"Mam dość tych dzieciątek, którym wszystko wolno. Moje dzieci też biegały, ale miałam zasady"

2024-04-09 11:46

Wiemy, że dzieci potrzebują aktywności ruchowej, a na placu zabaw nie będą siedziały cicho. Czy to jednak oznacza, że wszystko im wolno? W liście do redakcji mama trójki zastanawia się, czy tylko w jej rodzinie funkcjonują pewne ograniczenia. "Czy jestem w tym wszystkim sama?" - pyta.

Mam dość tych dzieciątek, którym wszystko wolno. Moje dzieci też biegały, ale miałam zasady

i

Autor: Getty Images "Mam dość tych dzieciątek, którym wszystko wolno. Moje dzieci też biegały, ale miałam zasady"

Ciepłe dni zachęcają do aktywności na świeżym powietrzu. Wyciągamy rowery, zabawki do piaskownicy i większość dnia spędzamy na zewnątrz. Nasza czytelniczka uważa, że rodzice pozwalają dzieciom na zbyt wiele - nie patrzą na innych, jedynie na potrzeby swoich maluchów. Wydaje jej się, że tylko ona ten fakt dostrzega i tylko jej to przeszkadza. Czy słusznie?

Oddaję głos pani Beacie.

Spis treści

  1. "Pogodziłam się z tym, że mam plac zabaw pod oknem"
  2. "Dzieciaki opanowują chodniki"
  3. "Staram się być empatyczna"
Bunt dwulatka - Plac Zabaw odc. 6

"Pogodziłam się z tym, że mam plac zabaw pod oknem"

Zacznę od tego, że nie jestem "starą panną, którą tylko koty się interesują", bo tak mi już kiedyś powiedziano, gdy ośmieliłam się napisać, co myślę na pewnej rodzicielskiej grupce. Nie wiem, czy ma to jakieś większe znaczenie, ale napiszę - jestem matką, mam trójkę dzieci. I mam dość tych wszystkich dzieciątek i ich rodzicielek, które uważają, że wszystko im się należy.

Pogodziłam się z tym, że mam plac zabaw pod oknem i pierwsze ciepłe dni są zwiastunem tego, co przyniesie niedaleka przyszłość. Wrzaski od rana do nocy, płacz i tupanie nogami, sikanie pod płotem. Brzydzą mnie dorośli faceci, którzy muszą publicznie załatwiać swoje potrzeby i nie wiem, czemu dzieciak to musi robić na środku. Mocz to mocz, kryzysową sytuacje można załatwić jakoś na boku, w okolicy jest wiele drzew i krzaków. Nie trzeba tego robić obok zjeżdżalni.

Powiedzmy, że to wyjątkowe sytuacje i lepszy mocz niż rozdeptana na środku podwórka kupa, przykryta mokrą chusteczką. Gorzej mają ci, co mieszkają obok szkoły. Na boisku nikt nie sika, bo kamery, ale hałas jest cały rok, a gdy jest cieplej jest masakra. Lekcje WF-u, dzieci ze świetlicy, zajęcia dodatkowe. Świątek, piątek i niedziela, atrakcje są zapewnione. Rozumiem, ale ciesze się, że do szkolnego boiska mam kawałek.

Przeczytaj także: Czy powinnyśmy zwracać uwagę cudzym dzieciom? "Reaguję, nie licząc się ze słownymi konsekwencjami"

"Dzieciaki opanowują chodniki"

To co mnie najbardziej wkurza to to całe hulaj dusza. Dzieciaki opanowują chodniki, każdy skrawek przestrzeni, tu rysują kredą, tam jeżdżą na rolkach, tam skaczą na hulajnogach. Nie wiem, jak to napisać, żeby znów nie zostać wyzwana od starych panien. Moje dzieci też biegały po podwórku, też miały różne sprzęty. Ale tłumaczyłam im, że nie mają całego parku dla siebie, mogą jeździć, ale tak, aby inni mogli chodzić alejkami, że mają nie puszczać baniek komuś w twarz. I żeby były ciszej, jak widzą, że ktoś usypia dziecko, nie biegać obok psa. Jak ktoś sobie robi piknik to nie rozstawiamy się obok z piłką. Mam wrażenie, że byłam jakimś wyjątkiem, głupią matką, która nie pozwalała dzieciom na zabawę. Po prostu uważam, że powinny patrzeć też na innych.

Przeczytaj także: "Matki na placach zabaw zachowują się koszmarnie. Tak, zapewne ty też"

"Staram się być empatyczna"

Czemu to ja mam uważać na dzieciaki ganiające po ścieżkach rowerowych. Może to niech ich rodzice zadbają o to, żeby dzieci tam nie wchodziły. To nie jest miejsce dla jeździków, ile można słuchać tłumaczenia, że na ścieżce jest lepsza nawierzchnia i łatwiej się jeździ. Jak wjadę to będzie moja wina. W końcu zacznę to wszystko zgłaszać, mam już dość strzępić sobie język.

Staram się być empatyczna, moje dzieci nie są tak duże i pamiętam, jak to było, gdy wszystko było fajne przez pięć minut, trzeba było ciągle szukać nowych atrakcji i mieć oczy dookoła głowy. Spędzaliśmy czas na zewnątrz, ale nie byli panami podwórka, nie oczekiwałam, że wszyscy będą im schodzić z drogi, bo akurat najlepszą zabawą było pędzenie z kaczką na patyku. Już słyszałam, że to moja wina, bo szłam chodnikiem i przeze mnie dziecko nie miało jak ominąć kałuży. Teraz i na wybiegu dla psów trzeba uważać, bo plac zabaw to dla niektórych za mało.

Czy jestem w tym wszystkim sama? Czy tylko ja dostrzegam, że dzieci nie znają żadnych granic, a ich rodzice uważają, że nie ma w tym nic złego? Uwielbiam wiosnę i lato, ale jak pomyślę sobie o tych wszystkich królewiczach to marzę o bezludnej wyspie.

Przeczytaj także: Rodzicielstwo bliskości. Model, w którym rodzic przytula, ale i wyznacza granicę