W czasie nauki zdalnej przyznałam się znajomym, że nie pomagam synowi w odrabianiu lekcji i że wcześniej też nigdy tego nie robiłam.
- Nie zależy ci na jego ocenach? - spytał mnie zdziwiony kolega.
- No, gdyby nie nasze zaangażowanie w lekcje Kacpra, on nic by nie umiał, bo ta dzisiejsza szkoła to... - zwiesiła znacząco głos jego żona.
Czy powinnam czuć wyrzuty sumienia, że nie pomagam dzieciom w odrabianiu lekcji?
Chce pani do końca życia robić za niego lekcje?
Moje kolejne dziecko zaczęło kolejny stopień edukacji – poszło do liceum. Wiem, że - może poza interpunkcją i historią Polski – jego wiedza jest już większa niż moja – nie pamiętam nic z fizyki, nie wiem, jak oblicza się całki ani czym są oddziaływania antagonistyczne i nieantagonistyczne między organizmami.
Ale to nie dlatego jestem przeciwnikiem pomagania dzieciom w odrabianiu lekcji. W końcu na etapie szkoły podstawowej dałabym sobie z tym radę. Ale nawet wtedy tego nie robiłam, bo moje dzieci były w szkole, w której nauczyciele byli wielkimi przeciwnikami takich praktyk.
Pani Małgosia, wychowawczyni mojego najstarszego syna, już na pierwszym zebraniu powiedziała, że nie oczekuje od nas pomocy ani w odrabianiu lekcji, ani w pomaganiu dziecku w nauce.
- Jak dziś i jutro odrobicie za nich lekcje, to będziecie robić to do samego liceum, a oni niczego się nie nauczą. O to państwu chodzi?
No nie, o to mi nie chodziło, więc przestałam. Przestałam też kontrolować, co ląduje w tornistrze mojego pierworodnego, bo pani Małgosia poprosiła nas również o to, aby nie pakować dzieciom plecaków.
– Jak zapomną zeszytu i ja im za to postawię minus, to po 3 minusach zapamiętają, co włożyć do plecaka.
Czytaj również: Czy zatrudnianie pomocy do odrabiania lekcji ma sens?
Odrabianie lekcji z dzieckiem. 7 rad dla zachowania spokoju
Prac wykonanych przez rodziców nie oceniamy
Dwa lata później, gdy do szkoły poszła moja córka, pani Dorotka – jej wychowawczyni – powiedziała:
- Wolę, żeby dzieci oddały mi krzywo wycięte, zabrudzone i pogniecione własne prace niż ładne, równiutkie "dziełka" rodziców. Uprzedzam, że nie będę ich oceniać.
To chyba pierwszy i najważniejszy powód, dla którego przestałam odrabiać z dziećmi lekcje. Nie znaczy to jednak, że przestałam monitorować to, co robią, czy przestałam interesować się ich osiągnięciami szkolnymi.
W klasach 1-3 dostawaliśmy w każdy poniedziałek listę (chwała prywatnej szkole!), na której było napisane, co dzieci będą robić w danym tygodniu, co będzie potrzebne (np. krepina albo liście do zielnika), więc kartki lądowały na lodówce, abyśmy i my, i dzieci mogli na nie zerkać.
W czwartej klasie listy zniknęły, ale moje dzieci były już tak wyćwiczone, że nie musiały mieć żadnych przypominajek.
To twoja piątka, nie moja...
Ale tak naprawdę, kolejną lekcję dostałam w tym temacie od mojego najmłodszego syna. Z różnych względów radził sobie w szkole nieco gorzej od starszego rodzeństwa, nic dziwnego, że wróciła mi chęć zaglądania do jego zeszytów i śledzenia tego, co ma zadane.
Któregoś dnia pozwoliłam sobie, pod jego nieobecność, spojrzeć na brudnopis jakiegoś wypracowania czy rozprawki. Wzięłam długopis i z zawodowym zacięciem redaktorki poprawiłam mu setkę przecinków i innych błędów ortograficznych. Potem o tym zapomniałam do czasu, gdy syn przyniósł ze szkoły nędzną trójczynę z minusem z polskiego.
Zdziwiona spojrzałam na wypracowanie, widząc zakreślone na czerwono te same błędy, które przecież tydzień wcześniej poprawiałam. – Nie widziałeś moich poprawek? Przecież zaznaczyłam, gdzie masz błąd! Dostałbyś piątkę, gdybyś je łaskawie uwzględnił!
- Nie, to ty byś dostała piątkę, mamo – odparł mój 10-latek.
Jak wspierać dzieci w nauce bez odrabiania za nich lekcji?
Jak więc wspierać dzieci w nauce i dorabianiu lekcji, bez siedzenia z nimi przy stole i pokazywania palcem ó kreskowanego, zagubionego minusa czy złego wyniku?
Specjaliści podkreślają, że warto zadbać o dobre warunki do nauki, ustalając regularne godziny i miejsca odrabiania prac domowych, usuwając czynniki rozpraszające, jak włączony telewizor. Oczywiście, jeśli dziecko o coś zapyta, trzeba mu pomóc, wyjaśnić, pokazać, ale ma to być wskazówka, a nie odwalenie za dziecko jego roboty. Tak – jego – bo my, dorośli już w szkole byliśmy i swoje prace domowe odrobiliśmy.
Obecnie doskonałą pomocą jest internet. Gdy mój syn w czasie nauki zdalnej miał problemy z fizyką, znaleźliśmy kanał na YouTube, na którym jakiś student prostym językiem wyjaśniał wszystkie zawiłości pracy, mocy i energii.
Jest oczywiście wiele innych sposobów na to, aby pomóc dziecku, na pewno znacie je doskonale. Pamiętajcie w każdym razie, że pomimo najlepszych intencji, odrabianie zadań domowych za dzieci nie pomaga nikomu, a na pewno nie im samym.