"Tato! Gdzie ja mam te plemniki?" [WYWIAD Z AUTOREM]

2014-01-01 22:18

Dziecko potrafi zadać zaskakujące pytanie na temat seksu w najmniej odpowiednim momencie. Książka pt. „Tato! Gdzie ja mam te plemniki?” Marka Babika jest efektem licznych warsztatów prowadzonych przez wiele lat w szkołach i przedszkolach z zakresu wychowania seksualnego przeznaczonych dla rodziców dzieci przedszkolnych i wczesnoszkolnych.

tato gdzie ja mam plemniki

i

Autor: _materialy_prasowe

Redakcja: Jaka jest geneza powstania Pana książki? Przyznam, że tytuł: „Tato! Gdzie ja mam te plemniki?” jest dość chwytliwy. Czy usłyszał Pan takie pytanie od dziecka?

Marek Babik: Oczywiście, usłyszałem takie pytanie. Natomiast pomysł napisania takiej książki narodził się przynajmniej dziesięć lat wstecz. Sam zacząłem interesować się tą tematyką, według własnego pomysłu zorganizowałem warsztaty, podczas których rodzice wymieniali się doświadczeniami.

Książka jest bardzo prawdziwa, dotyka problemów, z którymi musi zmierzyć się każdy rodzic i mądrze przekazywać wiedzę na temat edukacji seksualnej. To jej największa siła. Pokazuje, jak odpowiadać na konkretne pytania dzieci…

W tekście bazuję na historiach, które usłyszałem podczas warsztatów. To rodzice dzielili się pytaniami, jakie zadały im ich dzieci. W książce zawarłem najpopularniejsze pytania, wraz z odpowiedziami, jakich próbowali udzielić rodzice.

Nie ma dwójki identycznych dzieci, praca z każdym z nich ma charakter indywidualny. I zawsze to rodzic decyduje, w jakiej emocjonalnej atmosferze, w jakiej formie i jaki słowami porozmawia ze swoim dzieckiem.

Rozmowy o seksie z dzieckiem: wychowanie seksulane

Podstawowe pytanie brzmi: czy rodzic powinien inicjować rozmowy o seksualności, czy czekać, aż dziecko zada mu pytanie?

Optymalnie jest, gdy dziecko samo stawia pytania na temat seksu. Wtedy zaczynamy rozmowę.

Część rodziców zgłasza jednak, że dzieci siedmio-, ośmio-, dziewięcioletnie nie zadają pytań. W takiej sytuacji zachęcam, by samemu rozpocząć rozmowę. Należy jednak pamiętać, żeby nie rozmawiać ze  sztucznym zadęciem: „słuchaj mam Ci coś super ważnego do powiedzenia... ”, tylko wykorzystywać naturalne sytuacje - widok kobiety w ciąży, widok małego dziecka, widok całującej się pary. Wówczas rodzic może powiedzieć: „popatrz, ta pani będzie miała dziecko” i w ten sposób naturalnie wejść z dzieckiem w temat. Myślę też, że jest wiele takich momentów przy oglądaniu telewizji czy filmów, które możemy wykorzystać, by rozpocząć rozmowę z dzieckiem.

>> Czytaj także: Wychowanie bez ojca: jaki ma wpływ na dziecko? >>

Wielu z nas jest skrępowanych tematyką seksualności, wstydzi się rozmawiać na ten temat nawet w gronie dorosłych. Rozmowa z dzieckiem to jeszcze większe wyzwanie. Ja mam wrażenie, że po przeczytaniu tej książki jestem mocniejszy i mniej będę się obawiał pytań, które mogą zadać mi moje dzieci.

