Beata Jasina-Wojtalak, redaktorka MjakMama24.pl:
Pojawienie się na świecie mojej starszej córki uświadomiło mi znaczenie słów „mieć dla kogo żyć”. Od tamtej pory z całą mocą czuję, że jestem odpowiedzialna nie tylko za nią, ale też za siebie. Myślę, że my, mamy tak bardzo skupiamy się na swoich dzieciach, że często zapominamy o sobie. Dzień Matki to więc świetna okazja, by pomyśleć o sobie i zadbać właśnie o siebie.
Przed narodzinami młodszego synka nie obawiałam się kolek, problemów z karmieniem ani tego, że sobie „nie poradzę”. Techniczne sprawy miałam przećwiczone. Moje myśli zaprzątała inna kwestia: martwiłam się o to, że nie dam rady pokochać kolejnego dziecka tak samo mocno, jak córkę, i ta natrętna myśl prześladowała mnie właściwie do porodu. Wystarczyło pierwsze spojrzenie na tę małą „kruszynkę” (ponad 4 kg do kochania!), aby podobne lęki odeszły w zapomnienie.
To jest chyba właśnie definicja macierzyńskiej miłości, której nie trzeba dzielić, a która się mnoży.
Aneta Żuchowska, redaktorka MjakMama24.pl:
Każdy dzień to sinusoida. Nigdy nie wiesz, jak się potoczy dzień. Czy to będzie słodkie „kocham cię mamusiu” po przebudzeniu, czy „nie chcę iść dziś do przedszkola”. Czasem dołek na wykresie trwa i trwa. „Nie ubiorę się w to”, „Nie chcę jechać w foteliku”, „Chcę lizaka”, „A Tosia ma lepiej, bo może słodycze cały czas” – dudni w uszach. Do tego słowo „mama” wypowiadane co najmniej 1000 razy dziennie – najczęściej w wołaczu.
Wystarczy jednak jedno „Kocham cię mamusiu najbardziej na świecie” lub „Czy będę mogła zawsze z tobą mieszkać?”, by wszystko, co trudne w macierzyństwie odeszło w niepamięć.
Dzięki dzieciom doceniam chwile tu i teraz. W sumie, zanim nie zostałam mamą, nie zauważałam pędu czasu. Może przez to, że patrząc w lustro codziennie, nie widziałam widocznych zmian. Co innego jest z dziećmi. Gdy się przegląda ich zdjęcia w galerii telefonu, czasem tydzień robi ogromną różnicę w wyglądzie i umiejętnościach.
„Jak ten czas leci” – człowiek wtedy myśli. Dzieci uczą jednak doceniać każdą uciekającą chwilę. U nich nie ma, że się spieszysz do pracy, że autobus ci ucieknie. Gdy zainteresuje je motylek na spacerze, choćby miały nie zdążyć do przedszkola na śniadanie, pochylają się nad nim i żyją chwilą. Tego też sama uczę się od moich dzieci – żyć dziś i zachwycać się drobiazgami.
Natalia Kosznik, redaktorka MjakMama24.pl:
Nie jestem i nigdy nie byłam fanką początków macierzyństwa. Nieprzespane noce, ciągły niepokój o zdrowie małego człowieka, dobijająca odpowiedzialność, baby blues, bunty dwulatka, trzylatka... Prawda jest taka, że nie każda z nas jest w stanie znaleźć w sobie tyle spokoju i dojrzałości, by znieść ten czas z pokorą i siłą. Ja nie byłam i dziś wiele bym zmieniła. Już nie da rady, ale wiem, że było warto.
Choć pociążowe hormony wiele razy nasuwały mi myśl, że moja kilkumiesięczna wówczas córka mnie „nie kocha”, a bunty dwulatka sprawiały, że wątpiłam w to, że kiedykolwiek poczuję, że macierzyństwo to moja droga w życiu, to dziś mam koło siebie małą kobietkę, która sprawia, że czasami aż serce boli z miłości. Każda chwila, gdy mogę być dla niej wsparciem, poradą, kojącym przytulasem, otarciem łez, kompanką do wygłupów, dopingiem w rozwoju pasji jest na wagę złota. Sprawia, że jednocześnie chciałabym zatrzymać czas w miejscu, ale i nie mogę się doczekać, co jeszcze przed nami, bo jest coraz piękniej, nawet gdy mamy gorsze dni.
Zawsze gdy mówi mi: „kocham cię, jesteś najlepszą mamą na świecie”, mam flashback z wszystkich trudnych momentów sprzed lat. Uśmiecham się wtedy do tamtej siebie ze zrozumieniem. Gdyby nie było tamtych gorzkich chwil, nie byłoby nas takimi, jakimi jesteśmy dziś. A jesteśmy totalny „dream team”.
Ewelina Celejewska, szefowa segmentu Zdrowie, Parenting & Kuchnia:
W byciu mamą najbardziej zaskoczył mnie ciągły niepokój. Początkowo wydawało mi się, że to stan przejściowy, typowy dla młodych mam – strach o prawidłowy rozwój dziecka, o podołanie roli mamy. Jednak z biegiem czasu niepokój ten nie zniknął, jedynie ewoluował. Dziś, będąc mamą 11-latka, nauczyłam się już z tymi emocjami żyć – ba!, wykorzystywać je tak, by owocowały jako piękna, zdrowa relacja, oparta o zaufanie, troskę, wsparcie i… niezależność.
Czy to kiedyś minie? Nie sądzę. A szczerze? Chyba nawet bym nie chciała. To cudowne – mieć o kim myśleć, opiekować się, wspierać i obserwować, jak eksploruje świat. Co jeszcze mnie zaskoczyło? Mój multitasking! Nie sądziłam, że można tak wiele rzeczy robić jednocześnie!
Natalia Nocuń-Komorowska, redaktorka MjakMama24.pl:
Gdy zostajesz mamą, przełącza się jakiś magiczny „pstryczek”. Nagle wszystko staje się oczywiste, działasz naturalnie. Stale odblokowujesz nowe funkcje, wciąż dowiadujesz się o sobie czegoś nowego. Siedzisz cicho, ustępujesz, nie umiesz walczyć o swoje? Gdy chodzi o dzieci, stajemy się lwicami.
Nie, bycie mamą to nie są jednorożce, tęcze i same piękne chwile. Mamy dość, czujemy się bezsilne, macierzyństwo nas przerasta. Chcemy wziąć wolne, wrócić do dawnego życia, gdy byłyśmy odpowiedzialne tylko za siebie. A po chwili… Najsłodszy bezzębny uśmiech, laurki, którym trzeba się dokładnie przyjrzeć, aby dostrzec, co autor miał na myśli, naszyjniki z makaronu, głosówki, w których słyszysz „jesteś najlepsza”. Niezależnie od tego, na którym etapie macierzyństwa jesteś, na pewno doskonale wiesz, o czym mówię.
Mamo, jesteś najlepsza! Pamiętaj o sobie, nie tylko w ten jeden dzień w roku.