Od lat mówi się o tym jak ogromnym biznesem stały się komunie. Rodzice dzieci przystępujących do nich wydają całe mnóstwo pieniędzy, zaczynając od rzeczy niezbędnych, jak strój dla dziecka, przez huczne przyjęcia komunijne po atrakcje dla dzieci podczas tychże imprez.
Nawet ci, którzy próbują oszczędzić i nie wydawać na zbędne szaleństwa, ale przy tym nie mają możliwości zorganizowania przyjęcia w domu, muszą liczyć się z wysokimi kwotami "od talerzyka". Koszt organizacji komunii w restauracjach i salach okolicznościowych waha się od 150 do 350 zł w Warszawie i okolicach. Łatwo obliczyć, że nawet za niewielką imprezę zapłacimy co najmniej 2-3 tysiące złotych. Większość jednak wydaje o wiele więcej, a jak się okazuje, restauracje nie mają litości. Ukryte koszta były ogromnym zaskoczeniem dla jednej z naszych czytelniczek. Podobną sytuację mieli jej znajomi organizujący komunię w tym samym czasie. Dziś ostrzegają innych, by dokładnie dopytywali organizatorów i sprawdzali umowy. "Wszystko trzeba mieć na piśmie" - pisze pani Monika, mama 9-letniego Stasia.
Dowiedz się: Tak wyglądały komunie w latach 90., w PRL-u i przed wojną. Dziś trendy się odwróciły?
Wysokie koszta przyjęć
Choć wiele osób chciałoby uniknąć wydawania masy pieniędzy na przyjęcia komunijne, to czasami trudno jest to ominąć. Brak miejsca w mieszkaniach i ilość osób, które wypada zaprosić, bo u nich gościliśmy sprawia, że niechętnie decydujemy się na organizację imprez w salach okolicznościowych i restauracjach.
"Nigdy nie myślałam, że tyle wydam na przyjęcie komunijne syna. Nie dałabym rady zrobić go w domu. Sama pracuję na etacie, moja mama i teściowa są nadal aktywne zawodowo, więc nie miałby kto mi pomóc. Zorganizowaliśmy z mężem imprezę w restauracji. Wybraliśmy restaurację do której jeździmy czasami na weekendowe obiady, wiedziałam, że jest tam smacznie i miałam przez to większe zaufanie do lokalu. Instynkt jednak mnie zawiódł" - zaczęła swój list pani Monika.
Jak pisze w swoim liście do naszej redakcji mama Stasia, zapłaciła z mężem 240 złotych od talerzyka za osobę dorosłą i 120 zł za dzieci do lat 12. Na imprezie było 20 osób dorosłych i 8 dzieci, więc obydwoje byli przygotowani, że zapłacą niespełna 6 tys. złotych. Jak się później okazało nie poinformowano ich o dodatkowych kosztach.
Zobacz: Ten ksiądz popiera wystawne komunie. „Jestem za tym, żeby robić to hucznie”
Restauracja doliczyła do ceny 10 proc.
Rodzice Stasia zapłacili 1 tysiąc złotych zaliczki, a resztę mieli uiścić w dniu przyjęcia. Gdy przyszło do płatności, okazało się, że musieli nagle szukać bankomatu. Dlaczego?
"Sala doliczyła 10 proc. kwoty za obsługę i 100 zł za wniesienie własnego tortu. W sumie musieliśmy dopłacić prawie 700 zł, których fizycznie nie mieliśmy przy sobie w gotówce i musieliśmy na cito szukać bankomatu. Nie chcieliśmy kłócić się przy gościach, ale wiedzieliśmy, że takiego zapisu nie było w umowie, którą dokładnie obydwoje przeczytaliśmy. Menadżerka rzuciła tylko, że zapis jest w regulaminie restauracji. Rzeczywiście było w nim napisane, że powyżej 10 osób doliczają serwis, ale kto by pomyślał, że dotyczy to także przyjęć zorganizowanych. Pamiętam nasze wesele i chrzciny moich dzieci. Dawało się wtedy napiwki kelnerom, żeby niczego nie brakowało na stole, ale to była kwota wedle uznania. Szkoda, że nikt nasi nie poinformował, niesmak pozostał" - pisze nasza czytelniczka.
Podobną sytuację mieli znajomi pani Moniki organizujący przyjęcie w zupełnie innym miejscu. Ich także 10 proc. serwisu zaskoczyło, bo nikt wcześniej o tym nie wspominał. Co więcej, manager obiecywał im, że mogą wnieść własne wino płacąc tylko "butelkowe", a ostatniego dnia zmienił zdanie proponując wino z karty za 90 zł.
A wy, macie podobne doświadczenia z organizacją przyjęć w restauracjach?