Monika ma 5 córek, mówi o życiu w "babińcu". „Potrafią przebierać się kilka razy dziennie"

2023-07-27 9:00

Wychowanie córek różni się od wychowywania synów. Pojawiają się inne problemy, inne zainteresowania i zabawy. Monika ma w domu pięć dziewczynek i jak sama przyznaje, nie jest łatwo, ale „życie w stadzie” ułatwia ogarnięcie każdego dnia.

Rodzina z pięcioma córkami

i

Autor: Archiwum prywatne Prawdziwy „babiniec” – jak go ogarnąć? „Potrafią przebierać się kilka razy dziennie

Monika nigdy nie przypuszczała, że będzie miała pięć córek. Dziś jest szczęśliwą mamą 12-latki, 7-letnich bliźniaczek i 3 -letnich bliźniaczek. Nie ukrywa, że marzyła o chłopcu, jednak bardzo ceni sobie to babskie towarzystwo. Przyznaje, że jej życiowy partner, śmiejąc się, powtarza: „Tak kocham kobiety, że Pan Bóg mi to wynagrodził”.

Opowiada nam, o czym należy pamiętać, wychowując córki.

Zobacz także: 9 ważnych zasad, które każdy ojciec powinien wpoić swojej córce

Spis treści

  1. „Jak widziałam matki z bliźniakami, łapałam się za głowę”
  2. Kolejne dziewczynki w drodze
  3. Przebierają się kilka razy dziennie
  4. Dziewczynki lubią majsterkować
  5. Trzeba mieć plan działania 
  6. Chce, żeby o tym szczególnie pamiętały
  7. "Nie zmieniłabym sposobu wychowania"
  8. Czas dla siebie to klucz, żeby znaleźć siłę
Najczęstsze błędy wychowawcze, które popełniają rodzice

„Jak widziałam matki z bliźniakami, łapałam się za głowę”

Monika nigdy nie spodziewała się, że zostanie mamą tak licznej gromadki, a w szczególności dwóch par bliźniąt.

— Jakby mi ktoś powiedział, że będę miała piątkę dzieci, a do tego dwa razy bliźnięta, nie uwierzyłabym. Zawsze jak widziałam matki z bliźniakami, to łapałam się za głowę i wyobrażałam sobie, jak im musi być ciężko. Jak to można ogarnąć? — mówi.

Dzisiaj wie, że wszystko jest możliwe. Co więcej, życie miało dla niej swój własny plan. Pierwszą ciążę bliźniaczą nazwała "darem".

— Przeżyliśmy wszyscy szok. Fenomenem było jednak to, że pierwsze bliźniaczki pojawiły się dokładnie, co do dnia, rok po poronieniu drugiej ciąży. Tak jakbyśmy tę jedną dostali gratis — wyznaje.

Druga ciąża bliźniacza była jeszcze większym zaskoczeniem. Kiedy lekarz potwierdził, że jest w kolejnej ciąży, nie od razu było jasne, że jajeczka są dwa.

— Przewróciłam się tydzień po tym, jak dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Bardzo bolał mnie brzuch, więc od razu pojechałam do szpitala na SOR. Lekarz szybko mnie zbadał. Dowiedział się w wywiadzie, że jest to kolejna ciąża. Wtedy też usłyszałam, że tam jest jeszcze „coś”. Pierwsza myśl, że dzieje się coś złego. Wtedy usłyszałam: „No ja tu widzę drugie jajeczko, które się zagnieżdża”. Z mężem w ogóle nie braliśmy tego pod uwagę. Nie myśleliśmy nawet, że drugi raz można mieć bliźnięta — opowiada.

Czytaj także: Znów nawrzeszczałaś na dziecko? „Te matki były w dzieciństwie grzecznymi dziewczynkami”

"Chcemy synka". Oto bardziej i mniej skuteczne sposoby na spłodzenie chłopca

Kolejne dziewczynki w drodze

4. miesiącu ciąży Monika dowiedziała się, że ponownie spodziewa się dwóch dziewczynek. Rozczarowanie, że to nie chłopcy, przyćmiła jednak informacja, że u jednego maluszka lekarze podejrzewali wadę serca.

— Wtedy już nie patrzyliśmy z mężem na płeć, tylko chcieliśmy, żeby wszystko było w porządku. Byleby były zdrowe. Mąż twierdził, że to bardziej ja nastawiłam się na chłopca. Śmiał się, że tak kocha kobiety, że Pan Bóg go wynagrodził — przyznaje mama dziewczynek.

