Córka wyznała, czym był dla niej „karny jeżyk”. Mama zrozumiała, że popełniła duży błąd

2022-12-07 15:20

„Karny jeżyk” zyskał popularność w Polsce w roku 2006. Był to odpowiednik "time out" z brytyjskiej wersji programu "Super Niania". Pewna mama wyznała, że dla jej córki czas na nim spędzony był traumatyczny. Wtedy jednak nie wiedziała, jak inaczej może zapanować nad zachowaniem dziecka. Dziś wie znacznie więcej, ale tamtej decyzji do dziś żałuje.

Smutna dziewczynka patrzy przez okno

i

Autor: GettyImages

Program „Super Niania” był wsparciem, którego potrzebowali niektórzy rodzice. W wielu wywiadach psycholog Dorota Zawadzka wyjaśniała, że nazwa „karny jeżyk” jest nietrafiona. Dziecko nie miało się tam udać za karę. Podkreślała, że czas na nim spędzony, to czas na wyciszenie i uspokojenie negatywnych emocji. Zarówno tych u dziecka, jak i rodzica. Psycholog podkreślała, że ta metoda nie jest dla wszystkich.

Emily jest mamą trzech dziewczynek. Wyznała, że wzorowała się na brytyjskim programie telewizyjnym „Super Niania” prowadzonym przez Jo Frost. Przeczytała również wiele jej książek, chcąc dobrze wychować swoje dzieci.

Patrząc jednak w przeszłość, żałuje, że sadzała najstarszą córkę na „karnym jeżyku”.

Swoją historią podzieliła się na łamach nypost.com.

ZObacz także: Zrezygnujesz z kar dla dziecka, gdy już będziesz to wiedzieć. Więcej na nich stracisz niż zyskasz

Spis treści

  1. „Byłam pewna, że to działało”
  2. Żałuje, że sadzała córkę na „karnym jeżyku”
  3. Kursy dla rodziców
Najczęstsze błędy wychowawcze, które popełniają rodzice

„Byłam pewna, że to działało”

Emily opowiedziała, że gdy jej najstarsza córka miała 3 lata, stosowała metodę „time out”, czyli „karnego jeżyka”. Kiedy dziewczynka źle się zachowywała, otrzymywała pierwsze ostrzeżenie. Jednak, gdy to nie działało, mama przenosiła ją na matę, na której odmierzała czas. Długość tzw. przerwy był związany z wiekiem dziecka. Jedna minuta na każdy rok.

3-latka zmuszona była spędzić na macie całe 3 minuty, po czym musiała przyjść do swojej mamy i wyjaśnić, dlaczego została tam wysłana, przeprosić i przytulić.

Metodę „karnego jeżyka” Emily praktykowała tylko w przypadku najstarszej córki, która skończyła już 15 lat. Stosowała ją od jednego do trzech razy w tygodniu przez okres dwóch lat, czyli między 3. a 5. rokiem życia. Po takie środki nie sięgała w przypadku dwóch kolejnych córek, które obecnie mają 10 i 13 lat.

Kobieta była przekonana, że ta metoda jest skuteczna. Nie widziała nic lepszego, co mogłaby zrobić.

Żałuje, że sadzała córkę na „karnym jeżyku”

Po latach Emily usłyszała od swojej nastoletniej już córki, że czas spędzony na macie był dla niej traumatyczny. Za wszelką cenę chciała uniknąć złego zachowania.

Dziś kobieta rozumie, że taka metoda nie jest dla każdego, a szczególnie nie dla tak wrażliwych dzieci, jak jej najstarsza córka.

Przyznała jednocześnie, że w tamtym okresie miała naprawdę mało wsparcia i porad, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach, gdy dziecko gorzej się zachowuje. Niemniej żałuje, że zdecydowała się na odsyłanie córki na matę na tyle minut, ile dziewczynka miała lat.

Kursy dla rodziców

Emily wyznała, że rodzicielstwo to najważniejsza i zarazem najtrudniejsza praca, w której popełnia się wiele niepotrzebnych błędów.

Gdybyśmy tylko my, jako rodzice, otrzymali choć część narzędzi w ramach zajęć prenatalnych lub nawet dostęp do informacji po wyjściu ze szpitala. Myślę, że byłaby to inwestycja w społeczeństwo – powiedziała mama na łamach portalu.

Emily ukończyła kurs dotyczący pozytywnego rodzicielstwa i dopiero wtedy zrozumiała, że zachowanie jej najstarszej córki miało związek z potrzebą uwagi. Poświęcała jej bowiem mniej czasu, zajmując się młodszymi dziećmi.

Kobieta zmieniła swój styl wychowawczy. Wprowadziła czas wspólny dla wszystkich, w którym to poświęca 100% swojej uwagi tylko dziewczynkom. Razem się bawią, malują, czeszą sobie włosy, czytają książki lub grają w gry. Jej dzieci są zachwycone i uwielbiają te chwile.

Czytaj także: Kreatywna dyscyplina, czyli wychowanie bez krzyku. Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały?