Spis treści
- Wychowanie bliźniaków: mamo, Kamil nie zjadł zupy!
- Wychowanie bliźniaków: rodzeństwo dla jedynaka
- Wychowanie bliźniaków: na początku były tylko łzy
Wychowanie bliźniaków: mamo, Kamil nie zjadł zupy!
Joanna Tkacz dobrze pamięta swoje pierwsze USG. Patrząc na monitor, lekarka zapytała jej męża: „Widzi pan to co ja? Tu jest drugie dziecko!”. A potem było jeszcze więcej niespodzianek...
Joanna nie rozumiała, co się dzieje: „Jak to drugie dziecko? Jakie drugie dziecko?”, myślała gorączkowo. „Przecież już wybraliśmy wózek dla naszego maluszka”. Po wyjściu z gabinetu nie oszczędziła męża. „Zabiję cię”, powiedziała. A nieco później z uporem maniaka powtarzała: „Jedno oddamy. Tak, jedno oddamy!”.
Dziś Joanna i Sebastian Tkaczowie wspominają tę scenkę z uśmiechem. A Andrzej i Kamil, sprawcy całego zamieszania, mają już prawie po 10 lat. Chłopcy – bliźnięta jednojajowe – zewnętrznie są jak dwie krople wody. Ale różnią się charakterami i upodobaniami. Andrzej to typowy powieściowy Kmicic – odważny, czasem wybuchowy i porywczy. Kamil jest łagodniejszy, nieco bardziej wycofany, ale też bardziej uparty.
Spędzają ze sobą dużo czasu, bo zajmują ten sam pokój, razem uczą się gry na pianinie i angielskiego. Jednak potrzebują indywidualnego traktowania i rozdzielenia. Ważnym momentem w ich życiu było pójście do szkoły. Po długich dyskusjach rodzice zdecydowali, że chłopcy będą się uczyli w różnych klasach.
– Chcę, aby życie i rozwój chłopców przebiegały indywidualnie – mówi Joanna. – Zależało mi też na tym, aby dzieci przestały na siebie donosić. „Mamo, a Kamil nie zjadł zupy!”, wołał Andrzej. „Mamo, a Andrzej nie chciał rysować!”, przekrzykiwał go Kamil. To również skłoniło nas do decyzji o rozdzieleniu chłopców w szkole. Dziś wiemy, że dobrze zrobiliśmy. Chłopcy także są z tego bardzo zadowoleni i powtarzają, że nigdy nie będą chodzić do jednej klasy. Dzięki temu skończyła się między nimi rywalizacja, która nie tylko jest trudna do zniesienia dla rodziców, ale też niezdrowa dla samych dzieci.
– Bliźnięta zawsze chcą albo tego samego, albo czegoś innego. Przez długi czas o wszystko toczyli wojnę. Kto pierwszy wstanie, kto pierwszy usiądzie przy stole, kto się pierwszy przytuli... Tak, rozdzielenie Andrzeja i Kamila w szkole wyszło nam wszystkim na dobre – mówi Joanna.Przed 10 laty, kiedy dzieci się urodziły, nie mogła znaleźć polskich poradników, z których mogłaby czerpać wiedzę na temat wychowanie bliźniaków. Musieli sami z mężem nauczyć się radzić sobie z problemami, które stwarzała codzienna pielęgnacja dzieci, karmienie, mycie.
>>Przeczytaj również, dlaczego jest coraz więcej mnogich ciąż>>
Gdy Joanna i Sebastian nabrali doświadczenia, postanowili założyć Warszawski Klub Bliźniaka, a potem Internetowy (www.blizniaki.net), aby dzielić się z innymi wiedzą na temat specyficznego wychowywania bliźniaków, wymieniać się doświadczeniami, wspierać przyszłych i początkujących rodziców bliźniąt.
– Liczba ciąż bliźniaczych stale wzrasta wraz z postępem medycyny, terapii hormonalnych oraz zapłodnień pozaustrojowych – mówi Joanna. – Dlatego Klub z czasem przekształcił się w Stowarzyszenie na rzecz bliźniąt „Podwójny Uśmiech”, które od 2006 r. posiada status organizacji pożytku publicznego.
