Od lat mówi się o tym, że wiernych ubywa. Coraz mniej osób uczestniczy w mszach, dzieci są wypisywane z lekcji religii. Tych trendów nie widać podczas wielkanocnego święcenia pokarmów czy w czasie pierwszej komunii świętej. Kościół jest pełny, ludzie modlą się gorliwie. Nasza czytelniczka mówi "stop". Chciałaby, aby ludzie przestali na siłę wysyłać dzieci do sakramentów.
Oddaję głos pani Joannie.
"Mam zastrzeżenia do Kościoła"
Moja córka idzie w tym roku do komunii. To dla niej ważne wydarzenie, do którego sumiennie się przygotowuje. Pilnowała zdawania wszystkich modlitw, regularnego chodzenia do kościoła, obowiązkowych spotkań i wszystkich innych elementów przygotowania do przyjęcia sakramentu. Pamiętała lepiej od nas, przyznam, że zdejmowała z nas wielki ciężar, z mężem nie musieliśmy stale wszystkiego kontrolować, przypominać i stać jej ciągle nad głową.
Chyba jak większość Polaków mam zastrzeżenia do Kościoła, raz mniej, raz bardziej, wkurza mnie ta instytucja. To mało powiedziane, ale denerwuje mnie to co było i to co jest, pewnie i to co będzie. Złoszczą mnie ludzie, skostniałe zasady i to wszechobecne umartwianie się. Uważam, że czas na kolejną reformę, wywalenie wszystkiego do góry nogami. Spodobało mi się stwierdzenie z serialu, że to korporacja, dużo w tym prawdy. Jednak ludzie to jedno, drugie to nasza wiara. Nie powiem, długo mi to zajęło i wciąż bywa, że nie jest łatwo, ale jakoś się od tego odcięłam. Wierzę w Boga, nie wierzę w ludzi. Każdy ma swoje zdanie, to jest moje, nie rozpoczynam dyskusji.
Przeczytaj także: Co oznacza przystąpienie do pierwszej komunii? Nie zapomnij o istocie tego wydarzenia
"Wszystko robią po łebkach"
Złości mnie co innego. Widzę moje dziecko, dla którego pierwsza komunia to naprawdę duchowe i ważne przeżycie. Chce przyjąć sakrament, naprawdę mu na tym zależy. I patrzy na kolegów, którzy wszystko robią po łebkach. Przez cały rok nie chodzili na msze, ściągają na lekcjach religii, byleby tylko dostać podpis księdza (w trzeciej klasie ściągać na religii - może to jest coś do dyskusji?). Spotkania komunijnie? Na tych online byli chyba wszyscy, w końcu można wyłączyć mikrofon i kamerkę, wpisać się na listę obecności i gotowe. Gorzej z tymi stacjonarnymi, ale też zawsze można było coś wykombinować. Oczywiście tam, gdzie lista nie była sprawdzana, nie było i ludzi. Nikt nie będzie tego weryfikował, nie ma co się wysilać.
Przeczytaj także: Goście pytają, co kupić dziecku na komunię? Zanim odpowiesz, pomyśl o podatku
"Są tacy, co przemęczą się do końca podstawówki"
Wkurza mnie to nasze polskie podejście. Nie jestem święta, ale hasło wierzący niepraktykujący brzmi dla mnie śmiesznie. Bo ci "wierzący" w nic nie wierzą, nie modlą się, nie znają imion apostołów, nie wiedzą nic o przykazaniach. Z moim "uwielbieniem" do "korporacji" to już ja mogę się nazwać "niepraktykującą".
Po co przyjmować sakramenty? Dziecko chodzi na religię, idzie do pierwszej komunii i tyle, dokumenty w parafii uzupełnione, można się wypisać. Są jeszcze tacy, którzy przemęczą się do końca podstawówki, odhaczą bierzmowanie i znikną na długo. Przynajmniej do momentu, kiedy nadejdzie kolejny sakrament.
Przeczytaj także: Ile dać na komunię 2024? Znamy tegoroczne stawki dla bliższych i dalszych gości
"Mam dość tej całej obłudy"
Po co ta cała szopka? Powielamy rodzinne schematy? Tak można tłumaczyć wszystko, ale przecież chcemy być postępowi. Miejmy odwagę zatrzymać tę machinę. Nie chcemy chodzić do Kościoła, mamy gdzieś te wszystkie "gusła", to w ogóle nie zapisujmy dzieci na religie. Jak będą chciały, to same zadecydują o przystąpieniu do sakramentów. Mówi się o tym w kontekście chrztu, a to dotyczy wszystkich innych. Będzie nas obwiniało, że nie poszło do komunii? Ale przecież ma mieć za złe, że podjęliśmy za niego decyzję o chrzcie. Może nie będzie to takie łatwe i oczywiste, ale jeśli młody człowiek będzie kiedyś chciał przystąpić do sakramentów, będzie mógł to zrobić.
Naprawdę mam już dość tej całej obłudy. Szkoda mi mojego dziecka, które jest tym naiwnym, inni się przemykają, a ona robi wszystko tak jak należy. Nie nazwę innych cwanymi.
Komunia coraz bliżej, trwają próby. Oczywiście dzieciaki chodzą w kratkę, jednego dnia są jedni, kolejnego drudzy. W ławkach są ustawieni wzrostem, mają przydzielone różne funkcje. Gdy kogoś ciągle nie ma, wszystko dezorganizuje. Dzieciaki mają dość ciągłych powtórek, wkurzam się i ja, bo tracimy (ja lub mąż) kolejne wieczory. Nie wiadomo, po co chodzi, trzeba tłumaczyć od nowa, wszystko trwa i trwa.
Przeczytaj także: "Moja córka idzie do komunii, ale to ja się mam spowiadać?!". Oburzenie rodziców mnie rozśmiesza
"Na próby nie chodzą, ale na komunii będą siedzieć w pierwszej ławce"
Na próbach spokojnie siedzę w ławce na wysokości mojej córki, dookoła pustki, nie muszę się przepychać łokciami. Mogę się założyć, że w niedziele na uroczystości będą tłumy. Na próby nie chodzą, ale na komunii będą siedzieć w pierwszej ławce. Wystrojeni, rozmodleni. Po co być codziennie w kościele, jak wystarczy jeden dzień, aby się pokazać? A ja będę musiała się gdzieś wcisnąć.
Jestem ciekawa jeszcze jednego: ile osób będzie na mszach w Białym Tygodniu. Mają być wieczorem, teoretycznie nic nie powinno stać na przeszkodzie. Teoretycznie. Oczywiście odpowiedź znam, wiem, też, że za rok na rocznicy komunii pojawi się tylko garstka. I po co to wszystko?
Przeczytaj także: Quady, konsole, albo 3 tys. na komunię? Irena Kamińska-Radomska: "To bardzo niewychowawcze"