Pisząc książkę miałem taki cel: żeby rodzice po jej przeczytaniu nabyli odwagi, postarali się przełamać to nakładane nam kulturowo tabu, które gdzieś tam się uruchamia w momencie mówienia o seksualności. Podzielę się tu moja obserwacją, że seks jest tematem, którego nie da się omawiać w oderwaniu od siebie i swoich emocji. Równanie z matematyki można wyprowadzić na tablicy w oderwaniu od tego, co się przeżywa. Ale jeśli zaczynam mówić o seksie to, po pierwsze, jest to związane z moimi doświadczeniami, a po drugie, osoby słuchające przepuszczają to przez swoje skojarzenia. Nikt z nas tej sfery nie jest w stanie wyłączyć. Myślę, że właśnie dlatego temat ten rodzi wiele oporów, bo odnosi się do naszych konkretnych przeżyć - czasem właściwych, czasem niewłaściwych, rożnie przez nas ocenianych.

Często na kartach książki, „Tato! Gdzie ja mam te plemniki?” radzi Pan, by na trudne pytanie dziecka sformułować krótką i zwięzłą odpowiedz. Po prostu kawa na ławę. A może lepiej odpowiadać bardziej opisowo, bez konkretów?

Ja posługuję się prostym schematem. W momencie, kiedy pada pytanie ze strony dziecka, proszę, aby rodzic udzielił mu prawdziwej odpowiedzi. To jest ważne, nigdy nie można dziecka okłamać.

Trzeba dać możliwie najkrótszą odpowiedz i poczekać na rozwój sytuacji. Często zdarza się, że dziecko pyta o prostą rzecz, a rodzic w swoim lęku rozmaitych zahamowań, zaczyna mu wyjaśniać różne detale i operować fachowymi terminami. Zupełnie niepotrzebnie. Wystarczy krótka odpowiedź. Jeżeli dziecko będzie zainteresowane, przyjdzie, postawi kolejne pytanie i zacznie rozmowę. Rzecz warta podkreślenia - ta krótka odpowiedź na pytanie dziecka nie powinna być zredagowana w sposób blokujący. Część rodziców na warsztatach otrzymując pytanie zastanawia się: „jak by mu tu odpowiedzieć żeby on dalej nie pytał”. To jest błąd. Dziecko ma otrzymać informacje, natomiast ma też wiedzieć, że może przyjść do rodzica z kolejnym pytaniem, że rodzic się tych pytań nie boi.

>> Czytaj także: Pozytywna dyscyplina: na czym polega ta metoda wychowywania dzieci? >>

I właśnie tak powinno się odpowiadać na fundamentalne pytanie „skąd się biorą dzieci”? Ono tak naprawdę otwiera dalszą rozmowę.

Dzieci się rodzą. Prosta odpowiedź. To jest też historia z naszego domu, gdzie właśnie padło to pytanie ze strony córki- „skąd ja się wzięłam?”. „Ty się urodziłaś”. „A kto mnie urodził?”. „Mama Cię urodziła”. Kolejnym pytaniem małej dziewczynki było: „a tata urodził braci?”. Proszę zobaczyć, jaka jest logika dziecka. Duże było rozczarowanie, gdy okazało się, że tu parytetów nie ma… (śmiech)

Dzieci z jednej strony zadają nam pytania, ale z drugiej – pozwalają zaobserwować, jak się wobec tego tematu zachowują. Ich zachowanie dużo przecież oznacza.

