Spis treści
- Co tak uskrzydla babcie?
- Emocje, których nie są w stanie dostarczyć własne wnuki.
- Dzieci potrzebują też babć, bo bez nich byłoby nudno.
- Jaką publicznością są najmłodsi?
- Pisanie bajek to sztuka. Każda z babć ma talent?
- Sprawiedliwy z niej krytyk?
- Dzieciom potrzebny jest też Dziadek.
- Babcie nie powinny siedzieć w fotelu z książką?
Wszystkie mają 55+. Misją Latających Babć jest realizowanie swoich pasji. Tych, na które do tej pory nie było czasu, bo były odkładane „na później” ze względu na pracę, obowiązki domowe, rodzinę. Jesień życia to najwyższy czas, by zacząć żyć pełnią życia, by móc spełniać swoje marzenia, by czuć się potrzebnym. Z Urszulą Machacińską autorką projektu Latające Babcie rozmawia Agnieszka Gotówka.
alo! Halo! Tralala! Babcia dla Was bajkę ma.Latająca Babcia z Łodzi z bajką do Was dziś przychodzi. Urszula Machcińska: W ten sposób właśnie witamy się z naszymi widzami. Przychodzimy do nich z bajkami, które same piszemy. A wszystko to trwa już prawie 5 lat, odkąd uczestniczyłam w warsztatach pisania i opowiadania bajek. Prowadziła je m.in. łódzka pisarka, Grażyna Bąkiewicz. Biegałam na zajęcia jak na skrzydłach. Gdy zbliżały się one ku końcowi, a ja dowiedziałam się, że Stowarzyszenie kobiety.lodz.pl. nie będzie kontynuowało tego projektu, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Napisałam wniosek na konkurs dla seniorów, organizowany przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” i wygrałam! Nauczyłam Babcie (i jednego Dziadka!) latać.
Co tak uskrzydla babcie?
U.M.: Dzieci! To one dostarczają nam wielu emocji i wzruszeń. Przed każdym występem czujemy, że rośnie nam poziom adrenaliny, która pozwala nam na scenie dać z siebie wszystko. Dzieci są różne, a my występujemy zarówno dla tych zdrowych, jak i chorych, opuszczonych. Szczególnym dla nas miejscem jest Dom Dziecka mieszczący się przy ul. Wierzbowej w Łodzi. Jesteśmy emocjonalnie związani z tymi dziećmi. Nie kryjemy wzruszenia, gdy je odwiedzamy. Nie każda z Babć jest w stanie występować przed taką publicznością. To duże wyzwanie i ogromne emocje.
Emocje, których nie są w stanie dostarczyć własne wnuki.
U.M.: Tak, nasze wnuki są zdrowe, uśmiechnięte i pełne życia. One mają rodziców, rodzeństwo, własny pokoik i tylko swoje zabawki. A Latające Babcie właśnie dlatego są, aby dostarczyć radości tym, którzy bardzo jej potrzebują.
Dzieci potrzebują też babć, bo bez nich byłoby nudno.
U.M.: Może dlatego dzieci z Wierzbowej same nas do siebie zaprosiły i zrobiły nam pasowanie na babcie? Połączone to było z Dniem Babci, więc wymowa tej uroczystości była jasna. Byłyśmy pasowane mieczem, dostałyśmy złotą koronę i medale z literką B. Dzieci ponadto wymyśliły dla nas imiona, a każda z nas dostała dyplom ze swoim nowym imieniem. Ja zostałam Babcią Serduszkową. Jest też Babcia Aniołkowa czy Buziaczkowa. To było tak niesamowite, tak inne i niespodziewane, że wszystkie miałyśmy łzy w oczach. Nie opuszczamy tych dzieciaków do dzisiaj. Dodam, że jesteśmy też przyszywanymi Babciami dla dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 70 w Łodzi. Mamy ponad 500 wnuków!
Jaką publicznością są najmłodsi?
U.M.: Fantastyczną! I zaskakującą zarazem. Dzieci są bardzo szczere. Brawa, które słyszymy i uśmiechy, które widzimy, płyną prosto z serca. Gdy kiedyś byłyśmy na występie, dzieci bardzo chciały bisów. Tak długo bisowałyśmy, że zaburzyłyśmy cały program wystąpień (śmiech).
Pisanie bajek to sztuka. Każda z babć ma talent?
U.M.: Uczestniczymy w warsztatach literackich, w których specjalistka podpowiada nam, jak ciekawie i dobrze pisać. Nie chcemy uprawiać grafomanii. Kiedyś powiedziałam mojej wnuczce, że jeden z moich wierszy musi iść do poprawki, gdyż stwierdzono, że nie nadaje się do druku. Nelka poprosiła mnie, abym przeczytała jej ten utwór raz jeszcze, zamyśliła się i powiedziała: - Dla mnie nie musisz tego wiersza w ogóle poprawiać! To było takie kochane. Muszę przyznać, że to właśnie dla mojej wnuczki poszłam na warsztaty literackie w 2009 roku. Bez niej nie byłoby Latających Babć. I dlatego ona jest pierwszym recenzentem napisanych przeze mnie bajek.
Zobacz FILM o "Latających babciach"
Sprawiedliwy z niej krytyk?
U.M.: Oczywiście! I szczery. Gdy była mniejsza, wystarczyło, że powiedziała: - Babciu, jeszcze! To znaczyło, że utwór jest dobry (śmiech). Moja siedmioletnia już dzisiaj dziewczynka jest ze mnie dumna. To dowód na to, że to co robię, ma sens.
Dzieciom potrzebny jest też Dziadek.
U.M.: Dlatego tak bardzo się ucieszyłyśmy, że nasz Dziadek nie tylko pisze bajeczki, ale i z nami lata. Nie musimy się już martwić, którą z nas obsadzić w typowo męskiej roli, ot, choćby Mikołaja. W dodatku nasz Dziadek potrafi robić dla nas rekwizyty. Jest stolarzem-amatorem i wycina nam ze sklejek figurki stworzonek, które występują w naszych bajkach. Te przedstawienia są więc coraz bardziej kolorowe. Dopełniają je scenografie przygotowane przez naszą latającą Babcię, Halinę Kwaśną. Z wykształcenia jest ona plastykiem i potrafi czynić cuda. Nawet w ponurej i szarej sali gimnastycznej wyczaruje bajkowy mikroklimat. Od niej wyszedł pomysł, abyśmy zmieniły garsonki na stroje wróżek i księżniczek. Pomysł został przyjęty jednogłośnie! Teraz każda Babcia (Dziadek też) dba, by dopasowywać swój strój do każdej bajeczki, każdego wiersza.
Babcie nie powinny siedzieć w fotelu z książką?
U.M.: Oczywiście, że nie! To szkodliwy stereotyp. Niektóre z nas się śmieją, że nigdy nie były tak zapracowane, jak teraz, gdy są na emeryturze. Występowanie dla dzieci daje nam wiele radości. Jeździmy do dzieciaków, czasem latamy nawet poza Łódź. Jesteśmy dla nich. A i my czerpiemy z tego korzyści. Uczymy się nowych rzeczy, poznajemy świat, rozwijamy się. Każdy wiek jest dobry na to, by pomóc drugiemu człowiekowi. A czy jest coś piękniejszego od śmiechu dziecka? Dziękuję za rozmowę,Agnieszka Gotówka.