Spis treści
- Właśnie tego chcę
- Ostatnie wakacje
- Studentka w ciąży czyli brzuszek na wykładach
- Szczęście w garści
- Ola trzyma kciuki
Niestety, po kilku miesiącach starań nie było rezultatu. Bałam się, że to przez toksoplazmozę, którą zaraziłam się kilka lat wcześniej. Zadręczałam się koszmarnymi myślami. Ale w końcu umówiłam się na wizytę u ginekologa. Na wszelki wypadek zrobiłam jeszcze przed wizytą test i... okazało się, że zostanę mamą!
Właśnie tego chcę
Kiedy mój mąż Piotrek wrócił z pracy, podzieliłam się z nim szczęśliwą wiadomością. Rosło we mnie nowe życie! Razem poszliśmy do lekarza, a potem pochwaliliśmy się rodzinie zdjęciem USG. Od razu zaczęłam brać witaminy, kupiłam fachową literaturę, bo chciałam wiedzieć wszystko, co się dzieje z maleństwem i ze mną. Chciałam, by dziecku niczego nie brakowało, by dobrze się rozwijało. Rodzice na początku nie byli zachwyceni. Studentka w ciąży! Bali się, że przerwę studia. Ale z czasem zaakceptowali mój wybór i widząc nasze szczęście, cieszyli się razem z nami. Moje przyjaciółki, także studentki, były zdruzgotane. Nie potrafiły zrozumieć, że ja już czuję się gotowa na macierzyństwo. Dla nich ważne były studia, praca, kariera, ale dziecko? Na pewno nie teraz, może za parę lat... Ale przecież nie wszyscy mamy te same marzenia. One wybrały karierę, a ja dziecko. Miałam 22 lata. O wiele młodsze kobiety zostają matkami!
Ostatnie wakacje
Trudne początki ciąży, nudności, wymioty i senność, nałożyły się akurat na czas wakacji. Byłam pod dobrą opieką ginekologa położnika, więc jakoś sobie poradziłam. Duże wsparcie miałam w mężu i mamie, która pomagała mi w prowadzeniu domu. Momentami czułam się okropnie. Zdawałam sobie jednak sprawę, że nie zawsze będzie słodko i lekko. Dużo czasu spędzałam na świeżym powietrzu, spałam, gdy tylko miałam ochotę i jadłam delikatne posiłki. Dbałam o siebie szczególnie, wiedziałam, że pierwsze miesiące są bardzo ważne dla rozwoju dziecka. Po pierwszym trymestrze ciąży dolegliwości ustąpiły. Na początku października wzięliśmy ślub. To był jeden z najpiękniejszych dni w naszym życiu. Nie tańczyłam zbyt wiele, bo miałam szpilki na wysokim obcasie. Mimo to bawiliśmy się świetnie. Po kilku godzinach udręki rzuciłam buty w kąt i moje obolałe nogi odetchnęły.
Studentka w ciąży czyli brzuszek na wykładach
Zaczął się czwarty rok studiów. Jeździłam z córeczką w brzuszku na zajęcia. Czasem, gdy były niezbyt ciekawe, malutka reagowała kopaniem. Nie zawsze jej się podobały. Mój coraz bardziej widoczny brzuszek budził zainteresowanie i ogólną sympatię. Nie spotkałam się jednak ze szczególnym traktowaniem ze strony wykładowców. Miło jednak wspominam pana prof. Krzysztofa Gajdę, wyrozumiałego wykładowcę edytorstwa, który widząc, że nie najlepiej się czuję, zwolnił mnie z zajęć i nie musiałam ich odrabiać. Starałam się jednak jak najmniej opuszczać zajęcia. Dawałam sobie radę, mogłam też liczyć na przyjaciół ze studiów, którzy się bardzo o mnie troszczyli. Brzuszek rósł, moje dzieciątko miało się dobrze. Jednak nachodziły mnie czasem obawy... Czy dam sobie radę ze studiami po urodzeniu dzidziusia? Jak to będzie z egzaminami, czy będę mogła się do nich dobrze przygotować? Ale gdy maleństwo delikatnie poruszało się w moim brzuchu, zapominałam o wątpliwościach. Wiedziałam, że będzie dobrze.
