"Sami nie mamy rodzeństwa, więc chcieliśmy, by nasze dzieci miały wsparcie, gdy nas zabraknie." - mówi nam mama, dla której rodzina wielodzietna, to spełnienie marzeń. Co jeszcze o posiadaniu dużej ilości dzieci myślą mamy, które zdecydowały się na liczną rodzinę? Przeczytaj wywiad i sprawdź!
Spis treści
- Rodzina wielodzietna - patologiczna. Krzywdzący stereotyp
- Relacje dzieci w licznym rodzeństwie
- Czy do wielodzietności da się kogoś przekonać?
- Mama - psychika, a wielodzietność
Rodzina wielodzietna - patologiczna. Krzywdzący stereotyp
- Często rodzina wielodzietna kojarzona jest z rodziną patologiczną. Czy to dlatego nie chcesz ujawnić swoich danych?
Gabrysia*: Występuję pod zmienionym imieniem tylko dlatego, bo moje dzieci są już w wieku, w którym cenią siebie swoją prywatność. A ja to szanuję. Nigdy nikt na nas nie patrzył jak na rodzinę patologiczną, niemniej nasza piątka dzieciaków budzi ciekawość otoczenia.
- A mnie ciekawi, skąd to zdziwienie.
A ile znasz rodzin, w których jest więcej niż troje dzieci? Najczęściej pojawiający się model rodziny to 2+1. Ludzie dzisiaj wszystko planują, wpisują się w życiowe schematy. My łamiemy tabu wielodzietności. A tak naprawdę jesteśmy normalną rodziną, tylko więcej u nas prania, sprzątania i gotowania (śmiech).
- Jak ludzie postrzegają was jako rodzinę?
To jest ciekawe zagadnienie. Przede wszystkim niemal zawsze pada pytanie, czy planowaliśmy tak dużą rodzinę. Pojawiają się insynuacje o „wpadce”. Uwaga często skupia się również na mnie jako na matce. Pytają mnie, czy sypiam, kiedy znajduję czas na pracę zawodową, jak sobie radzę i dlaczego jeszcze nie zwariowałam, skoro oni przy jednym dziecku mają dość (śmiech).
Z kolei na mojego męża stereotypowo patrzy się jak na bohatera, który wychodzi do pracy skoro świt, a wraca po zmierzchu, by niemal od razu paść ze zmęczenia.
- A jaka jest prawda?
Zapewniam, nasze życie nie różni się wiele od tego, jakie prowadzą mniejsze rodziny. Codziennie rano wstajemy razem, ja przygotowuję dzieciom śniadanie, mąż budzi je i pilnuje, by się ubrały i umyły. Odwozimy nasze pociechy do szkół, a następnie sami jedziemy do pracy.
Ja nie pracuję na cały etat, więc zdążę jeszcze przygotować obiad, zanim dzieci wrócą do domu. Wieczorem zawsze znajdę jeszcze czas dla siebie i męża. Mamy ogrom obowiązków, ale podstawą jest dobra logistyka. Bez tego w naszym życiu panowałby chaos.
Relacje dzieci w licznym rodzeństwie
- Jak wasze dzieci postrzegają fakt, że mają liczne rodzeństwo?
Dla nich to kwestia zupełnie normalna, choć w szkole są w mniejszości. Rodzin wielodzietnych jest garstka. Oni nie rozumieją, jak można nie mieć rodzeństwa, a inni z kolei – jak to jest dzielić pokój z bratem. To jest temat tabu! Kiedyś ktoś zapytał mojego najmłodszego syna, czy zawsze nosi ubrania po starszym rodzeństwie, Kuba strasznie to przeżył. Dla ludzi wielodzietność wiąże się z problemem finansowym.
- Dzieci to przecież wieczna skarbonka.
To wymysł współczesnego świata. Pięć razy kompletowałam wyprawkę, nigdy nie wydałam na nią fortuny. Moje dzieci nie miały najnowszych gadżetów czy pełnej szafy ubrań. Zawsze jednak były czysto i schludnie ubrane, miały swoje zabawki. Tylko najstarsi bracia dzielą ze sobą pokój i to tylko dlatego, że tego chcą.