Po porodzie specjalistyczne badania wykluczyły jakąkolwiek wadę serca u noworodków. Obie dziewczynki były zdrowe.

Przebierają się kilka razy dziennie

Monika przyznaje, że mając w domu same córki, musi pogodzić się z faktem, że dom to prawdziwy salon mody.

— Potrafią przebierać się kilka razy dziennie. Jedne obserwują drugie i zmieniają stroje. Włącznie z 3-latkami, które zakładają ubrania starszych o 4 lata sióstr. Te najmłodsze potrafią wejść do szafy, wywalić wszystko na zewnątrz, przebrać się i udawać, że są Laurą i Heleną. Jest wesoło — opowiada z uśmiechem.

Drugą kwestią są kosmetyki: zdarzały się sytuacje, że nagle zapadała cisza, a jak podkreśla Monika, w ich domu cisza jest grozą.

— Wtedy się zastanawiam, gdzie są najmłodsze dziewczynki. Jak ich nigdzie nie mogę znaleźć, to wiem, że są w łazience przy sypialni. Wchodząc, widziałam wszystko wysypane na podłogę. Rozsypane cienie, pudry, po prostu dramat — tłumaczy i dodaje, że teraz zamyka łazienkę na klucz.

Dziewczynki lubią majsterkować

Monika jest mamą, która nie boi się wyzwań i świetnie radzi sobie nie tylko w gotowaniu i prowadzeniu domu, ale także w majsterkowaniu. Tego samego chce nauczyć córki. Przyznaje, że bardzo chętnie jej pomagają i uczą się nowych rzeczy.

— Dziewczynki też lubią majsterkować. Ostatnio zamówiłam leżaki ogrodowe i razem z dziewczynkami je skręcałyśmy. Miały mega zabawę i były strasznie zafascynowane, że mogą wkręcać śrubki i uderzać młotkiem — mówi.

Tata dziewczynek jest kierownikiem budowy i czasami zabiera córki do pracy. Szczególnie 7-letnia Helenka podziela pasję taty i lubi takie wypady.

— Helena zakłada wtedy kask ochronny, a tata oprowadza ją po budowie i pokazuje, co gdzie jest. Wszystkie nasze córki są bardzo ciekawe. Nie zamykają się na różne rzeczy, a Piotrek jest szczęśliwy, że może im opowiadać, jak nazywają się poszczególne maszyny — wyznaje Monika.

Oboje zdają sobie sprawę, że dziewczynki będą same kształtowały swoją przyszłość, ale już teraz widzą, że dwie z nich to plastyczki.

— Helena i Pola bardzo ładnie rysują. Helenka tworzy bardziej techniczne rysunki. Chcielibyśmy je popchnąć w kierunku architektury, jeżeli do tego czasu wciąż będą tym zainteresowane i będą z tego czerpały radość. Na razie bardzo jesteśmy szczęśliwi, że się tym interesują — opowiada.

Monika ma trochę nadzieję na stworzenie rodzinnego biznesu, ale nie zamierza robić niczego na siłę. Jeżeli dziewczynki nie będą tego czuły, nie będzie ich ciągnęła na siłę.

Trzeba mieć plan działania 

Wydawałoby się, że organizacja i porządek nie idą w parze z piątką dzieci w domu. Monika wydaje się jednak osobą, która stara się mieć wszystko pod kontrolą. Jak podkreśla, sukcesem jest plan działania.

— Zawsze wstaję wcześnie rano, bo lubię w spokoju wypić kawę. Kiedy wszyscy jeszcze śpią, a w domu panuje cisza i porządek. Później wstawiam pranie i ogarniam podstawowe rzeczy. Lubię mieć wszystko poukładane i planuję do przodu — zaznacza.

Po chwili dodaje jednak, że nie jest przesadną pedantką. Lubi, gdy dom jest posprzątany i stara się, aby dziewczynki też o tym pamiętały. Od małego powtarza, że po zabawie rzeczy powinny być odkładane na swoje miejsce. Ważne jest dla niej również to, aby umiały gotować. Pokazuje, co jak można przygotować i pozwala na dużą samodzielność. Dzięki temu, jak coś robi, one zawsze chcą pomagać.

Jej mąż ma z kolei taki zwyczaj, że po pracy, gdy chce „przewietrzyć głowę”, wybiera się na rower i zazwyczaj zabiera ze sobą wszystkie dziewczynki.

— To jest fajne i potrzebne. Raz: bo spędzasz czas z dziećmi, a dwa: dbasz o kondycję na świeżym powietrzu — wymienia korzyści.