– Rodzice dowiadujący się o podwójnym szczęściu najczęściej są zaskoczeni, często przerażeni. Nie wiedzą, jak przygotować się na czekające ich wyzwania. O tym, że nasze stowarzyszenie jest potrzebne, przekonuje mnie także zaangażowanie rodziców, którzy korzystają z naszego portalu, oraz tych, którzy zwracają się do nas o pomoc.
Kolejnym wyzwaniem dla Joanny stało się napisanie praktycznego podręcznika dla rodziców, dotyczącego wychowania bliźniaków. Do współpracy autorka zaprosiła ponad 100 mam bliźniąt z forum dyskusyjnego. W dowcipnym i zawierającym bardzo praktyczne wskazówki poradniku znalazły się informacje o tym, czym charakteryzuje się podwójna ciąża, jak przygotować się do podwójnego porodu, a także wskazówki, jakie wózki bliźniacze są dostępne na rodzimym rynku, w jaki sposób karmić i kąpać dwa maluszki, czy rozdzielać bliźnięta w szkole i jak je rozróżniać.
Wychowanie bliźniaków: rodzeństwo dla jedynaka
Pierworodny syn Kasi Tumińskiej miał 5 lat, gdy okazało się, że będzie miał rodzeństwo – siostrę lub brata. Ale żeby naraz i jedno, i drugie? Wiadomość była zaskoczeniem dla Oliviera i jego rodziców.
Ciąża bliźniacza jest zawsze ciążą wysokiego ryzyka. Państwo Tumińscy drżeli nie tylko o jej przebieg, nieustannie towarzyszyła im także obawa o to, jak na dwójkę rodzeństwa zareaguje ich pierworodny. – Olivier jest bardzo wrażliwym dzieckiem – mówi Kasia. – Na szczęście ciąża przebiegała spokojnie, mogłam więc poświęcić mu dużo czasu, przygotować na przyjście dzieci.
Chłopiec podchodził do brzucha mamy i zagadywał do brata i siostry. Pomagał w wyborze imion dla nich. Jednak rodzice trochę się bali, jak zareaguje, gdy dzieci pojawią się na świecie. Kasia po porodzie spędziła w szpitalu 2 tygodnie. Niecierpliwie czekała na spotkanie z synkiem. Pragnęła wziąć go w ramiona, ucałować po długiej rozłące. Kiedy weszła do domu z Natanem i Matyldą, Olivier zamiast się przytulić do dawno niewidzianej mamy, powiedział stanowczo: „Pokaż mi tego brata i siostrę”.
>>Noworodek przytulił w inkubatorze swoją umierającą siostrę-bliźniaczkę i... zdarzył się cud!>>
Pierwsze 3 miesiące były trudne. Natan cierpiał z powodu kolki. Kasia prawie nie spała, bo starała się utulić cierpiące dziecko. – Nie spodziewałam się, że z powodu zmęczenia matka może nie reagować na płacz własnego dziecka – wyznaje Kasia. Wtedy właśnie Olivier odrywał się od zabawy, aby podać bratu smoczek.
W jego relacjach z rodzeństwem mały kryzys przyszedł, gdy bliźniaki miały 5 miesięcy. Chłopiec zaczął nawet okazywać zazdrość. Na szczęście rodzice szybko to zauważyli i staranniej dzielili czas między starszego syna a maluchy.
Dziś 8-letni Olivier świetnie dogaduje się z rodzeństwem, ale z bratem ma wyjątkowy kontakt. Podobnie reagują, mają zbliżone upodobania, razem się bawią i razem psocą. Fizycznie są też bardzo do siebie podobni.
– Gdy byłam w ciąży, ogarniał mnie lęk na myśl, że będę miała do pokochania jeszcze dwójkę dzieci – mówi Kasia. – Zastanawiałam się nad możliwościami własnego serca. Dziś śmieję się z tego, bo wiem, że w sercu matki jest dość miejsca na miłość do wszystkich dzieci.