Szczęście w garści
Termin porodu miałam wyznaczony na 5 kwietnia. W połowie lutego okazało się, że opuściła mi się szyjka macicy i muszę leżeć. Było to dla mnie trudne. Dużo czytałam, słuchałam muzyki i wyobrażałam sobie nasze życie, kiedy Ola będzie już z nami. Pomagała nam mama. Piotrek starał się mi dogadzać. Masował mi obolałe plecy, głaskał po brzuchu, mówił do niego i okazywał nam dużo czułości. Po miesiącu bezczynności nie wytrzymałam i wzięłam się za sprzątanie. Miałam w sobie tyle energii – musiałam ją gdzieś ulokować. Zrobiłam pranie, obiad, powycierałam kurze. Gdy Piotrek wrócił z pracy, poszedł umyć auto. Chciałam usiąść na krześle przy oknie, by na niego popatrzeć, gdy nagle... chlup! Odeszły mi wody! Byłam w szoku. Okropnie się bałam. Nie byłam przygotowana psychicznie, miałam przecież rodzić dopiero za dwa tygodnie! Wzięłam szybko prysznic i pojechaliśmy do szpitala. To nie miał być poród rodzinny. Nie chciałam, żeby mój ukochany widział, jak cierpię. Po wypełnieniu dokumentacji przez personel przemiła położna zapytała, jak się czuję i czy nie chcę, żeby ktoś był przy mnie podczas porodu. Denerwowałam się, bo nie miałam skurczów i musiałam czekać, aż mi je wywołają. Poczułam się zagubiona. Potrzebowałam wsparcia w tych trudnych chwilach. Zadzwoniłam więc po męża – przyjechał w mgnieniu oka. Od razu poczułam się lepiej. Piotrek trzymał mnie za rękę i dodawał otuchy. Dostałam oksytocynę na wywołanie skurczów, ale doczekałam się ich dopiero przed północą. Po całym dniu wrażeń byłam już tak zmęczona i obolała, że poprosiłam o znieczulenie. Ale i tak, gdy przyszły bóle parte, odczuwałam je dotkliwie. Zaraz pojawiły się położne i po około 5 minutach, a była to godzina 4.41, przyszła na świat śliczna, malutka Olga. Zobaczyłam wreszcie tę małą kobietkę, która tak mnie kopała we dnie i w nocy. Wykapany tata! Dumny ojciec przeciął pępowinę. Ola dostała 10 punktów i była okazem zdrowia. Ważyła 3040 g i miała 50 cm. Mieściła się Piotrkowi w jednej garści! Przed południem odwiedzili nas rodzice i siostra z mężem. Dziadkowie oszaleli na punkcie swojej małej wnuni.
Ola trzyma kciuki
Odkąd urodziła się Ola, nasze życie stało się o wiele bardziej wartościowe, bogatsze i piękniejsze. Dopiero teraz odnaleźliśmy prawdziwy jego sens. Każdy dzień z naszą córeczką jest pełen radości z jej uśmiechu, z najdrobniejszych gestów, z samego patrzenia, jak nasz skarb rośnie i rozwija się. Początki nie były łatwe: nieprzespane noce, problemy z karmieniem i inne zmory młodych rodziców. Nie wszystko od razu wiedzieliśmy. Były trudne chwile, nerwy, łzy, jednak o wiele więcej jest radości, czułości. I morze miłości.Studiów nie przerwałam. Wszystko udało mi się pozaliczać i kończę właśnie piąty rok. Gdy jeżdżę na zajęcia do Krakowa, Olą opiekuje się tata lub dziadkowie. Jestem spokojna, bo moja córeczka jest w dobrych rękach. Chowa nam się dobrze i jesteśmy z niej bardzo dumni. A gdy mama pójdzie na obronę pracy magisterskiej, Ola będzie trzymać kciuki!
miesięcznik "M jak mama"