Nie odmawiaj jej sobie tylko dlatego, że nigdy nie widziałaś swojego żyjącego dziecka. Ono żyło w tobie, czuło cię i słyszało – dlatego masz prawo do tak wielkiego żalu i dlatego właśnie czasem warto poprosić o pomoc w przejściu przez trudny okres żałoby.

Mjakmama24.pl