Wychowanie bliźniaków: na początku były tylko łzy
Malina i Filip – tryskające energią brzdące – mają dziś po 2 lata. Ale gdy się urodziły, lekarze nie wiedzieli, czy przeżyją miesiąc. Najgorsze obawy budził stan Filipa.
Maja Ziarko-Teperska nie spodziewała się tak wczesnego porodu. W 6. miesiącu ciąży pojechała do szpitala, bo źle się czuła. Kiedy usłyszała od lekarza, że zabiera ją na porodówkę, powiedziała: „Ale ja jestem nieprzygotowana”. „Trudno”, odparł lekarz.
Dalej wszystko potoczyło się błyskawicznie. Filip urodził się jako pierwszy i Maja nawet go nie zobaczyła. Malinę widziała tylko przez chwilę, bo i ją zaraz zabrano. Dzieci ważyły razem 3 kg i wymagały specjalnej opieki, ale w żadnym warszawskim szpitalu nie było dla nich miejsca na oddziale neonatologii. W końcu trafiły do... Sokołowa Podlaskiego.
Rankiem lekarze w Sokołowie stwierdzili u jednego z dzieci wadę serca i odesłali je do warszawskiego szpitala przy Litewskiej. Ani Mai, ani jej mężowi Wojtkowi nie powiedziano, które z dzieci jest chore. W końcu Maja dowiedziała się, że to Filip.
– Paraliżowała mnie myśl, że mogę nigdy go nie zobaczyć, że nie zdążyłam nawet go przytulić – wspomina Maja. – Miałam do siebie pretensje o przedwczesny poród, uważałam, że zawiodłam, że urodziłam chore dziecko.
U Filipa rozpoznano przełożenie wielkich naczyń, co – upraszczając – oznacza, że utlenowana krew krąży tylko między sercem a płucami i nie dociera do innych narządów.
– Zajmowali się nim specjaliści, a nam pozostawało czekać – opowiada Maja. – Siedzieliśmy w szpitalu i zanosiliśmy się płaczem, ale nie mieliśmy za wiele czasu na rozpacz. Malina wciąż była w Sokołowie Podlaskim, a więc na zmianę jeździliśmy od jednego do drugiego dziecka.Malinę wypisano po 5 tygodniach z wagą 1,8 kg, ponieważ dobrze sobie radziła i jej życiu już nic nie zagrażało. Była cudownie spokojnym wcześniakiem, bez większych problemów z trawieniem czy snem.
O losie Filipa miała zadecydować operacja, ale odwlekano ją ze względu na niską wagę dziecka – czekano, aż osiągnie chociaż 2 kg. W międzyczasie malec dostał zapalenia płuc. Ta szczególnie groźna w przypadku Filipa choroba również odsunęła termin zabiegu. Wreszcie nadszedł ten dzień: operacja i czekanie na jej efekt. Udało się! – Zaczynaliśmy normalnie żyć, ale nie brakowało emocji – mówi Maja.
– Zakrztuszenie Maliny i jej pobyt w szpitalu, zapalenie oskrzeli u Filipa i znowu leczenie szpitalne. Następna zła wiadomość: Filip ma płyn w worku osierdziowym, przed nami widmo kolejnego zabiegu. Oj, było naprawdę ciężko, ale dziś to przeszłość. Cieszymy się, że dzieci normalnie się rozwijają.Jak teraz wygląda wychowanie bliźniaków? Malina bez przerwy zadaje pytanie: „Co to jest?”. Nie czekając na odpowiedź, pokazuje na coś innego. Filip jest bardziej wybuchowy. Trudno przechodzi tzw. bunt 2-latka. Krzykiem i rzucaniem się na podłogę próbuje osiągnąć swój cel. Ot, dwoje normalnych, zdrowych dzieci. Nikt nie domyśliłby się, że mają za sobą tak trudne początki.
miesięcznik "Zdrowie"