Tak naprawdę w naszym w miarę poukładanym życiu starania o dziecko mieliśmy zacząć latem 2009 roku. Nic dziwnego, że gdy żona pewnego dnia zakomunikowała mi: „Źle się ostatnio czuję, zróbmy test ciążowy”, zareagowałem, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, jakby powiedziała: „Idę robić kolację”.
Spokojnie zasiadłem przed telewizorem do oglądania piłkarskiej Ligi Mistrzów. Idyllę przerwał szalony wybieg małżonki z toalety i krzyk: – Kochanie – są dwie kreski! Hurra, będziemy rodziną! Pierwsza reakcja przyszłego taty? – A czy na pewn o dwie kreski oznaczają ciążę? O, Real Madryt atakuje.
– Daj, przeczytam instrukcję, bo pewnie coś pomyliłaś – nadal nie przeczuwałem niczego niezwykłego. Jednak moja pewność siebie malała z sekundy na sekundę. Krótka lektura notki zakończonej uwagą: „Wiarygodność 99 procent“ niby rozwiewała wszelkie wątpliwości, ale... – A czy na pewno go poprawnie wykonałaś? – spytałem.
I niezrażony faktami postanowiłem namówić ją na drugą próbę, a nazajutrz rano na test krwi. „Wyrok” wciąż był ten sam… Nie, żebym był niezadowolony czy zmartwiony wiadomością o ojcostwie. Moje odczucia określiłbym raczej: „Życie nagle stanęło do góry nogami, gdzie jest ziemia?”. I zagłębiłem się w rozważaniach.
Wymarzona i od dawna planowana eskapada w jakieś ciepłe i ciekawe miejsce w Polsce, Europie lub Azji – odwołana, bo poród w wakacje. Wypady z kumplami do knajpy – pod znakiem zapytania. Nieprzespane noce i brak popołudniowej drzemki, bieganie wokół ciężarnej małżonki i tolerowanie jej zmiennego nastroju, nauka prania i prasowania (zjeść można zawsze kanapkę, ewentualnie przypieczone ziemniaki lub po prostu zamówić pizzę), ech... Dlatego aż głupio było mi odpowiadać na notoryczne pytanie mojej rozentuzjazmowanej żony, czy cieszę się na dzieciątko? Owszem, cieszę się – mówiłem z niepewną miną. – Tylko że jeszcze muszę sobie uświadomić moją radość. A na to mężczyzna potrzebuje czasu. Kilkanaście dni później zacząłem zauważać w sobie pewne zmiany.
Gdzieś wyczytałem, że 25 proc. panów, gdy ich kobieta jest w ciąży, również wykazuje podobne objawy. Zatem ja też jestem w ciąży – zinterpretowałem... Mało tego, policzyłem nawet, ile tygodni może mieć teraz dziecina. Tylko wciąż nie do końca czyniłem to świadomie.
Krótko potem byliśmy z żoną w górach wraz ze znajomymi i ich półrocznym chłopcem. Kto najczęściej bawił się w nianię i prowadził wózek? Też bym nie zgadł w żadnym quizie, że ja. A jednak…
W oku mojej żony pojawiła się nawet łezka wzruszenia, choć ja wciąż nie wiedziałem, o co chodzi. – Będziesz dobrym tatą – powiedziała czule. Tatą? Ja? Ja będę tatą?!
No tak, będę. Ale czy aby na pewno ja?! To wszystko wciąż dociera do mnie powoli. Choć, gdyby dziecina miała talent Agnieszki Radwańskiej czy Roberta Kubicy – zaczynam znów kombinować… Będę mógł być trenerem, menedżerem, może zarobimy pieniążki jako dodatek do emerytury tatusia. Z tych materialistycznych rozważań wyrwał mnie głos żony: „Kochanie, już czas, wizyta u doktora”.
Nie będę owijał w bawełnę – nie lubię tego lekarza. Nie widziałem człowieka na oczy, a już go naprawdę nie lubię. Moim zdaniem na pierwszym spotkaniu powinien się przywitać ze mną, zamienić przynajmniej dwa słowa. W końcu jak o przyszły tata też to wszystko przeżywam.
Tymczasem pierwsza wizyta odbyła się za zamkniętymi drzwiami, ja mogłem jedynie na ekranie telewizora w poczekalni śledzić losy bohaterów „Mody na sukces” (co za horror). Żona obiecała, że na pewno zabierze mnie do gabinetu na drugie spotkanie. I co?
Znów siedziałem 30 minut, czekając, aż zostanę poproszony. Nie zostałem. Ona natomiast wyszła uradowana, że po raz drugi słyszała bicie serca i widziała pierwsze fikołki naszego dziecka. Mało tego – widziała te siedem centymetrów szczęścia. A ja nie!
Wyszedłem wściekły. Gdzie to równouprawnienie? Na następną wizytę przykuję się kajdankami do żony. Albo doktor wpuści nas razem, albo…
będziemy wzywać ślusarza.
Życie stanęło na głowie
2009-04-15
17:11
Gdy mężczyzna osiąga pewien wiek, myśl o przedłużeniu rodu pojawia się w jego głowie coraz częściej. Dlatego nawet jeszcze długo przed ślubem wyobrażałem sobie moją reakcję na wiadomość od żony: "Tomek - zostaniesz tatusiem". Piękne i romantyczne wizje zastąpił jednak szok...