Okres pandemii wiele mam uczulił na problem niedostatecznej higieny. W obawie przed zakażeniem wirusem wciąż myliśmy sobie i dzieciom ręce, dezynfekowaliśmy powierzchnie, trzymaliśmy dystans. Mimo tego, że obserwowane wcześniej obostrzenia już nie obowiązują, wciąż wielu rodziców pilnuje, by dzieci zawsze miały czyste rączki.
Zapewne nie jeden raz widziałaś inne mamy na placu zabaw, biegające za pociechą z paczką nawilżanych chusteczek... a może sama jesteś taką mamą? Warto w tej kwestii nieco wyluzować, bo jak przekonują eksperci - przesadna higiena wcale dziecku nie służy.
Spis treści
Przesada w żadną stronę nie jest dobra
Ani nadmierne dbanie o higienę, ani zupełne ignorowanie jej zasad nie są dla dziecka dobre. Ciągłe mycie rąk malucha wcale nie jest dobre dla jego zdrowia fizycznego, o psychicznym nie wspominając. Dzieci za tą czynnością z reguły nie przepadają, a ciągle upominane, by uważały na bakterie, łatwo mogą zniechęcić się do eksplorowania otoczenia.
Układ odpornościowy kształtuje się przez pierwsze trzy lata życia dziecka, dlatego warto, by w tym czasie dziecko miało z różnymi bakteriami kontakt. Aby jego organizm wiedział, jak radzić sobie z różnymi drobnoustrojami, musi je przecież poznać. Najlepiej więc nieco przystopować z ciągłym myciem mu rączek i pozwolić mu się - przynajmniej od czasu do czasu - ubrudzić.
Okazuje się, że u dzieci, których rodzice przesadnie dbali o czystość w ich otoczeniu, mogą rozwinąć się różnego rodzaju dolegliwości. U dzieci, które często się brudziły, nie zauważono związku między brakiem higieny a wystąpieniem alergii w późniejszych latach. Badania pokazały jednak, że dzieci wychowujące się na wsi i mające stały kontakt ze zwierzętami rzadziej chorowały na alergie w porównaniu z rówieśnikami dorastającymi w miastach lub w domach, w których zwierząt nie było.
Czytaj też: Czy przeciąg może spowodować chorobę? Pediatra o sytuacji, gdy może do tego dojść
Zachęcaj dziecko do zabawy w ziemi
Eksperci, którzy zajmują się problematyką nabywania odporności, przekonują, że ani białka, z którymi maluchy przychodzą na świat ani te, które otrzymują wraz z mlekiem matki, nie wystarczą, by były w pełni odporne. Hipoteza "starych przyjaciół" opracowana przez Grahama Rooka, profesora mikrobiologii medycznej na University College London zakłada, że ludzie na przestrzeni ewolucji stykali się z różnymi, stosunkowo nieszkodliwymi drobnoustrojami, dzięki czemu ich organizmy nauczyły się traktować je właśnie jako nieszkodliwe i tolerować je.
Im więcej drobnoustrojów, z którymi mamy kontakt (to najważniejsze w 1. roku życia), tym lepiej, bo nasza mikrobiota staje się bardziej zróżnicowana.
"Sygnały molekularne napędzające ekspansję układu odpornościowego pochodzą głównie od drobnoustrojów żyjących w jelitach" - mówił Rook w rozmowie z "Live Science". To właśnie ten zespół mikroorganizmów, głównie bakterii, które tworzą złożony ekosystem, pomaga nam trawić żywność i wytwarzać potrzebne do życia witaminy.
Ciekawe badanie przeprowadzono w Finlandii. Sprawdzono, że u dzieci żyjących w miastach, układ odpornościowy można wzmocnić... za pomocą zabawy ziemią i trawą przyniesionymi z lasu. Już po miesiącu miały one bardziej zróżnicowany zestaw nieszkodliwych bakterii i komórek immunoregulacyjnych. Okazało się, że dzieci bawiące się wyłącznie na miejskich placach zabaw aż tak pokaźnej "kolekcji" nie zgromadziły.
To sugeruje, że czasem warto pozwolić dzieciom się ubrudzić. To dobre dla ich odporności i jak przekonują eksperci - stosowane w granicach rozsądku - korzystne.
Źródła: National-geographic.pl, Mikroorganizmy - nasi mali przyjaciele, czyli wybrane dane o hipotezie higieny
Czytaj też: "To prosta droga do kolejnej infekcji". Pediatra apeluje, by nie robić tego dziecku w markecie