Bezpieczeństwo dzieci jest dla rodziców priorytetem, dlatego dbają nie tylko o to, by dobrze się czuły, rozwijały i rosły zdrowo, lecz także o to, by nikt nie zrobił im krzywdy. Świadomi zagrożeń rodzice unikają publikowania wizerunku swoich pociech, jednak nie tylko znane mamy na fotografiach zakrywają twarze dzieci.
Czy wiesz, że ta zasada dotyczy nie tylko mediów społecznościowych? Policjantka zwraca uwagę na problem, który choć wydaje się marginalny, jej zdaniem zasługuje na uwagę.
Czytaj też: Co zrobić, kiedy zgubimy dziecko w tłumie? "To genialna taktyka"
"Nigdy nie popełniaj tego błędu"
Mł. insp. Małgorzata Sokołowska to policjantka, która aktywnie udziela się w mediach społecznościowych. Na Instagramie prowadzi popularny profil @z_pamietnika_policjantki, na którym przekazuje wiele cennych informacji na temat bezpieczeństwa. Przestrzega przed kolejnymi metodami oszustów, tłumaczy, czy dane zachowanie jest zgodne z przepisami i nie narażamy się to, że otrzymamy madnat.
Jej ostatni post, który narobił nieco szumu wokół tematu bezpieczeństwa dzieci, dotyczył ustawiania zdjęcia dziecka na tapecie w telefonie.
Z pewnością wielu rodziców ustawia fotografie swoich pociech na ekranie smartfona czy komputera. Sama złapałam się na tym, że również tak robię - dzięki temu za każdym razem sięgając po telefon, widzę dzieciaki. To miłe uczucie, zwłaszcza jeśli pociechy są daleko. Nie trzeba scrollować galerii w urządzeniu, w końcu zawsze na tapecie jest fotografia, która sami wybraliśmy jako tę ulubioną.
"Chroń prywatność swojego dziecka i nie umieszczaj jego zdjęcia na wyświetlaczu swojego telefonu" - przypomina policjantka Małgorzata Sokołowska. Zazwyczaj pilnujemy, by wizerunek dziecka, zwłaszcza z danymi dotyczącymi jego imienia oraz adresu placówki, do której uczęszcza, nie znalazły się w niepowołanych rękach. Unikamy pokazywania twarzy maluchów w internecie, jednak nie widzimy nic złego w tym, by zdjęcie dziecka ustawić na ekranie telefonu. Dlaczego jest to niebezpieczne?
"Często to lekceważymy, jednak nigdy nie wiemy, kto np. zerka nam przez ramię, kiedy siedzimy w komunikacji miejskiej i odblokowujemy swój telefon. I oczywiście zdecydowana większość osób ma dobre zamiary, ale w każdym społeczeństwie są osoby, które mogą chcieć nas skrzywdzić" - tłumaczy mł. insp. Sokołowska.
Zobacz też: Puszczasz malucha na golaska na plaży? Przeczytaj, dlaczego lepiej tego nie robić
"Nie dajmy się zwariować" versus "ważny post"
Jednym z zagrożeń sharentingu, a więc ciągłego umieszczania w sieci zdjęć swojego dziecka, może być wykorzystanie takich fotografii przez inne osoby. Podobnie jak w przypadku publikacji, także pokazywanie (przypadkiem, podczas odblokowywania telefonu) innym zdjęć dziecka niesie za sobą niebezpieczeństwo. Ktoś może wykonać zdjęcie takiej tapety i umieścić je np. na grupie internetowej wyśmiewającej maluchy lub - na stronie z treściami pornograficznymi.
Internauci komentujący post policjantki zwrócili uwagę, że ich zdaniem to daleko idąca przesada. "Nie dajmy się zwariować" - piszą. Mł. insp. Sokołowska tłumaczy jednak, że chodzi nie tylko o niebezpieczeństwo tej konkretnej sytuacji, w której oglądamy zdjęcia dzieci w miejscu publicznym.
Chodzi też o to, że dzieci nas obserwują. Jeśli widzą to, że beztrosko publikujemy w internecie ich wizerunek, mogą robić tak samo ze swoimi zdjęciami.
"Oczywiście, że zdjęcie na ulicy może nam zrobić każdy, ale skoro mamy realny wpływ na to co umieszczamy w sieci, to zastanówmy się dwa razy zanim coś opublikujemy. Dla dobra siebie i naszych dzieci" - tłumaczy policjantka.
Czytaj też: „Mamo dlaczego ten pan tak wygląda?”. Pedagog radzi, jak reagować w takich sytuacjach