Tak. Na warsztatach bardzo jaskrawo wychodziła pewna prawidłowość. Rodzice mówili o pytaniach dzieci, o rozmowach, że próbowali, że się krępowali, wycofali. Natomiast znakomita większość, chciała, próbowała przemilczeć to, że obserwuje pewne zachowania dziecięce, które budzą niepokój. Fachowo ujmując, są to zachowania o charakterze seksualnym. I staram się wszędzie to podkreślać ze względu na to, że biologia dziecka jest taka a nie inna. Dziecko nie przeżywa sfery seksualnej tak, jak osoba dorosła, nie dąży do rozładowania napięcia, bo go nie odczuwa. Stąd też te wszystkie dziecięce zachowania mają charakter seksualny i absolutnie nie mogą być interpretowane w taki sposób, jak zachowania osób dorosłych. W książce daje cały szereg przykładów takich zachowań: ekshibicjonizm dziecięcy, podglądactwo, masturbacja dziecięca, zabawy erotyczne, sztuka erotyczna, erekcja, zakochanie. Pokazuję skąd te zachowania się biorą, jakie jest ich źródło. Ale też pokazuję schemat reagowania polegający na tym, by rodzic próbował sobie odpowiedzieć, jaką zasadę łamie jego dziecko. Na przykład: dziecko porozbierało się i biega po pokoju. Jaką zasadę łamie? Dopiero wtedy próbujemy podpowiedzieć, że nago nie biega się w momencie, gdy są u nas goście, w inne dni wolno. Nago nie biegamy po sklepie. Dziecko nie przeżywa wstydu, w związku z tym potrafi się w najmniej spodziewanych przez rodzica momentach i miejscach rozebrać i biegać. Warto o tym pamiętać i rozróżniać, bo wtedy poziom rodzicielskich lęków spada.

Wydaje mi się, że zawsze lepiej, żeby o sprawach seksualności dziecko dowiadywało się od rodziców, a nie „z ulicy”. Ta przysłowiowa ulica to dziś głównie Internet.

Bezwzględnie. Tutaj rodzic ma pierwszoplanową rolę do spełnienia. Uważam też, że wprowadzanie tych treści do nauczania przedszkolnego czy wczesnoszkolnego jest obarczone dość dużym ryzykiem. Ja ostatnio, przy wielu głośnych dyskusjach społecznych,  stawiam pytanie: jak postawić granicę między molestowaniem a wychowaniem? Jest to dość trudne. Dlatego uważam, że bezpieczniej jest pozostawić kwestię rozmów o seksualności dziecka rodzicom. Nauczyciele i seksuologowie powinni wspierać rodziców, a nie bezpośrednio rozmawiać z dzieckiem. Chyba, że rodzic uzna to za stosowne, wtedy w rozmowach na temat seksualności mogą pojawiać się osoby trzecie. Ale mocno obstaję przy stanowisku, że jest zadanie głównie dla rodziców.

>> Czytaj także: Wychowanie dziecka. „Jak być rodzicem, jakim zawsze chciałeś być” wydawnictwa Media Rodzina – poradnik dla rodziców >>

W książce wspomina Pan, że zanim jeszcze powszechne stało się określenie „zły dotyk”, wprowadził Pan pojęcie „dotyk niepotrzebny”. Jak rozmawiać z dzieckiem o molestowaniu seksualnym?

Pokazuję w książce, że należy nauczyć dziecko odróżnić dotyk potrzebny od niepotrzebnego. To są terminy, które ja ułożyłem. I one sprawdziły się w prywatnym wychowaniu moich dzieci. Tłumaczyłem swoim dzieciom, kiedy i kto może je dotykać.  Poza tym, od wczesnych lat należy uczyć dziecko, że jest pewna przestrzeń jego osobistych doświadczeń. Do tych doświadczeń należy ciało. Więc nie każdy, nawet i rodzic nie zawsze, powinien mieć dostęp do tego ciała. Powinniśmy uczyć dziecko pełnej samodzielności w rożnych czynnościach higienicznych, od najwcześniejszych chwil, od kiedy potrafi się umyć, skorzystać z toalety. To jest ta przestrzeń zarezerwowana dla niego. I kiedy ono prosi o pomoc, to jak najbardziej wchodzimy i pomagamy. Natomiast pozostawiamy dziecku miejsce na samodzielność, uczymy go samodzielności, bo w ten sposób możemy wyposażyć go w pewne środki ochronne. Bo skoro nawet rodzic mnie nie przytula bez potrzeby, to tym bardziej obca osoba nie powinna mnie brać za rękę, dotykać w miejscach intymnych i tak dalej.

materiały prasowe