Blogi i profile w mediach społecznościowych stały się platformami, za pomocą których eksperci różnej maści starają się ze swoim przekazem dotrzeć do odbiorców. Rady udzielane przez fizjoterapeutów dziecięcych, psychologów czy pediatrów trafiają do milionów rodziców. I choć chyba ci ostatni najrzadziej pod swoimi postami i nagraniami czytają, jak bardzo się mylą, psychologowie doskonale wiedzą, czym jest krytyka.
To naturalne, że szukamy eksperckiego wsparcia i chętnie korzystamy ze wskazówek. Tak samo naturalną rzeczą jest to, że nie wszystkie rady bierzemy sobie do serca. W końcu sami jesteśmy rodzicami i w wychowaniu dziecka polegamy głównie na swojej intuicji. Czy to jednak oznacza, że powinniśmy przestać śledzić obserwowane profile? Choć może to zabrzmieć drastycznie: czasem warto zdecydować się na taki krok.
„Rozumiem, ale zrobię po swojemu”
Popularność profili logopedów, psychologów, fizjoterapeutów, nauczycieli i dietetyków, którzy poruszają tematy związane z dziećmi, jest ogromna. Każdego dnia na kontach pojawiają się nowe posty, w których eksperci przekonują, co jest dobre, a co złe dla dzieci.
I choć ich rady mogą wykluczać się wzajemnie, często bierzemy dla siebie to, z czym się zgadzamy, co jest nam bliskie. Podejście odmienne od tego, którym się kierujemy negujemy zatem - choć niekoniecznie werbalnie. Część obserwatorów czuje jednak pilną potrzebę wyjaśnienia innym oraz autorowi, jak bardzo się myli.
I o ile to odmienne zdanie jest wyrażone w sposób kulturalny, może być cenne, bo pokazuje tzw. drugą stronę medalu. W końcu nie ma uniwersalnych rad, a dzieci są różne i to właśnie my, ich rodzice, znamy je najlepiej.
To dlatego pod postami ekspertów nierzadko czytamy komentarze, w których obserwatorzy wprost piszą o tym, że nie zgadzają się z autorem. Dotyczy to zwłaszcza rad zerojedynkowych.
Za chwilę rodzic nie będzie mógł się słowem odezwać, bo co nie zrobi to źle. Dzisiaj każdy może być „ekspertem” od dzieci, wystarczy że ma ich kilka. Cieszę się, że gdy byłam mała nie było internetu i moja mama kierowała się tym, co jej dyktowało serce, a nie internet.
- to komentarz internautki opublikowany pod jednym z postów, który zdobył kilkadziesiąt polubień.
„Nie chwal dziecka, tak chwal dziecko, tego nie mów, tak koniecznie rób”
Wystarczy przescrollować Instagram od góry do dołu by zorientować się, czemu rolki z poradami wzbudzają sprzeciw sporej części odbiorców. Gdy słyszysz, że popełniasz fatalny błąd, bo źle chwalisz dziecko, a po chwili czytasz, że owszem, powinnaś je każdorazowo doceniać, nie wiesz, kogo słuchać. W efekcie orientujesz się, że osoba, która nigdy nie widziała twojego dziecka na oczy uważa, że to ty jesteś winna trudnym emocjom, jakie pojawiają się u dziecka. Nie mam tu na myśli żadnej konkretnej rady ani konkretnego twórcy, jednak faktem jest, że ciągłe rady (często sprzeczne) mogą wpędzać rodziców w poczucie winy.
Tymczasem trudne emocje u dzieci będą się pojawiać i jest to zupełnie naturalne, za to jeśli czujesz, że twoje postępowanie jest słuszne: nie musisz frustrować się za każdym razem, gdy widzisz nowy post. W takim przypadku lepiej będzie, jeśli przestaniesz obserwować dany profil.
Mam, które zorientowały się, że ślepe podążanie za wszystkimi wskazówkami przeczytanymi w mediach społecznościowych to droga donikąd jest więcej. Często lepszym wyjściem, kiedy nie wiesz, jak zachować się w obliczu rodzicielskich wyzwań będzie wizyta u psychologa. Ekspert, który osobiście poświęci swój czas na wizytę w swoim gabinecie, będzie mógł udzielić zdecydowanie trafniejszych rad, skrojonych na miarę.