Mamy duże mieszkanie, ale kupiliśmy je za ciężko zarobione pieniądze. Nikt nam niczego nie dał. Nigdy nie mieliśmy postawy roszczeniowej wobec świata. Skoro zdecydowaliśmy się mieć dzieci, to wiadomym jest, że liczyliśmy się z wydatkami. Zawsze jednak byliśmy z mężem dość obrotni. Odkładamy pieniądze na większe wydatki (choćby gdy zimą trzeba kupić dzieciom buty).
Dla nas aspekt finansowy nie jest aż tak ważny. Wychodzimy z założenia, że nasze dzieci nie będą najszczęśliwsze na świecie, gdy pod choinkę będą dostawały najdroższe prezenty i gdy będą chodziły w markowych dżinsach. Spędzamy razem czas, rozmawiamy z nimi, wyjeżdżamy na wycieczki. Troszczymy się o siebie, a nie o zaspokajanie materialnych potrzeb.
Czy do wielodzietności da się kogoś przekonać?
- Co w posiadaniu licznego potomstwa jest najtrudniejsze?
Chyba organizacja dnia codziennego, choć to stosunkowo szybko można opanować do perfekcji. Trudne jest również wygospodarowanie wolnego czasu. Miałam taki moment, że byłam w nieustannym pędzie. Trudno mi było funkcjonować, bo na nic nie miałam czasu.
Przede wszystkim nie miałam go dla bliskich i siebie. Wmówiłam sobie, że muszę zadbać o dom, bo gdy nie wypiorę i nie wyprasuję stosu ubrań moich dzieci, będę złą matką. Na szczęście szybko otrząsnęłam się z tego upiornego stanu (śmiech).
- Wiele się dzisiaj mówi o niżu demograficznym Powstają programy (m.in. 500+), które mają na celu zachęcić rodziców do posiadania więcej niż jednego dziecka. Czy to może być główna pobudka to wielodzietności?
Myślę, że nie. W każdym razie mnie by to nie przekonało. Jeśli czułabym, że nie dam rady podjąć się wychowania kolejnego dziecka, nie zaszłabym w ciążę. Oferowane mi pieniądze nie miałby tu żadnego znaczenia. Z pewnością dodatek finansowy dla wielu rodzin będzie bardzo pomocny, ale problem jest znacznie szerszy.
Czy ktoś się kiedyś zastanawiał, dlaczego niektóre kobiety nie chcą zachodzić w kolejną ciążę? A może powodem są straszne przeżycia związane z porodem i opieką okołoporodową, depresja poporodowa, a może trudny okres pierwszych lat życia dziecka? Współcześnie każdy jest ekspertem od wszystkiego. Doradzamy, sugerujemy, ale przede wszystkim wypominamy i się nie szanujemy. A matki w tej kategorii są mistrzyniami.
Mama - psychika, a wielodzietność
- Chcesz powiedzieć, że kobiety są dzisiaj słabe psychicznie i stąd nie decydują się na kolejne dziecko?
Nie są słabe psychicznie, bo kobiety to najtwardsze istoty stąpające po ziemi, ale nieustannie podcina się im skrzydła. Wróciłaś do pracy? Jesteś złą matką. Dziecko chodzi do przedszkola? Wyrodna matka! Niemowlę bez czapeczki? O zgrozo! Przykłady można mnożyć długo. I te kobiety przeżywają to wszystko, mając jedno dziecko.
O kolejnym często nawet nie myślą. A gdy będą miały ich więcej niż troje, zaczną się ironiczne spojrzenia i sugestie o tym, że zawiodła antykoncepcja. Ot, takie mamy społeczeństwo.
- Nie za surowo je oceniasz?
W przypadku rodziny wiele jest schematów. Typowa rodzina wielodzietna mieszka na wsi, jest biedna, korzysta z pomocy socjalnej, pracuje tylko mąż (o ile pracuje). Nawet polskie seriale ten pogląd powielają. A przecież wcale tak nie jest. Niektórym trudno zrozumieć, że dla mnie i dla męża posiadanie dużej rodziny zawsze było marzeniem.
Sami nie mamy rodzeństwa, więc chcieliśmy, by nasze dzieci miały wsparcie, gdy nas zabraknie. Uczymy ich szacunku do siebie i zaszczepiamy w nich przekonanie, że mogą na siebie liczyć. Życie pokazuje, że nam się to udaje. Niczego więcej nie potrzebujemy.*Gabrysia – imię zostało zmienione.