Wychowanie dziecka kiedyś i dziś
Chyba każda z nas stara się być jak najlepszą matką. Często jest to trudne z uwagi na nasze własne dzieciństwo i schematy, które wgrali nam rodzice. Trudno jednak oskarżać ich o złe intencje. Z pewnością chcieli dla nas jak najlepiej, tylko w czasach ich rodzicielstwa nie było tylu poradników ani wiedzy na temat wychowania dzieci, co dziś. Nasi dziadkowie, pokolenie wojenne lub powojenne, również nie mieli łatwo.
Dzisiejsi rodzice starają się wyedukować w kwestii wychowania własnego dziecka jak najlepiej. Jednak w trakcie zdobywania tej wiedzy, często dociera do nich smutna prawda: oni sami nie byli traktowani w taki sposób przez własnych rodziców. Z jednej strony uczucie jest gorzkie, ponieważ trudno powstrzymać żal. Z drugiej czujemy ulgę, że sami nie musimy popełniać tych samych błędów, co nasi opiekunowie.
Nasza czytelniczka Dominika właśnie stanęła w obliczu tej trudnej prawdy. Jesteśmy przekonane, że wiele mam utożsamia się z jej sytuacją...
Poczułam zazdrość do własnego dziecka
"Przeczytałam dziś na Waszej stronie artykuł, w którym wymieniliście 8 zdań, które działają jak przytulanie i które każde dziecko powinno usłyszeć. Przepiękne to są zdania i od razu po przeczytaniu ich, zapisałam je sobie na małych samoprzylepnych karteczkach, żeby powiedzieć je przy okazji mojej córeczce. Ma 5 lat i nazywa się Julia" - opowiada kobieta.
"Po przedszkolu przydarzyła nam się mała sprzeczka i nawet udało mi się użyć jednego z tych zdań w naszej rozmowie - powiedziałam, że jej głos w tej rodzinie jest ważny. Zadziałało niesamowicie. Zobaczyłam, jak rozjaśniły jej się oczy i jaka poczuła się ważna, zauważona. Szybko się pogodziłyśmy, a sprzeczka poszła w niepamięć. Miałyśmy wspaniałą resztę dnia i wieczorem bez problemu położyłam ją spać.
Kiedy sama kładłam się do łóżka, z uśmiechem wzięłam karteczki i przeczytałam je znowu. I nagle wybuchęłam płaczem. Bo zdałam sobie sprawę, że nikt nigdy mi tego nie mówił.
Moja mama była bardzo surową, zapracowaną kobietą. Oszczędzała pieniądze i uczucia. Nawet jak ja i moje rodzeństwo mieliśmy jakieś osiągnięcia, nigdy nas nie chwaliła. Twierdziła, że chwalenie rozleniwia dzieci, a nie ma nic gorszego niż dziecko rozpuszczone jak dziadowski bicz. Taty w zasadzie nie było. Całe dnie pracował w zakładzie, a jak wracał, to zaszywał się w piwnicy i popijał po kryjomu.
Czytaj też: Jak mądrze chwalić dziecko?
W dorosłości przez wiele lat bałam się wyjść za mąż i mieć dzieci. Myślałam, że tego nie chcę, unikałam mężczyzn, którzy chcieli założyć ze mną rodzinę. Gdy jednak moja mama umarła, po kilku miesiącach zdałam sobie sprawę, że niczego nie pragnę bardziej, niż posiadać rodzinę.
Udało się to w wieku 37 lat. To wtedy na świat przyszedł mój największy skarb. I choć ostatecznie zostałam sama, to niczego nie żałuję. Julcia jest radością mojego życia, moim blondowłosym promyczkiem i szczęściem. Dziś jednak po raz pierwszy w życiu poczułam zazdrość do własnego dziecka.
Muszę zaopiekować się moją wewnętrzną dziewczynką
Moja mama nigdy mi nie mówiła, że mój głos jest ważny w rodzinie. Zamiast tego słyszałam, że dzieci i ryby głosu nie mają. Nigdy nie powiedziała, że bezpiecznie jest zaufać swojemu wewnętrznemu głosowi i intuicji. Zamiast tego kontrolowała nasze działania i nie pozwalała podejmować własnych decyzji. Nigdy nie usłyszałam, że moje ciało jest piękne takie, jakie jest. Słyszałam, że mam krzywe nogi, że się garbię. Nigdy nie pokazała, że moje uczucia są ważne, wręcz przeciwnie. W ogóle nie reagowała na moje uczucia niczym innym, niż gniewem. A jednocześnie ja nie miałam prawo się gniewać i być wściekła. Musiałam być posłuszna, cicha, perfekcyjna, nie skarżyć się. Wmówiła mi, że ja nie posiadam w swoim repertuarze takiej emocji, jak złość. Sprawiła, że bałam się złości. Wyrażać ją nauczyłam się dopiero na terapii i była to niesamowicie ciężka przeprawa, która pokazała mi, jak wiele gniewu przez te lata w sobie tłumiłam. Porażki były karane, osiągnięcia nie były świętowane. Moja matka nie pozwalała sobie na cieszenie się z osiągnięć, ani własnych, ani dzieci, na radość też rzadko sobie pozwalała. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałam jej szczery śmiech. Nie pamiętam, by w naszym domu był śmiech.
Płakałam więc jak bóbr i płakałam, aż wzięłam laptop i postanowiłam to napisać. Już mi lepiej, choć nadal płaczę. Czuję takie okropne poczucie niesprawiedliwości, że ja nigdy nie dostałam tego, co dostaje ode mnie moja córka. I wiem, że nikt mi tego nie da. Moja mama już nie żyje, a nawet gdyby żyła, to i tak jestem pewna, że nie umiałaby mi tego dać. Żadnemu facetowi też dotąd nie udało się zaleczyć tej dziury. To ja sama muszę zaopiekować się swoja wewnętrzną małą Dominiką i powtarzać jej te zdania tak samo często, jak własnej córce".
Czytaj też: Samoakceptacja - jak pomóc dziecku zaakceptować siebie?