Chce, żeby o tym szczególnie pamiętały

Monika na pytanie, czego by chciała nauczyć córki, jako pierwsze wymienia szacunek do siebie i innych. Według niej jest to podstawa.

— Muszą nauczyć się szanować siebie i swoje wartości. Muszą wiedzieć, że to, co masz w sobie jest najważniejsze, a nie to, co masz na sobie — podkreśla.

Jak widać, takie wychowanie przynosi wyniki. Najstarsza z jej córek – Pola, skończyła 12 lat i jest już nastolatką. Nie lubi jednak rzucać się w oczy drogimi ubraniami i butami.

Kolejną ważną rzeczą, na którą zwraca uwagę Monika, jest empatia. Podkreśla, że ważne jest, aby być uwrażliwionym na pomoc drugiej osobie.

— Dzisiaj ludzie często niestety patrzą tylko na siebie — przyznaje gorzko.

"Nie zmieniłabym sposobu wychowania"

Na pytanie, co chciałaby poradzić innym mamom dziewczynek i na co zwrócić uwagę przy wychowywaniu, odpowiada, że nawet mając chłopców, niczego by nie zmieniła. Jej zdaniem w wychowywaniu niezwykle ważna jest nie płeć dziecka, ale świadomość, że to ono dołącza do twojego życia, a nie odwrotnie.

— Nawet jakbym miała chłopca, to nie zmieniłabym sposobu wychowywania. On też musiałby się podporządkować do mojego i męża trybu życia. Miłość do dziecka jest bezgraniczna i nie można jej z niczym porównać, ale nie może być tak, że zapominasz o sobie. Ten człowiek dołącza do twojego życia i robisz tak, żeby to się zgrało. Żeby to się zazębiło i żeby to koło dalej się kręciło — wyjaśnia.

Dodaje, że zanim urodziła pierwszą córkę, widziała różne style wychowawcze i nie podobało jej się, że w wielu przypadkach życie rodziców wywraca się do góry nogami. Robią wszystko pod dziecko. Przestają gdziekolwiek wychodzić, odcinają się od znajomych i zatracają się w tym, że jest nowy członek rodziny i na każdym kroku trzeba się nim zająć.

Kolejną ważną rzeczą, o której powinien pamiętać każdy rodzic, jest uczenie dziecka samodzielności.

— Wiadomo, że dziecku trzeba niekiedy pomóc, ale trzeba je popychać do działania, wspierać do robienia rzeczy samodzielnie. Prawdą jest też, że kolejne dziewczynki podpatrują, to co robią starsze i uczą się przez obserwację. Wydaje mi się, że jak się "żyje w stadzie", to wbrew pozorom jest trochę łatwiej — przyznała.

Czytaj także: „Wypalonych rodziców jest dziś więcej”. Psycholog radzi, co robić, gdy dopadnie nas rodzicielski kryzys

Czas dla siebie to klucz, żeby znaleźć siłę

Mimo że wychowując córki, ma naprawdę dużo na głowie, Monika potrafi znaleźć czas dla siebie. Podkreśla jednocześnie, że każda z nas powinna się o to zatroszczyć.

— Nie wyobrażam sobie, żeby nie mieć czasu dla siebie. To jest trochę egoistyczne, ale na pierwszym miejscu jesteś ty, później dziecko, a na samym końcu partner. Jeżeli ty będziesz spełniała się zawodowo, rozwijała swoje zainteresowania, spotykała się z koleżankami i od czasu do czasu przewietrzysz głowę, chociaż na rowerze, to wracasz do domu szczęśliwsza i masz więcej energii. Przynajmniej ja tak mam — zaznacza.

Monika jest zdania, że każdy powinien mieć w związku swoją własną przestrzeń. Dlatego zarówno ona, jak i jej mąż, wychodzą czasami sami, ale dbają także o wspólne wyjścia bez dzieci. Dzięki temu mogą w spokoju porozmawiać i miło spędzić czas.

— Nie jest to tak, że są to regularne "randki", ale dbamy o to, żeby one były. Uważam, że tak trzeba żyć. Z początku przeżywałam takie wyjścia bez dzieci i miałam wyrzuty sumienia, ale przepracowałam to w sobie. Znam mamy, które zatraciły swoją osobowość i się poświęcają. Gdzie w tym jest ta osoba sprzed narodzin dziecka? Balans w życiu jest potrzebny. Wracasz jeszcze bardziej naładowana tą miłością do dzieci — podsumowuje.

Czytaj także: Polki zaharowują się, ale nie odpuszczają. "Nikt mnie nigdy nie pytał, czego chcę"